Pogrobek. Józef Ignacy Kraszewski
wzrostu, silna, gibka, z włosem jasnym, czarnymi oczyma, biała i rumiana, miała twarzyczkę dumną dziecka rycerskiego, nie lękała się nikogo i niczego. W czasie oblężenia walczyła zajadle obok ojca, a gdy ją biorący w niewolę zmogli, kąsała ręce tym, co ją wiązali. Piękność i młodość ocaliły ją od śmierci.
Przemko, który nadbiegł gdy ją wiązano, zobaczywszy dziewczę, cały rozpłomieniał dla niej i ze wszystkich zdobyczy jedną ją sobie zachował. Usłużni dworacy ukryli ją przed oczyma wojewody i kasztelana. Płaczącą i buntującą się zawieziono do Poznania, a Przemko rychło jakoś potrafił dziewczę uspokoić i pozyskać sobie. Znała ona prawa wojenne, wiedziała, że się musiała poddać losowi swemu, ale pochlebiało jej, że nie prostemu żołdakowi dostała się, tylko księciu. Przemko młody był, piękny i rozmiłowany w niej namiętnie. Kłócąc się z sobą, rozpoczęli tę miłość osobliwą, która miała się skończyć przywiązaniem gwałtownym i brankę uczynić panią.
Mina przerażała niedoświadczonego zuchwalstwem swym, gniewliwością, ale właśnie może takiego charakteru było potrzeba, aby łagodniejszego, choć dumnego, panka podbić. Widywał tylko niewiasty bojaźliwe, drżące, uległe i bezmówne. Ta miała dlań urok nowy. Rozmiłowawszy się w niej, oszalał młokos. Mina, poczuwszy to, korzystała ze swej władzy i już mu się wyrywać na swobodę nie myślała, ale i jemu wyrywać się nie pozwalała. Podobało się jej to życie półksiężnej z nadzieją, iż kiedyś może całą księżną zostanie. Niemka to sobie obiecywała, z pewną pogardą patrząc na pokorne i strwożone niewiasty, które ją otaczały. Była tu panią, rozkazywała, czyniły, co zechciała. Czeladź padała na twarz przed ulubienicą księcia, on sam nie umiał jej nic odmówić.
Gwałtowna miłość młoda, namiętna, rozwijała się wśród kłótni, sporów, dąsań, w których zawsze zwyciężała Mina. Stosunek, zrazu drapieżny, stał się później szałem. Niemka była zazdrosną, Przemko szczęśliwy z tego nawet, gdy go za włosy targała. Pod różnymi pozory raz w raz dobiegał do niej a przesiadywał, póki go niemal gwałtem nie wyciągnięto. Mina, choć jej potajemnie dawano środki do ucieczki, nie myślała z tego korzystać.
Wśród tego szczęśliwego upojenia obojga, gdy nic nie zdawało się im zagrażać, książę Bolesław przybył ze swatami – z rozkazem, któremu opierać się nie było podobna. Opiekun miał władzę i powagę ojcowską. Dworacy natychmiast o wszystkim Minie donieśli. Przemko we dnie przychodzić do niej nie mógł, bo stryj miał nań oko, nocami wykradał się tylko. Gdy trzeciego dnia po przyjeździe Bolesława przybiegł do niej, przywitała go dzikim, złośliwym śmiechem.
– Cóż to? Żenić chce was ten poganin kaliski! Ten stary! – zawołała. – Ja tu drugiej nie zniosę, a biada tej, co mi się poważy…
Zacisnęła ręce. Przemko objął ją i ucałował, usta zamykając pocałunkami.
– Ty zawsze u mnie będziesz jedyna.
– Coś to ty, niewolnik stryja? Nie pan sobie? Co on ci tu ma do rozkazywania?
– Był mi ojcem.
– Na co ci żona? Ja nie dam ci z inną żyć i drugiej kochać! Ja tego nie chcę!
A gdy Przemko milczał, dodała ze złością dziecięcą:
– Przyprowadź sobie żonę, przyprowadź! Ja ją zabiję lub struję!
Przemko kłamał dla uspokojenia jej, że małżeństwo to może jeszcze nie przyjść do skutku, a gdyby go nawet zmuszono wziąć żonę, ona mu niczym nie będzie, zostanie obcą. Siedzieć będzie zamknięta w osobnych komnatach, a on z Miną żyć jak przedtem.
– Niech mi tu spróbuje przyjechać, choćby królówna! – wołała, pięści podnosząc, zła dziewczyna. – Będzie jej tu ciepło! Niech przyjedzie! Wproszę się na dwór na sługę, a usłużę jej dobrze! Prędko jej tu nie stanie28!
Książę dawał jej wywoływać tak, niewiele do słów tych przywiązując wagi, uspokajał ją, jak mógł. Wykradał się potem cicho i wracał na swe łoże, ciesząc się, gdy słyszał w sąsiedniej komnacie chrapiącego stryja.
Któregoś wieczora, gdy wychodził, drzwi skrzypnęły głośniej, Bolesław się obudził. Tknęło go coś, podkradł się zobaczyć, czy w miejscu swym śpi Przemko, i puste namacał łoże! Nazajutrz nie powiedział mu nic, ale coraz mocniej zaczął nalegać o wyjazd do Szczecina. Książę zwlekał niezręcznie, wynajdywał różne powody, aby się to przeciągnęło, w końcu, naciśnięty, ulec musiał. Książę Bolesław zaczynał przemawiać surowo.
Dwór dla pana młodego sam stryj wybrał z ludzi poważnych, mężów dostojnych i dziarskiej a statecznej młodzieży, uboższych wyposażając w najlepsze konie, zbroje, płaszcze, pasy, ażeby mu synowiec wystąpił świetnie. We skarbcu też po Przemysławie starym, pobożnym, nie zbywało na niczym. Było z czego podarki zawieźć i wystąpić.
Jechali z młodym panem: Przedpełk, wojewoda poznański, ksiądz pisarz Tylon, kilku duchownych, podczaszy29, podkomorzy30, ochmistrz31, łowczy32 i młodzieży rycerskiej kilkudziesięciu najśliczniejszej, a we wszystkich sprawach wojennych wyćwiczonej. Odznaczali się między nią Zaręba i Nałęcz, którzy prawie od dzieciństwa się z nim wychowywali i nie opuszczali go nigdy. Należeli oni do dwu rodzin zamożnych, rozrodzonych, które, jak to było w obyczaju, dzieci na dwór pański dawały chętnie, bo tym sposobem można się było nauczyć wiele, dosłużyć i dorosnąć do wyższych godności, a i nadanie ziemi pozyskać.
Zaręba i Nałęcz, słowiańskim prastarym obyczajem, byli sobie na pobratymstwo poprzysięgli, bo i w Polsce naówczas jeszcze pobratymców znano. Rówieśnicy prawie Pawełek Nałęcz i Michno Zaręba oba byli urodziwi, razem się do rycerskiego sposobili zawodu, ale się charakterami różnili bardzo od siebie. Właśnie to może ich ze sobą związało. Zaręba był jak huba33 zapalny łatwo, ognisty, pyłki34, do zwady skłonny, wielomówny, gorączka, prędki i niepomiarkowy. Nałęcz mężny, wytrwały, uparty, ale w sobie zamknięty i na oko powolny.
Zaręba Nałęczowi dodawał ognia, tamten hamował druha i do opamiętania go przyprowadzał. Jeden bez drugiego nie stąpił, a gdy na dłuższy czas musieli się rozłączyć, tęsknili do siebie, ciągle i każdy z nich to mocno odbolał. U obu jeden był worek35, jedno mienie, wszystko wspólne. Za nieprzytomnego36 Zarębę ujmował się Nałęcz, Pawłek też słowem nie dał dotknąć przyjaciela. Znano ich z tego na dworze i przezywano żartobliwie bliźniakami, że się tak bardzo kochali. Oba mieli siostry w domu i dla bliższego połączenia się, obiecywali sobie na niewidziane pobrać je za żony. W bitwach jeden drugiego bronił i zasłaniał, choćby życie dać przyszło.
Przemko obu ich dosyć lubił, oni też doń przywiązani byli, ale za pochlebców i zauszników mu nie służyli, bo Zaręba śmiało i rześko w oczy panu mówił prawdę. Traf chciał, że ich obu książę Bolesław dla dobrego rodu i dla rycerskiej powierzchowności do orszaku synowca naznaczył. Wybierali się wesoło, dość radzi, że zobaczą nowy dwór i trochę świata.
Wiedzieli oni oba o Niemce, ale do tych pokątnych miłostek księciu nie posługiwali. Zaręba z nich złego coś wróżył księciu, za co ten gniewny milczeć mu kazał. Nie sądzili, aby się to przedłużać mogło, i jak się to najczęściej działo, myśleli, że Niemkę za mąż wydadzą wyposażoną za którego dworaka, a książę o niej przy żonie zapomni.
Książę Bolesław w Poznaniu dosiedział aż do wyjazdu synowca. Nie dowierzał
28
29
30
31
32
33
34
35
36