Chłopi, Część czwarta – Lato. Reymont Władysław Stanisław
wywarte okno do izby:
– Magda, miej ta oko na wszystko, bych znowu czego nie wynieśli złodzieje.
Hanka patrzyła na niego ze szydliwym637 prześmiechem.
Poleciał kiej638 oparzony i natknąwszy się na wójtową, wchodzącą między opłotki, długo jej cosik639 prawił wytrząchając pięściami.
Wójtowa przyniesła640 jakiś urzędowy papier.
– To la641 was, Hanka, stójka przyniósł z kancelarii.
– Może o Antku! – szepnęła z trwogą, biorąc papier przez zapaskę642.
– Pono o Grzeli. Mojego nie ma, pojechał do powiatu, a stójka jeno powiadał, że tam stoi napisane, jakoby Grzela pomarł czy coś…
– Jezus Maria! – krzyknęła Józka.
Magda też się zerwała na nogi.
Wszyscy patrzyli na ten papier ze zgrozą i strachem, obracając nim bezradnie w roztrzęsionych rękach.
– Może ty, Jaguś, poredzisz643 rozebrać644 – prosiła Hanka.
Stanęły nad nią pełne niepokoju i trwogi, ale Jagna po długiej chwili sylabizowania odparła zniechęcona:
– Hale, kiej to nie po naszemu pisane i nie poradzę wymiarkować645.
– Nie przy niej pisane! Za to co inszego potrafi najlepiej – syknęła wójtowa wyzywająco.
– Idźcie no swoją stroną i ludzi nie zaczepiajcie, kaj was obchodzą z daleka jak to śmierdzące – warknęła stara.
Ale wójtowa, jakby rada z okazji, ciepnęła646 ją na odlew:
– Przykarcać drugich to poredzicie, a czemu to nie wzbraniacie córusi, bych cudzych chłopów nie zwodziła, co!
– Dajcie no spokój, Pietrowa! – wtrąciła się Hanka miarkując już, na co się tutaj zanosi, ale wójtową ponosiło coraz barzej647.
– Choć raz muszę se648 dać folgę649! Tylam się przez nią natruła, tylam przecierpiała, że swojej krzywdy nie daruję, pókim żywa!
– A pyskuj! Pies cie ta przeszczeka! – mruknęła stara dosyć spokojnie, zaś Jaguś rozczerwieniła się kiej burak i chociaż palił ją wstyd, ale i jakaś mściwa zawziętość nabierała w sercu, że coraz bardziej podnosiła głowę i jakby na przekór, z rozmysłem wpierała w nią szydliwe oczy, a judzący prześmiech wił się na wargach.
Wójtowa wywarła już gębę kiej wrótnię i zjątrzona do żywego jej ślepiami, pomstowała wywodząc zajadle jej przewiny.
– Pyskujesz bele co, boś sie opiła złością! – przerwała jej stara – ale twój ciężko odpowie przed Bogiem za Jagusine nieszczęście.
– Juści, odpowie, bo ano zwiódł niewinowate dzieciątko! Juści, dzieciątko, co z każdym rade szuka krzaków!
– Zawrzyjcie gębę, bo chociem ślepa, ale jeszczech zmacam drogę do waszych kudłów – groziła zaciskając kij w garści.
– Spróbujcie! Tknij me650 jeno, tknij! – wrzeszczała wyzywająco.
– Hale, spasła się na cudzej krzywdzie i będzie się tera czepiała ludzi kiej rzep psiego ogona.
– W czym cię to ukrzywdziłam, w czym?
– Jak twojego wsadzą do kreminału651, to się dowiesz!
Wójtowa skoczyła z pięściami, szczęściem, co Hanka zdążyła ją odciągnąć i ostro powstała na obie:
– Loboga652, kobiety, a toć karczmę robicie z mojej chałupy.
Przymilkły na to oczymgnienie653, sapiąc jeno654 a dysząc, Dominikowej jaże655 łzy pociekły spod szmat, jakimi miała przewiązane oczy, i lały się ciurkiem po wynędzniałej twarzy, jeno co pierwsza się opamiętała i przysiadłszy westchnęła, rozwodząc ręce:
– Jezu, bądź miłościw mnie grzesznej!
Wójtowa wyleciała z chałupy kiej656 oszalała, ale zawróciwszy już z drogi wraziła głowę przez okno i zaczęła wołać do Hanki:
– Mówię ci, wypędź z chałupy te lakudre657! Wygoń ją, póki jeszcze pora, abyś potem nie pożałowała! Ani godziny nie ostawiaj pod swoim dachem, bo cię stąd wygryzie ta zaraza piekielna! Radzę ci, broń się, Hanka! przez658 litości bądź la659 niej i przez miłosierdzia! Ona jeno660 czeka na twojego, obaczysz, co ci ona wystroi! – przechyliła się barzej na izbę i grożąc pięściami Jagusi wrzeszczała ze wszystkiej złości:
– Poczekaj, ty piekielnico jedna, poczekaj! Nie zamrę spokojnie, do świętej spowiedzi nie pójdę, póki się nie doczekam, że cię ze wsi kijami wyświecą! A do sołdatów661, suko jedna! Tam twoje miejsce, świński pomiocie, tam!
I poleciała, w izbie zrobiło się cicho jakby w grobie.
Dominikowa jaże się trzęsła od tajonego płaczu, Magda huśtała dziecko, Hanka zapatrzyła się w komin srodze zamedytowana, zaś Jaguś, chociaż jeszcze miała w twarzy hardość i zły prześmiech na wargach, ale pobielała na płótno, bo ją te ostatnie słowa ugryzły w samo serce; poczuła, jakby ją naraz sto nożów przebiło i wszystkie rany spłynęły krwią serdeczną i wszystką mocą, ostawiając jeno nieopowiedziany żal, jakiś zgoła nieczłowiekowy żal, że chciała bić głową o ścianę i krzyczeć wniebogłosy, jeno co662 się przemogła i szarpiąc matkę za rękaw zaszeptała gorączkowo:
– Chodźmy stąd, matko! Chodźmy prędko! Uciekajmy!
– A dobrze! całkiem już osłabłam, ale ty musisz tu wrócić i przy swoim warować do ostatka.
– Nie ostanę tutaj. Tak mi to wszystko obmierzło, że już dłużej nie ścierpię! Bodajem była nogi połamała, nim weszłam tutaj!
– Tak ci to źle z nami było, co? – szepnęła Hanka.
– Gorzej niźli temu psu na łańcuchu, że i w piekle musi być lepiej.
– Dziwne, coś wytrzymała tak długo, przeciek663 cię nie przywiązywali za kulasy664. Mogłaś se iść! Nie bój się, za nogi cię nie ułapię i prosiła nie będę, byś ostała!…
– A pójdę i niech was ta zaraza wytraci, kiejśta665 takie!
– Nie pomstuj, bym ci swoich krzywd nie
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665