Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna, tom II. Władysław Syrokomla
zaś furmanów, garbarzy i innych z Tatarów wyrobników, uważano jako plebejów, – rolnictwo stanowiło szanowny wyjątek.
Stan dzisiejszy téj osady jest smutny. Rozdzieleni na kilkanaście kolokacyjnych dworków w Niemieży, żyją z roli i ogrodu. Bogatsi trudnią się służbą cywilną lub wojskową; ubożsi pracują na roli. Religię zapamiętali jedynie z form i tradycji; niektórzy umieją przeczytać Koran, ale nikt nie rozumie go, nie wyjmując mołny. Zbieranie się co piątek do ocienionego drzewami małego meczetu, i mniéj więcéj ścisłe obserwowanie postu ramazanu, stanowi ich całą praktykę religijną. Stosownie do przepisów Alkoranu nie piją wina, bo zresztą mało kto byłby w stanie je kupować; ale uczyniwszy restrykcję na gorzałkę, o któréj nié ma nic w Alkoranie, posilają się nieskąpą miarką. Oddać zresztą potrzeba sprawiedliwość wrodzonéj tego ludu cnocie, iż żyjąc w zupełném niemal zapomnieniu religii, dosyć jednak ściśle przestrzega zasad moralności. Obowiązani prawem miejscowém do jednożeństwa, tak dalece wzięli je za zasadę, iż gdy jeden z nich, w wieku XVII, wyszedłszy z Niemieży, pojął drugą żonę na Wołyniu, współwyznawcy instygowali go w grodzie na gardło, jako kryminalistę49. Dodajmy jeszcze jeden rys charakteru Tatarów: w braku religii pełni są guseł i przesądów, – jedne z nich mogli przynieść z sobą lub wyczerpnąć ze swéj wiary, drugie bez braku zapożyczyli u miejscowego ludu.
Przebaczą nam czytelnicy, żeśmy tak długo rozszerzyli nad małą mieściną. Chcieliśmy nasze drobne studia nad Tatarami dorzucić do skarbnicy ogólnych o nich wiadomości.
Tymczasem wdarliśmy się na górę. Konie nasze wypoczęły przed murowaną karczmą należącą do murowanego dworu Niemieży. Był tu przed laty, jak wiémy z „Brukowych Wiadomości”, handel czy traktier dosyć uczęszczany przez gości z miasta, gdzie toczyły się pomiędzy przybyłymi poważne dyskusje, jak np. pomiędzy panem sędzią, asesorem i akademikiem z loiki: co to jest rozum?50. Dziś wileńscy zwolennicy zamiejskich wycieczek, znajdują ten punkt zanadto oddalonym; przestano uczęszczać i traktier niemieżański zszedł do rzędu zwyczajnych karczem.
Spuszczamy się w dół, mijamy staw i młynek i znowu wjeżdżamy na górę. Z téj góry warto się wstecz obejrzeć, aby ogarnąć wzrokiem cały malowniczy krajobraz Niemieży. Na tle ogrodu ozdobnego w rozrosłe drzewa liściowe i charakterystyczne jodły, bieleją mury pałacu, który wespół z obszernym trawnikiem ogrodu, przerżnięty potoczystą elipsoidalną linią przechadzkowéj ścieżki, odbija się w stawie przyległym, położonym przy saméj pocztowéj drodze. Kuźnia, karczma, młynek, łazaret włościański i wioska, rozrzucona na pięknym wzgórku stanowią pierwszy plan obrazu; na drugim planie przegląda Niemież Tatarska z grupą schludnych dworków, – tam z gęstego wianka drzew wystrzela wieżyca meczetu, której blaszany półksiężyc błyszczy się i pięknie odbija od zieloności; dalekie sine i ciemne lasy uzupełniają głąb widoku.
Daléj o wiorstę, na wzgórku porosłym krzakami, stoi murowany pomnik w kształcie kolumny. Na niéj tynk opada, krzyżyk na gontowym daszku pochylił się na stronę: bo też górą już lat sześćdziesiąt, jak ten pomnik tutaj się wznosi. Historia jego złączona z historią ostatnich chwil Polski.
Po rozruchach wileńskich w kwietniu 1794 r., których ofiarą padł hetman Kossakowski, Szwejkowski i inni, wojska rosyjskie, pod naczelnictwem jenerałów Knorynga i Zubowa, uderzyły na Wilno 7 czerwca tegoż roku. Siły rosyjskie skoncentrowawszy się w Miednikach, usiłowały zdobywać baterie, którymi było miasto bronione, oraz samo miasto, którego bronił Zajączek. Od Miednik do Wilna stały w rozmaitych kierunkach wojska rosyjskie, a pułki moskiewski grenadierski i kazański piechotny właśnie zajmowały te wzgórza pod Niemieżą, o których mówimy. Przy bezskutecznym na ten raz szturmie do Wilna, zginęli obu tych pułków dowódcy, pierwszego Korowajew, drugiego Dejew. Ten ostatni, ciężko raniony przy Bramie Zarzecznéj, został odwieziony do swojego obozu i tu życia dokonał. Żona, jak wieść niesie, wzniosła mu pomnik, około którego jedziemy. Podanie miesza w tém miejscu nazwiska Dejewa i Korowajewa, tak że dziś trudno powiedzieć, nad którym z nich, czy nad obu razem wzniesiono tę grobową pamiątkę51.
Następna mila drogi, nieurozmaicona widokami, nuży jadącego po piaszczystym i kamienistym gruncie. Nigdzie niemal nie rzuca cienia brzózka, któremi zwykle wysadzone są nasze trakty. Las i parę zarośli, stanowią cały pejzaż, urozmaicony tylko brudnemi i odartemi karczmami, których na dwumilowéj przestrzeni jest ni mniéj ni więcéj jak 19. Ich nazwy to cały dykcjonarz nomenklatur karczemnych: znajdziesz tu Wiszniówkę, Kotłówkę, Malowankę, Słomiankę, Dębówkę; a liczba tych domów gościnności jest wymowném świadectwem i dobrego bytu, i rozwoju sił umysłowych i moralności ludu. Z żalem i wstydem musimy wyznać, że lud, który spotykamy po drodze wlokący się ze swym produktem na targowicę do Wilna, nosi na sobie fizjonomię nędzy i głupoty, która widocznie odbija od rzeźwiejszych i pojętniejszych twarzy, od calszéj i czystszej odzieży włościan jadących ze stron dalszych.
Ale oto mijamy 13 wiorstę i z góry otwiera się przed nami widok uderzającéj piękności. W głębi horyzontu bieleje miasteczko Rukojnie, sinieje las, otwierają się rozłogi pola. Jaki głęboki widok! ile fantazji w tych górach lasami porosłych! ile rozlicznych barw od lazuru do fioletu zużyłby malarz dla oddania rozmaitych tonów téj odległości! ile rozmaitéj gry światła o rozmaitych dnia godzinach, przelewa się w powietrzu!
O niejednéj okolicy naszéj Litwy można wyrzec bolesną prawdę: – Bóg wszystko uczynił, aby ją ozdobić – człowiek wszystko, aby ją oszpecić.
Spuszczamy się w dół pod 19 z kolei karczmę. Z tego punktu, przebaczcie łaskawi czytelnicy, że wam wskażę ocieniony brzozami dach małego dworku. Jest to Borejkowszczyzna, majętność tychże hr. Tyszkiewiczów, atynencjonalna wioszczyzna, gdzie mi upłynęły trzy lata życia, skąd was nudziłem moim Margierem, Spowiedzią Korsaka, Chatką w lesie, Hrabią na Wątorach, Jankiem Cmentarnikiem, Staremi wrotami i innemi drobnemi utwory, które, nim to pismo dojdzie do rąk twoich, dobry czytelniku, już dawno wyjdą z twojéj pamięci. Tę skromną strzechę zaszczycali przy mnie swoją bytnością: A. E. Odyniec, Mikołaj Malinowski, hr. Eust. Tyszkiewicz, nasz zacny cenzor a znany rosyjski poeta Paweł Kukolnik, Stanisław Moniuszko, Antoni Lesznowski, gitarzysta dworu angielskiego St. Szczepanowski, wiolonczelista Samuel Kossowski, nasi znani malarze Jan Moraczyński i Wincenty Dmochowski, Antoni Pietkiewicz (Pług), Teodor Tryplin i wielu innych ludzi dobrze ci znanych z głośnego imienia i zasług, jakie położyli na niwie literatury lub sztuki. Chlubny takimi gośćmi, gospodarz niegdyś Borejkowszczyzny, przebaczcie proszę, że się pochwalę przed wami; a dawszy na kartach téj książki miejsce osobistym uczuciom, złożę rzewną podziękę moim tutejszym sąsiadom i przyjaciołom, za miłe chwile, jakie mi obecnością swoją niekiedy sprawiali.
Stąd o parę wiorst położone małe miasteczko Rukojnie, stanowi pierwszą stację, którąśmy ujechali od Wilna. Mieścina ta nié ma wiele o sobie do powiedzenia. Należąca dawniéj do kapituły wileńskiéj, dzisiaj jest własnością skarbu monarszego. Posiada murowany kościół, murowany ogromny magazyn zbożowy, stację pocztową, szkołę wiejską, karczmę i 28 domków włościańskich, ocienionych owocowemi drzewami, a w tych domkach 106 dusz rewizyjnych męskich i 125 żeńskich. Dwór tutejszy, o parę wiorst od miasteczka na lewo widniejący, odznacza się swém piękném położeniem nad wodą i starym gustownie urządzonym ogrodem: bo należąc niegdyś do archidiakonii wileńskiéj, Rukojnie miewały proboszczami i były rezydencją bogatych dygnitarzy kościelnych. Kilka imion, jakie tu przytoczymy, należą do osób stanowiących chlubę Kościoła na Litwie.
Tu był plebanem pogrzebiony w dawnym kościele prałat Połubiński, którego podanie nazywa biskupem, czego w téj chwili sprawdzić nie możemy. Po nim około 1814 został plebanem rukojńskim ks. Michał Dłuski archidiakon wileński (urodzony 1784), człek znany z głębokiej nauki i poważnych obyczajów.
49
50
51