Jak oczarować męża. Janice Maynard
fb3_img_img_c62803f1-5a13-54af-adf0-51ab53160dd3.jpg" alt="Okładka"/>
Janice Maynard
Jak oczarować męża
Tłumaczenie: Anna Sawisz
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2020
Tytuł oryginału: A Contract Seduction
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2019
Harlequin Desire, 2019
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2019 by Janice Maynard
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
ISBN 978-83-276-5562-2
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Guz. Nieoperacyjny. Rak.
Jonathan Tarleton zaciskał ręce na kierownicy, aż zbielały mu nadgarstki. Ruch na obwodnicy Charlestonu był o tej porze niewielki. Ale nawet w tych warunkach nie powinien prowadzić samochodu. Był w szoku. Myślał tylko o tym, żeby znaleźć się w domu.
Chciał się ukryć. Tak zazwyczaj robią ranne zwierzęta, kiedy przyjdzie im zmierzyć się z czymś niewyobrażalnym.
Na szczęście jego siostra wyszła już za mąż, zresztą za jego najlepszego przyjaciela, i mieszkała osobno. Bo w tym momencie po powrocie do domu nie umiałby spojrzeć jej w oczy. Od razu by się domyśliła, byli z Mazie bardzo blisko.
Zresztą żadne z nich nie mieszkałoby już od dawna w domu rodziców nad morzem, gdyby nie fakt, że ich samotny ojciec ostatnio był coraz słabszy. Nie chciał jednak przenieść się tam, gdzie miałby opiekę medyczną na wyciągnięcie ręki. Wolał swoją rodzinną wyspę u wybrzeży Karoliny Południowej.
Jonathan wjechał do podziemnego garażu i oparł czoło na dłoniach. Co teraz będzie? Rodzinną firmą okrętową, która formalnie pozostaje własnością ojca, kierował dotąd w pojedynkę. Czy będąc chorym, da sobie radę z tak wielką odpowiedzialnością?
Ma jeszcze brata bliźniaka. Ale Hartley zniknął. Zapadł się jak kamień w wodę po tym, jak wyprowadził z konta firmy milion dolarów. Zwinął żagle, wypisał się z życia rodziny.
Jego postępek ugodził Jonathana w samo serce. Wraz z ojcem postanowili trzymać całą rzecz w tajemnicy. Głównie po to, by nie ranić Mazie, która hołdowała wyidealizowanemu wizerunkowi starszych braci.
Po wyłączeniu klimatyzacji w samochodzie zrobiło się nie do wytrzymania. Jonathan był rodowitym mieszkańcem i patriotą Karoliny Południowej, ale nawet jemu nieraz doskwierały tutejszy upał i duchota.
Wszedł na górę. Oprócz normalnego biura w głównej siedzibie firmy w Charlestonie również dwa pomieszczenia w domu przeznaczone zostały na potrzeby Tarleton Shipping. Dzięki temu Jonatham mógł kierować firmą i jednocześnie opiekować się ojcem.
Jak na prawie trzydziestodwuletniego mężczyznę jego życie uczuciowe i towarzyskie prezentowało się nad wyraz skromnie. Rzadko umawiał się z kobietami, zresztą trudno mu było znaleźć kogoś, kto spełniałby jego oczekiwania. Cóż, pochodzenie z bogatej rodziny z tradycjami miewa swoje dobre, ale także i złe strony. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spotkał wartą uwagi kobietę, która dorównywałaby mu statusem społecznym.
Ale coś za coś. Jonathan odczuwał dumę z powodu tego, co Tarletonowie zbudowali tu, w Charlestonie. Czuł się w obowiązku rozwijać rodowe dziedzictwo.
Zatrzymał się w salonie, by przez wielkie okna spojrzeć na połyskujący w czerwcowym słońcu Atlantyk. Ten widok zawsze koił jego nerwy. Aż do dziś.
Teraz ogrom i ponadczasowość oceanu wydały mu się szyderstwem z ludzkiej małości i przemijalności. Człowiek jest zaledwie ziarnkiem piasku na niezmierzonej plaży wszechświata.
Tak, wszystkie te pompatyczne banały to prawda. Gdy się stanie w obliczu śmierci, całe życie przewraca się do góry nogami. Czas nagle staje się najcenniejszym skarbem.
Lekarz dał mu dziś pół roku. Może trochę więcej, a może i mniej. Jak powiedzieć o tym siostrze? Ojcu? Co dalej z firmą? Mazie jej nie poprowadzi, ma swoje sprawy. Gdy odejdą i ojciec, i Jonathan, ona pewnie sprzeda Tarleton Shipping. Może to i lepiej? Skończy się pewna epoka…
Ale to bolesna wizja. Rodzinna firma była dla Jonathana czymś więcej niż miejscem pracy. To symbol udziału jego rodu w chlubie dziejów Charlestonu.
Uporczywe bóle głowy pojawiły się jakiś rok temu i szybko zaczęły się nasilać. Lekarze diagnozowali a to stres, a to migrenę. Przepisywali tabletki, które nie działały.
Dopiero dziś razem ze zwalającą z nóg diagnozą lekarz dał mu jakieś nowe leki i receptę na dokupienie ich, gdyby okazały się pomocne. Teoretycznie Jonatham mógłby teraz przespać każdy atak bólu.
Ale to nie rozwiąże narastających problemów.
Przeszedł do kuchni, nalał wody do kubka i zdecydował się na lżejsze, dostępne bez recepty tabletki.
Ma przecież obowiązki. I one nie znikną. Zmienił się jedynie horyzont czasowy, w jakim należy je wykonać.
Był przyzwyczajony do pracy pod presją czasu. Rozmaite nieprzekraczalne terminy go motywowały. Dobrze się składa. Przez najbliższe miesiące wszystko będzie musiał robić „na wczoraj”.
Oparł się o marmurowy blat i podjął swoją pierwszą po diagnozie decyzję: na razie wszystko zatrzyma dla siebie. Po co martwić rodzinę i przyjaciół? Na to przyjdzie czas. Teraz trzeba żyć, jakby nigdy nic.
W biznesie najważniejszy jest plan i musi go sporządzić. Na razie przez głowę przelatywał mu tabun rozmaitych myśli – jedna gorsza i bardziej absurdalna od drugiej. Ale przecież w końcu znajdzie odpowiedź na pytanie, co robić. Nie może ot tak odejść sobie ku zachodzącemu słońcu i pozwolić, by firma popadła w ruinę.
Musi wszystko zaprogramować i pogodzić się z faktem, że ma nóż na gardle. Nie ma może za dużo czasu, ale nadal dysponuje pieniędzmi i wpływami. Da radę.
Lisette Stanhope wystukała kod, poczekała, aż otworzy się główna brama i powoli wjechała na teren posiadłości Tarletonów. Od sześciu już lat pracowała dla Jonathana, lecz widok jego rezydencji niezmiennie wywierał na niej wielkie wrażenie.
Tarletonowie od dziesięcioleci zamieszkiwali lwią część niewielkiej przybrzeżnej wysepki na północy miasta. Ich licząca siedem hektarów posiadłość składała się z głównej budowli i kilku mniejszych, rozrzuconych tu i ówdzie budynków.
Dostępu do całości broniło metalowe ogrodzenie wraz z imponującą kutą bramą. Zaś od strony plaży, która miała teoretycznie publiczny charakter, podejrzliwy z natury patriarcha rodu Gerald kazał postawić