Czas dobiega końca. Przemysław Słowiński
jak bliźnich i sąsiadów. Zarzucił jednocześnie części Żydów „propagowanie ruchu bolszewickiego, pornografii, dopuszczanie się oszustw, lichwy i handlu żywym towarem oraz wywieranie negatywnego wpływu na młodzież katolicką”. Stwierdzał, że niektórzy Żydzi są „awangardą bezbożnictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej”, toczą wojnę z Kościołem katolickim i w związku z tym należy trzymać się z daleka od ich antychrześcijańskiej kultury”.
Sprzeciwiał się planom przyjęcia prawa małżeńskiego, które wprowadzało świeckie małżeństwa cywilne i rozwody w całej Polsce (istniały one tylko w byłej dzielnicy pruskiej). W rezultacie projekt zarzucono, a małżeństwa cywilne i rozwody wprowadzono dopiero w roku 1947.
Cała działalność kardynała Hlonda była przepojona troską o wieczne zbawienie dusz. Nie na darmo jako dewizę biskupią przyjął słowa św. Jana Bosko: „Daj mi duszę, resztę zabierz” (w wersji oryginalnej: Zostaw duszę, resztę zabierz). Taką troską obejmował Polaków nie tylko w kraju, ale także tych przebywających na emigracji. Rozrzuceni po całym świecie, byli jak owce bez pasterza. Prymas chciał okazać im szczególną swoją troskę pasterską i miłość. Jego alarmujące wołanie: „Na wychodźstwie giną dusze polskie”, było wyrazem jego zatroskania o ich zbawienie. Aby zapewnić duszpasterską opiekę dla polskich emigrantów, powołał do istnienia w 1932 roku misyjne zgromadzenie zakonne: Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej, nowe męskie zgromadzenie zakonne służące polskim emigrantom.
Po wybuchu wojny kardynał Hlond wyjechał do Warszawy, gdzie zwołał konferencję biskupów polskich. 10 września 1939 roku został ranny podczas nalotu na stację kolejową w Siedlcach. W obliczu klęski wyjechał wraz z rządem do Krzemieńca, a 14 września przekroczył granicę, udając się początkowo do Rumunii. Tam prezydent Ignacy Mościcki rozważał jego osobę jako kandydata na prezydenta. Desygnowany ostatecznie na to stanowisko Bolesław Wieniawa-Długoszowski chciał z kolei powierzyć kardynałowi Hlondowi urząd premiera, lecz prymas nie wyraził na to zgody.
Poświęćmy w tym miejscu kilka słów postaci tak wybitnej, jaką niewątpliwie był kardynał Adam Sapieha (1867–1951), bo przez wielu ludzi, szczególnie z młodszego pokolenia, jest on dzisiaj zupełnie zapomniany. Niewielkiego wzrostu i mizernej postury, oddany Bogu i narodowi, żyjący w prostocie, prowadzący prawie ascetyczny tryb życia Książę Kościoła, nazywany był przez komunistów „zimnym, niedostępnym arystokratą”. Nie lubili go. Bardzo go nie lubili, ale nie odważyli się ruszyć, podobnie jak wcześniej hitlerowcy. Kochający góry, miał tylko jedną słabość – palił namiętnie wielkie, śmierdzące jak skarpetka listonosza cygara…
Podczas II wojny światowej, pod nieobecność prymasa Hlonda, arcybiskup Sapieha został faktycznym przywódcą Kościoła i jednym z przywódców narodu. Od pierwszych dni okupacji związany z działalnością niepodległościową współpracował ściśle z rządem polskim na emigracji. Był inicjatorem powołania Rady Głównej Opiekuńczej, a w 1942 roku zorganizował konspiracyjne Seminarium Duchowne w Krakowie, którego jednym z pierwszych słuchaczy był Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II. Protestował wielokrotnie w pismach do najwyższych władz niemieckich przeciwko polityce eksterminacyjnej wobec narodu polskiego, zwłaszcza przeciw odpowiedzialności zbiorowej, a także przeciwko zbrodniom popełnianym przez Ukraińców na Polakach we wschodniej Małopolsce. 20 kwietnia 1940 roku wsławił się odmową wzięcia udziału w uroczystościach związanych z urodzinami Adolfa Hitlera. Do legendy przeszło jego przyjęcie wydane 5 kwietnia 1944 roku w Pałacu Biskupim dla generalnego gubernatora Hansa Franka, kiedy to przyjął dostojnego gościa stęchłym chlebem, marmoladą z buraków, podanymi na wspaniałej, srebrnej zastawie, uprzejmie wyjaśniając mu, że jest to racja dostępna na kartki dla Polaków.
Kardynał Hlond 19 września 1939 roku przybył do Watykanu. Działał tu na rzecz sprawy polskiej poprzez przemówienia w watykańskim radiu, udzielając wywiadów prasie oraz wykorzystując swoje wpływy osobiste. W związku z przygotowaniami Włoch do wojny z Francją musiał jednak opuścić Rzym.
W czerwcu 1940 roku przyjechał do Lourdes, przebywał tam do kwietnia roku 1943 i stamtąd informował przywódców Zachodu o sytuacji w okupowanej Polsce. Zmuszony przez kolaboracyjny rząd Vichy przeniósł się do opactwa w Hautecombe w Sabaudii, tam 3 lutego 1944 roku został aresztowany przez gestapo i wywieziony najpierw do Paryża, potem do Bar-le-Duc, wreszcie do Wiedenbrücke w Westfalii. W Paryżu nakłaniany był do podpisania kilku niemieckich odezw propagandowych skierowanych do Polaków w zamian za zwolnienie. Odmówił zdecydowanie, oskarżając jednocześnie Adolfa Hitlera o spowodowanie tragedii narodu polskiego. Sformułował również warunki, które w przyszłości określiłyby pojednanie między narodem polskim a niemieckim, uzależniając je od wyrzeczenia się przez Niemców zaborczych zamiarów, naprawienia szkód i zajęcia pokojowej postawy wobec Polski i świata.
W kwietniu 1945 roku uwolniły go z Wiedenbrücke wojska alianckie. Po uwolnieniu udał się do Rzymu. Jak twierdzi Wincenty Łaszewski, Opatrzność sprawiła, że idea poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi, [sformułowana w przepowiedni fatimskiej] spotkała się w Watykanie z polską „drogą z Maryją”. Kardynał August Hlond wielokrotnie rozmawiał o tym z papieżem Piusem XII, (polski prymas był ogromnie ceniony w Watykanie). Na dowód wystarczy przytoczyć fragment raportu tajnej policji faszystowskich Włoch jeszcze z 1939 roku: „Prymas Polski jest niewątpliwie najbardziej wpływowym kardynałem w Kurii Rzymskiej pośród obcokrajowców. I gdyby jutro miałby być wybrany papież pochodzenia niewłoskiego, z pewnością na niego padłby wybór”.
Pius XII zachęcał księdza kardynała, by szukać ratunku w Niepokalanym Sercu Maryi. Wiemy, że kiedy – jak mówią dokumenty – „Prymas Polski został uwolniony z więzienia, Ojciec Święty zaprosił go do siebie, aby usłyszeć jego zdanie o położeniu religijnym narodu naszego”, w rozmowie zaś poruszono nie tylko tematy polityczne i możliwość użycia środków dyplomatycznych. Możemy przypuszczać, że właśnie wtedy August Hlond usłyszał słowa o potrzebie poświęcenia Polski Niepokalanemu Sercu Maryi.
Od papieża otrzymał pełnomocnictwa w celu zorganizowania Kościoła w Polsce w nowej sytuacji politycznej i wojskowej. W marcu 1946 roku otrzymał nominację papieską na arcybiskupa warszawskiego. Już w maju objął kanonicznie nową metropolię, mimo że katedra św. Jana leżała w gruzach. Kardynał natychmiast powołał Radę Prymasowską, która zajęła się odbudową kościołów Warszawy.
Powrócił do kraju w 1945 roku, by już rok później – posłuszny głosowi z Fatimy i Watykanu – 8 września na Jasnej Górze w Częstochowie, przy udziale około miliona wiernych, doprowadzić do bezprecedensowego wydarzenia: poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Kardynał August Hlond był przekonany, że jedną z najważniejszych potrzeb Kościoła jest obrona przed tym uosobionym złem, którym jest szatan, a Matka Boża, jest największą nieprzyjaciółką, jaką Bóg przeciwstawił szatanowi.
Decyzja o poświęceniu Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi zapadła podczas zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski, które odbyło się 3–4 października 1945 roku, a więc w pierwszych miesiącach po zakończeniu działań wojennych i u progu życia Kościoła w zupełnie nowej dla niego sytuacji. Nic więc dziwnego, że poświęcenie było przygotowywane w konspiracji. W oficjalnym komunikacie wydanym po zakończeniu obrad nie wspomniano ani słowem o podjętej decyzji powtórzenia na ziemiach polskich aktu portugalskiego z 1931 roku. By uniknąć otwartego konfliktu z władzami, wiadomość o planowanym poświęceniu przekazywano drogą osobistych kontaktów.
Oficjalna informacja o planowanym poświęceniu znalazła się dopiero w Liście Pasterskim Episkopatu na Wielki Post w 1946 roku. Czytamy w nim:
„Nie postąpilibyśmy zgodnie z duchem naszych dziejów ani z ciążącym na nas długiem wdzięczności,