Brühl, tom pierwszy. Józef Ignacy Kraszewski
téjże chwili ruszył biegiem po wschodach i nim służba zdążyła odebrać opieczętowane pliki, już on je pochwycił. Srebrny blat10 stał przygotowany w antykamerze, Brühl złożył na nim papiery i wszedł do króla.
August przechadzał się po pokoju z Hoymem. Zobaczywszy pazia, blat i papiéry, wyciągnął rękę, żywo rozerwał pieczęcie. On i Hoym zbliżyli się do stołu i przeglądali przywiezione listy.
Brühl stał czekając.
– A! – zawołał August – żywo niech Pauli przychodzi!
Brühl nie ruszał się.
– Idź po radzcę Pauli – powtórzył król niecierpliwie.
Paź skłonił się i wybiegł, zajrzał do gabinetu. Pauli spał jak kamień. Powrócił co żywo do króla.
– Pauli! – zawołał August widząc go wchodzącego.
– N. Panie! – wyjąknął Brühl – Radzca Pauli.. radzca Pauli…
– Jest tu?
– Jest N. Panie.
– Czemuż nie przychodzi?
– Radzca Pauli – spuszczając oczy dodał paź – jest nieco niedysponowany.
– Gdyby był konającym to mi go tu przyprowadź – krzyknął król – niech obowiązek spełnia, potém skona kiedy chce.
Brühl wybiegł, znowu wpadł do gabinetu, popatrzał na śpiącego, uśmiechnął się i wrócił do króla. Augusta oczy pałały rosnącym gniewem, zaczynał blednąć, co było najgorszym znakiem; gdy się stawał biały, wówczas ludzie na widok jego drżeli.
Brühl niemy, wyprostowany u drzwi się zatrzymał.
– Pauli! – zawołał król tupiąc nogą.
– Radzca Pauli jest w tym stanie…
– Pijany? – podchwycił August – A, stary wieprz obrzydły! Gdyby się choć na tych kilka godzin umiał powstrzymać od picia.
Zlejcie go wodą! zaprowadzić go pod fontannę, dać mu octu; niech doktor da mu lekarstwo, niech mi go na godzinę ocuci, a potém niech bydlę zdycha.
Mówiąc król nogą tupał.
Brühl wybiegł posłuszny raz jeszcze. Spróbował budzić radzcę, ale ten stał się nieruchomą kłodą: żaden lekarz oprócz czasu nie mógł go do przytomności przyprowadzić. Wolnym krokiem wracał myśląc do pokoju pańskiego, zdawał się walczyć ze sobą, wahać, obawiać i ważyć coś w duszy. Stanąwszy u drzwi nie potrącił klamki, aż westchnąwszy jakby pobożnie ku niebiosom.
Król w pośrodku gabinetu z papiérami w ręku czekał, usta miał zaciśnięte i brwi namarszczone.
– Pauli!
– Niepodobieństwo go ocucić.
– Bodaj go paraliż naruszył!
Depesze. Kto mi depesze… słyszysz.
– N. Panie – schylając się wpół z rękami złożonemi na piersiach, odezwał się Brühl – N. Panie, wielkie jest zuchwalstwo moje, niemal zbrodnicze. Raczy mi je łaskawość królewska przebaczyć: wiem że porywam się bezrozumnie, ale miłość moja i cześć dla W. K. Mości. Jedno słowo N. Panie skazówka… ja sprobuję ułożyć depeszę.
– Ty młokosie?
Brühl się zaczerwienił – N. Panie, ukarzesz mnie.
August popatrzał nań długo.
– Chodź – rzekł idąc ku oknu – oto list: przeczytaj go, daj odpowiedź odmówną; lecz niech za odmową czuć będzie, że nie jest stanowczą. Daj nadzieję odgadnąć a nie odsłoń jéj wyraźnie. Rozumiesz? – Brühl skłonił się i chciał z listem wybiédz.
Srebrny stół stał przed kanapką.
– Gdzie? dokąd? – zawołał król – tu – wskazał ręką: tu siadaj i pisz zaraz.
Paź jeszcze raz uchylił głowę i przysiadł na brzeżku jedwabną materią w kwiaty wybitéj kanapki, ruchem ręki odrzucił mankietki, pochylił się nad papierem i pióro poczęło biec po nim z szybkością, która króla zastanowiła.
August II jak na ciekawe widowisko spoglądał z uwagą na ładnego chłopca, który przybrał poważną minę kanclerską i tak redagował depeszę jakby bilet do kochanki.
Myliłby się ktoby sądził że spełniając tak ważne i mogące na całą przyszłość jego wpłynąć zadanie, paź zapomniał o swéj postawie.
Siadł niby od niechcenia, jakby nie myśląc, a jednak ułożył zgrabne nóżki, nadał rękom wdzięczne zgięcia, głowę pochylił umiejętnie. Zimna rozwaga towarzyszyła mu w téj sprawie napozór z gorączkowym dokonywanéj pośpiechem. Król go nie spuszczał z oka, zdał się to czuć. Nie zastanawiając się długo pisał jakby pod dyktowaniem gotowéj myśli, nie przekréślił ni razu, nie stanął na chwilę. Pióro zatrzymało się gdy depeszy dokończył. Naówczas przebiegł ją jeszcze oczyma szybko i powstał wyprostowany.
Z widoczną ciekawością, gotów być pobłażliwym, król się nieco przysunął.
– Czytaj! – rzekł.
Brühl odkaszlnął, głos mu się trząsł nieco i był cichy. Któż odgadnie czy ten dowód trwogi nie był także rachubą? Król ośmielając go, dodał łagodnie:
– Zwolna, wyraźnie, głośno.
Począł więc czytać depeszę młody paź, a głos, zrazu drżący, stał się wkrótce metalicznie brzmiącym i donośnym. Na twarzy Augusta odmalowało się stopniowo zdumienie, radość, wesołość, podziw razem, i jakby niedowierzanie.
Gdy Brühl dokończył, nie śmiał podnieść oczów.
– Jeszcze raz, od początku – odezwał się król.
Tym razem Brühl głośniéj jeszcze, śmieléj czytał i dobitniéj.
Królewska twarz rozjaśniła się: uderzył w dłonie.
– Przewybornie! – zawołał – Pauliby nie potrafił lepiéj ani tak nawet. Pisz na czysto.
Brühl z nizkim ukłonem przedstawił swój arkusz, który był tak napisany, iż odrazu mógł być użytym.
August go po ramieniu uderzył.
– Jesteś od dziśdnia moim sekretarzem do depeszy. Pauli, żeby mi się nie śmiał pokazywać na oczy. Niech go kaci porwią, niech się zapije i zdechnie.
Zadzwonił król: wszedł służbowy szambelan.
– Hrabio – rzekł, zwracając się do niego – niech Paulego zawiozą do domu; oznajmić mu proszę, gdy się wytrzeźwi, moje najwyższe nieukontentowanie. Nigdy mi się nie pokazywać na oczy!! Sekretarzem do depeszy, od dziśdnia Brühl. Uwolnić go od służby paziowskiéj, niech tylko mundur zatrzyma. Zobaczymy.
Szambelan z dala uśmiechnął się stojącemu skromnie na uboczu chłopcu.
– Wybawił mnie z ciężkiego kłopotu – mówił August. Znam Paulego, będzie do jutra leżał, jak kłoda, a depeszę trzeba wyprawić zaraz.
Poszedł król ją podpisać.
– Kopią spisać – dodał.
– Z pamięci ją do słowa napiszę – rzekł Brühl cicho.
– Otóż to mi sekretarz! – zawołał August. Proszę mu trzysta talarów kazać wyliczyć.
Zbliżającemu się dla podziękowania, król podał rękę do pocałowania: był to znak łaski niemały.
W chwilę
10