Pierwsze kroki. Оноре де Бальзак

Pierwsze kroki - Оноре де Бальзак


Скачать книгу
go prosić o pożyczenie tej sumy. Z braku tysiąca franków, narażał się na stratę dwóch tysięcy zadatkowanych z góry, nie licząc pięciuset franków – cena nowego Kasztana – oraz trzystu franków za nową uprząż, na którą uzyskał trzy miesiące kredytu. I oto, party wściekłością rozpaczy oraz szaleństwem próżności, upewniał przed chwilą, że jego nowy dyliżans ruszy w drogę jutro, w niedzielę. Dając tysiąc pięćset franków na dwa tysiące pięćset, miał nadzieję, że rozczuleni fabrykanci wydadzą mu powóz, ale po trzech minutach dumania, wykrzyknął głośno:

      – Nie, to skończone psy, kutwy bez sumienia! A gdybym się zwrócił do pana Moreau, rządcy z Presles, to taki poczciwy człowiek? – rzekł do siebie uderzony nową myślą. – Wziąłby może ode mnie półroczny weksel.

      W tej chwili lokaj bez liberii, niosący skórzaną walizkę, przybyły z biura Touchardów, gdzie nie znalazł miejsca do Chambly na pierwszą po południu, rzekł do woźnicy:

      – To wy jesteście Pietrek?

      – Wedle czego? – rzekł Pietrek.

      – Jeżeli możecie zaczekać mały kwadransik, zabierzecie mojego pana: inaczej odniosę jego walizę i będzie musiał jechać dorożką.

      – Zaczekam dwa, trzy kwadranse i oko, mój chłopcze – rzekł Pietrek zerkając na ładną, skórzaną walizkę, zamkniętą na mosiężny zamek z herbem na wierzchu.

      – Dobra! Więc bierzcie – rzekł lokaj, zrzucając z ramienia walizkę, którą Pietrek uniósł, zważył, obejrzał.

      – Masz – rzekł do stajennego – zawiń to dobrze w siano i załaduj do paki z tyłu. Nie ma nazwiska – dodał.

      – Jest herb jego ekscelencji – odparł lokaj.

      – Ekscelencji? Taka parada? Chodźcież na kieliszeczek – rzekł Pietrek, mrugając okiem i kierując się do Kawiarni trybunalskiej, dokąd pociągnął lokaja. – Chłopiec, dwa absynty! – zawołał wchodząc. – …któż to jest wasz pan i dokąd się udaje? Nigdy go nie widziałem – spytał Pietrek, trącając się ze służącym.

      – I nie dziwota – odparł lokaj. – Mój pan jeździ do was tylko raz na rok i to zawsze powozem. Woli dolinę Orge, gdzie ma najpiękniejszy park w okolicach Paryża, istny Wersal, dobra rodzinne, od nich ma nazwisko. Nie znacie pana Moreau?

      – Administratora z Presles?

      – Właśnie. Więc pan hrabia jedzie na dwa dni do Presles.

      – A! Będę wiózł pana hrabiego de Sérisy – wykrzyknął.

      – Tak, mój chłopcze, tylko tyle. Ale baczność! Rozkaz. Jeżeli macie kogo z tamtych stron w dyliżansie, nie wymieniajcie pana hrabiego, chce podróżować kognito15, zalecił mi to wam powiedzieć, obiecując dobry napiwek.

      – Hehe! Ta podróż w czapce niewidce ma może związek z interesem, jaki robi stary Léger, dzierżawca z Moulineux?

      – Nie wiem – odparł lokaj – ale czuję swąd w powietrzu. Wczoraj wieczór poszedłem do stajni z rozkazem, aby trzymano na siódmą rano powóz do drogi do Presles, ale o siódmej jego ekscelencja odwołał. August, pokojowiec pana hrabiego, przypisuje tę odmianę wizycie pewnej damy, która wygląda mi na to, że przybyła stamtąd.

      – Czyżby co nagadano na pana Moreau! Najzacniejszy człowiek, najuczciwszy człowiek, królewski człowiek, ba! Mógłby zarobić więcej pieniędzy niż ich ma, wierzajcie!…

      – W takim razie głupstwo zrobił – odparł sentencjonalnie lokaj.

      – Pan de Sérisy zamieszka tedy w Presles, skoro umeblowano i odrestaurowano pałac? – spytał Pietrek po chwili. – Czy to prawda, że już tam wpakowano dwieście tysięcy franków?

      – Gdybyśmy mieli, pan albo ja, to, co wydano ponadto, wystarczyłoby nam do śmierci. Skoro pani hrabina tam zamieszka, a ba! Wówczas tym Moreau cokolwiek rura zmięknie – rzekł lokaj tajemniczo.

      – Zacny człowiek, ten pan Moreau – odparł Pietrek, który wciąż zamierzał prosić rządcę o swoich tysiąc franków. – Człowiek, który daje ludziom pracę, nie targuje się zbytnio o robociznę, wyciska z ziemi całą jej wartość, i to dla swego pana! Zacny człowiek! Często jeździ do Paryża, zawsze moim dyliżansem, daje mi dobry napiwek i zawsze ma mnóstwo zleceń do miasta. Po trzy, cztery paczki dziennie, dla pana, dla pani, słowem rachunek na pięćdziesiąt franków miesięcznie, nic tylko same zlecenia. Pani wprawdzie dmie trochę, ale kocha bardzo swoje dzieci, to ja je przywożę z kolegium i ja je odwożę. Za każdym razem daje mi pięć franków, sama hrabina nie postawiłaby się lepiej. Och, za każdym razem, kiedy mam kogoś od nich albo do nich, jadę aż pod bramę pałacową… To się należy, nieprawdaż?

      – Powiadają, że pan Moreau nie miał ani tysiąca talarów przy duszy, kiedy go hrabia zrobił rządcą w Presles? – rzekł lokaj.

      – Ale od 1806, w siedemnaście lat, musiał przecie coś uciułać! – odparł Pietrek.

      – Prawda – rzekł lokaj potrząsając głową. – Ostatecznie, panowie to bardzo pocieszny naród, i mam nadzieję, że pan Moreau wyskrobał sobie omastę na chlebuś.

      – Woziłem często do was dziczyznę – rzekł Pietrek – do waszego pałacu przy ulicy Chaussée d'Antin, i nigdy nie miałem zaszczytności oglądać pana ani pani.

      – Pan hrabia to dobry człowiek – rzekł lokaj poufnie – ale, jeżeli żąda dyskrecji, aby zapewnić sobie kognito, musi być jakiś skweres16, tak my sobie kombinujemy w pałacu: bo po cóż by odmawiał powóz? Po co by się tłukł kukułką? Czy par Francji nie ma na to, aby wynająć dorożkę?

      – Dorożka mogłaby zażądać od niego czterdzieści franków tam i z powrotem, bo wiedzcie, że ta droga (jeżeli jej nie znacie) dobra jest, ale dla wiewiórek. Och! Wciąż pod górę i z góry – rzekł Pietrek. – Hrabia czy chudziak, każdy lubi policzyć dwa razy, zanim wyda! Gdyby ta podróż tyczyła pana Moreau… mój Boże, jakby mi było przykro, gdyby mu się miało trafić jakie nieszczęście! Kroćset furgonów! Czy nie byłoby sposobu go uprzedzić? Bo to jest zacny człowiek, całą gębą zacny człowiek, wspaniały człowiek, o!

      – Ba! Pan hrabia bardzo go lubi, waszego pana Moreau – rzekł lokaj. – Ale wiesz pan, jeżeli chcecie, abym wam dał dobrą radę: każdy za siebie. Dosyć mamy roboty z tym, aby myśleć o sobie. Róbcie, o co was proszą, tym bardziej, że z jego ekscelencją nie ma żartów. A potem, rzecz pryncypialna, hrabia jest dobry pan, nieskąpy. Jeśli mu usłużycie tyle – rzekł lokaj, pokazując na paznokciu – on wam odda tyle – dodał, wyciągając ramię.

      Ta roztropna uwaga, a zwłaszcza ten obraz w ustach człowieka piastującego nie byle jaką godność młodszego kamerdynera hrabiego de Sérisy, miały ten skutek, iż ostudziły zapał Pietrka do rządcy dóbr Presles.

      – No, do widzenia, panie Pietrek – rzekł lokaj.

      Szybki rzut oka na życie hrabiego de Sérisy oraz jego rządcy jest tutaj konieczny dla właściwego zrozumienia dramaciku, który miał się rozegrać w Pietrkowym dyliżansie.

      Pan Hugret de Sérisy pochodzi w prostej linii od słynnego prezydenta Hugret, uszlachconego za Franciszka I17.

      Rodzina ta nosi w herbie tarczę pół-złotą, pół-czarną, w czerwonej ramie, z napisem: I, semper melius eris18, godło, które niemniej jak dwa motowidła wzięte za podpory tarczy, dowodzi skromności mieszczańskich rodzin, w czasach gdy Stany trzymały się na swoim miejscu. Naiwność naszych dawnych obyczajów odbija się w kalamburze Eris, które, połączone z początkowym I


Скачать книгу

<p>15</p>

kognito – zniekształcone łac. incognito (od łac. incognitus: nieznany), tj. bez ujawniania swojej tożsamości, umyślnie zachowując anonimowość, pozostając nierozpoznanym. [przypis edytorski]

<p>16</p>

skweres (daw.) – zmartwienie, kłopot, problem. [przypis edytorski]

<p>17</p>

Franciszek I – François I (1494–1547) z gałęzi orleańskiej Walezjuszy, król Francji od 1515 r. [przypis edytorski]

<p>18</p>

I, semper melius eris (łac.) – idź, zawsze będziesz lepszy. [przypis edytorski]