Chore dusze. Józef Ignacy Kraszewski

Chore dusze - Józef Ignacy Kraszewski


Скачать книгу
niespodzianie odezwała się, iż lęka się, aby nie była zmuszoną zbliżyć się do kraju.

      Musiało to być dla wszystkich niemiłą nowiną, bo wyraz twarzy świadczył o zdziwieniu i czoła się zachmurzyły.

      – A ja mam nadzieję – rzekła księżna Teresa – że cię uprosimy i przytrzymamy.

      Milczący pan Ferdynand, który słuchał rozmowy z roztargnieniem, nie mieszając się do niéj, narówni z innymi zdawał się zdziwiony tém, z czém się siostra jego odezwała. Spojrzał na nią.

      Sama pani Liza myśli téj, z którą się tak nagle oświadczyła, nie miała wcale. Złożyło się na nią pobudek wiele: trochę niepokój, jaki wzbudzały w pięknéj wdowie napastliwe i przykre zaloty hrabiego Filipa, nudne wejrzenia strzeliste Emila Maryi, naostatek może i jawna, choć milcząca, rozpaczliwa jakaś, odwieczna miłość hr. Augusta, za którą tylko szacunkiem odpłacić mogła.

      Nieszczęśliwa kobiéta miała taki wstręt do małżeństwa, taką potrzebę swobody i spokoju, po straszném, męczeńskiém z mężem pożyciu – serce jéj było jeszcze tak zbolałe, że sama możliwość jakiegokolwiek związku przerażała ją.

      Miała największy szacunek, gorącą przyjaźń braterską, największe zaufanie w hr. Auguście; ale nie była to miłość. Chciała mu oszczędzić próżnych marzeń i złudzeń.

      Naostatek… w głębi jéj serca znękanego, tam gdzie własne jéj oko z obawą spoglądało, rodziło się z piérwszego przestrachu i trwogi, jakich doznawała na widok Wiktora – jakieś uczucie dziwne, gwałtowne, budzące większą jeszcze obawę. Wiktor ten, którego się tak ulękła przy piérwszém spotkaniu, nie schodził jéj z myśli. Oczy jéj i dziś mimowolnie zwracały się na niego. Czuła, że jakąś siłą fascynacyjną ciągnął ją ku sobie. Wolała uciec, niż poddać się i uznać zwyciężoną.

      Przeszłe życie nauczyło ją wiele. Czytała w sobie budzącą się jakąś namiętność niezrozumiałą, któréj uledz nie mogła, nie chciała.

      Człowiek mógł być niegodzien jéj serca; zresztą miała dotąd niewzruszone postanowienie złamanego życia nie rozpoczynać nanowo. Oświadczyła to głośno… miałażby sama kłam zadać sobie?

      Przerażało ją to, że tego wieczora, ile razy mimo swéj woli, ukradkiem zwracała oczy na Wiktora, spotykała ciągle zatopione w sobie jego wejrzenie, dreszczem ją przejmujące. Uczucie swe porównywała w duchu do wrażenia, jakiego nerwowi ludzie doświadczają na wyżynach. Zawraca się im głowa – chcą paść.... abyssus vocat! Temu ciągnięciu do przepaści, które ją niepokoiło, zdawało się jéj że oprzéć się miała siłę.

      Szybkość, z jaką w przeciągu niewielu dni, a szczególniéj od ostatnich dwudziestu cztérech godzin, rozwijało się w niéj to uczucie, w którego możliwość niedawno jeszczeby była nie wierzyła – powiększyła trwogę. Uciekać, uciekać! mówiła w duchu. – Jeszcze dni kilka, a kto wié czy będę panią siebie!

      Posuwając tę obawę do najwyższego stopnia, pani Liza zaczęła się wkrótce uskarżać na ból głowy i, parę razy spotkawszy się jeszcze z tym wzrokiem, który miał nad nią taką siłę, pożegnała księżnę, szybko wysuwając się z pałacu. Brat podał jéj rękę i przeprowadzał na Via Sistina.

      Zaledwie wyszli na ulicę, Ferdynando pośpieszył z zapytaniem, które mu paliło usta.

      – Moja droga Lizo! Cóż to się stało? Nie wspominałaś mi dotąd wcale o zamiarze opuszczenia Rzymu.

      – A! – słabym głosem odparła siostra – bom wcale zamiaru tego nie miała. Lecz, koniec końcem, coraz się czuję słabszą, powietrze mi tu nie służy. Duszno mi, słabo, słabo… głowa cięży! Nie jest-to pora do pobytu w wieczném mieście. Muszę gdzieś wyjechać… odetchnąć.

      – I to postanowienie zrobiłaś teraz dopiéro? – spytał brat, który niebardzo chciał Rzym opuścić, a miał do tego powody, z których spowiadać się nie mógł.

      Wdowa szła szybkim krokiem, oparta na ręku brata, nie odpowiadając na jego pytanie.

      Po chwili Ferdynand powtórzył:

      – Więc to już niezmienne?

      – Proszę cię, nie badaj mnie dziś tak natarczywie – odpowiedziała. – Jestem zmęczona, znudzona; nie wiem sama, co mi jest. Ahaswera ma talent niecierpliwienia mnie.

      – Ale ona wkrótce wyjeżdża, jak mówiła sama – dodał brat.

      – Ona… Ona nigdy nie wié czego chce i co jutro pocznie – niecierpliwie rzekła Liza. – Jutro przyjdzie jéj fantazya nowa. Zrobi jaką znajomość, do któréj przyznać się będzie trudno, wplącze się w jakąś intrygę..

      – Za jednę tę nieznośną księżnę płaci druga – odparł Ferdynand. – Milszéj nad nią znaléźć trudno, lepszego serca, sympatyczniejszego charakteru…

      – Szkoda że nie młodsza – uśmiéchnęła się siostra – gotówbyś się w niéj zakochać.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      na (…) scy z Rzymu uciekają – w wydaniu źródłowym brak dwóch stron tekstu pomiędzy fragmentami „stojącego we drzwiach, na” a „scy z Rzymu uciekają”. [przypis edytorski]

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAMCAgMCAgMDAwMEAwMEBQgFBQQEBQoHBwYIDAoMDAsKCwsNDhIQDQ4RDgsLEBYQERMUFRUVDA8XGBYUGBIUFRT/2wBDAQMEBAUEBQkFBQkUDQsNFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBT/wgARCAeoBXgDAREAAhEBAxEB/8QAHAABAQEAAwEBAQAAAAAAAAAAAQACBgcIBQME/8QAGwEBAQADAQEBAAAAAAAAAAAAAAECAwYEBQf/2gAMAwEAAhADEAAAAfk+P81UjKqRAIkkoQgREaTKqRKCAgaRAFUiEybQWSVQBYQECIQEBIgFBUiIDSZVQWIhNMZciCxpAFRQA0ApEoQEumISiqIEIERKJpJQBICJVNIGVSIUFFWKsSILJLIKCSrGMqkIEREQLCgICRLJEaQBYUFQPzZQgaSBQRSAFTTHDKNphUyukBQVIgNsZQF0kgqZI2mVhIBAUlDRJIMpJYiFJciiZVMrpIUysJJLtjlRY0mVhYjKFAjSCqS5VQEhJBVECBdIGWWmMoSSwKgkqkRpMspiMtMRlMUyqksKQKoLCAogQKpESyIGVSIgWRAhSVA0mVkRAgXDKIkQUI2gCwomVUyukSMKokZXSRGkyosmgE/Nl+jCUIQEhQVSUJEysaAgI2xjDJTK6FIFjSSYZIpEAkQKEaQFJZJYUgVTKpKplVNICBCBldAQpLIKpLlVEBBFRFYyqikCooCRGVTJpITKqIEAmjICsQoKEaTKgiRJKoEsZXTFPyZwpldJAuREiSEFUFUhRBQhMiKShCSSxk/RjhlCBtMkJlY0gC7QBYBATTEXKqZXaCqKCqCwEaTKpGkDLJSNIKLJGkCJQjSYXRIKLJLIkmzJlUhA0kZElgFJVBQUjKppICMrpNAQATLTGISMKCQpKpGRUFBdsRcisRCgSyC6SBY2xyv87YoiSSqCgpKCkShEKJEAgSyaAUFFkRIyIigJCkZXKy6RSA0ALILGkCUFBVJYkUFQEhJJckqkRldJGkyu0BMmViXSZEiEiTKqRLAICioQoKmRIUiXK6SSIyy0xhIiFBcrldJpAQWQIlDREgsRKsRdIKJComgVQEwugNIGV/Fs0ikC6RTKwkBLILCiSSqQAukBIDaChEKSqCwGkFkTKwEIkKS5EkFhAFURSIiMqopAqkJlVZASBVIF0xiUAlkSXJpFAlhQUXTHLJSA2mVhQUVRQJYRQBYUiJYkyuhTJLGV0SAmkjKi6QAiEiEkliIwu0CRIhAlDSAmT8myA0iBpMqKoLCaY5WFJZBRVNoCAgIEICQCKRlVBVBUhQXK6SSWSUNJlYjSCxJKpARoBTKwigoqCaSWQWIgEUyyUiSUNAQoKCAkKCopldJlRVIhAQRBVIFkSEgJYCQXSCqCxpMqoKgskQkkRoysgsKSwEJJAqgsIpEfg2KQkBEKS5XbEUEUwuiRMqiiBAukkFFUgEUhSXK6Y5ZQLpjKCgqiZVSVSMLtMrGmMooJpAhQWAjQEZXSQEaRIDK6QUWNMRZJYUjLLSBEC7Y4ZRpJIFUlyJpMqpllpFMKgu2OVgXTFIAXSZUUNJIrAaTKhpIgWN
Скачать книгу