Tomko Prawdzic. Józef Ignacy Kraszewski

Tomko Prawdzic - Józef Ignacy Kraszewski


Скачать книгу
tak już wyszedł nasz Tomko, bo i czas był minął gdy szlachta w ten sposób symbolicznie żegnana z domów ruszała szukać losu.

      Dokoła zmieniało się wszystko ludzkie, twory tylko boże zostały jak były od wieków. – Obyczaje, myśli, dążenia, środki, wszystko przedzierżgnęło się nagle, inną przybrało twarz, inne suknie; wiek jeden konał, drugi się rodził wesół, śmiały i pewien siebie.

      A my nagle ze średniowiecznych obyczajów i bytu, skoczyliśmy bez przejścia prawie, bez widocznej przyczyny w nowe życie, prostem tylko naśladowaniem namiętnem.

      Zegar wieków uderzał pierwsze godziny XIX. stulecia.

      Tomko o kiju, ze łzami w oczach wychodził z domu; ojciec i matka stali w progu i płakali patrząc. Szedł jak żebrak, jak ubogi szukać – czego? – czego oni nierozumieli, czego podobno nikt jeszcze nie znalazł.

      Idźmy i my za nim. —

      IV

      A gdy wyszedł Tomko na szeroki świat, pojaśniało mu rychło w oczach, poweselało na sercu; uczuł się sam i swobodny. Przed nim otworem stał cały boży świat, niezmierzony, rozmaity, różnobarwny. Pamięć rodziców i rodzicielskiego domu znikła prędko przed namiętnem pragnieniem wiedzy, przed ciekawością młodzieńczą, która w nim gorączką wrzała.

      Stanął by się obejrzeć.

      A wgłowie myśl mu błysnęła:

      – Dla czegożbym nie szukał naprzód prawdy w tworach bożych? czyliż usta ludzkie powiedzą kiedy więcej nad nie, lepiej nad nie o tajemnicach stworzenia i myśli przedwiecznej? Czyliż żywy twór nie więcej swiadczy od czczego słowa?

      Rzucił kij i usiadł na kamieniu; a była to chwila blisko południa i lato właśnie skwarne.

      I Słońce sypało złotemi promieniami do koła, rozlewając ciepło żywotne; świat cały w barwach jasnych i wesołych, lsnił oczy młodzieńca.

      – Prawdą jest światło! prawdą jest życie, prawdą ciepło, prawdą wszystko co widzę! wykrzyknął Tomko w zapale uniesienia.

      – A czemże będzie ciemność, smierć, chłód i to czego w tej chwili nie widzisz? spytał nagle maleńki człowieczek, który z pod stóp Tomka jakby z ziemi wyrósł.

      Nie zląkł się nasz bohater niespodziewanego zjawiska, spojrzał na nie ciekawie, zamyślił się i zamilkł.

      Człowieczek ów, który zdał się z ziemi wychodzić ubrany był nową fozą a bardzo wykwintnie. Ogromna fryzura spadała mu upudrowana na barki, stosowany kapelusz miał pod pachą, szpadkę u boku z porcellanową rękojeścią (wyglądającą w istocie jak widelec) axamitną suknię mordore szytą blaszkami i jedwabiem, kamizelę atłasową w złote kwiatki, jedwabne na nogach pańczochy i książkę wyglądającą z kieszeni.

      Powitali się podróżni i potrzeba było wzajemnie zarekomendować :

      – Jestem German Baron von Teufel, odezwał się przybyły; od dawna także szukam prawdy i znaleźć jej niemogę. Pójdziemy razem młodzieńcze pełen nadziei i będziemy uczyć się wzajemnie, mnie może brak już śiły, tobie doświadczenia, podeprzemy jeden drugiego. Nie tracąc czasu: powiadasz że ciepło, ruch i życie jest prawdą? Mijam to że ciepło, ruch i pewne życie znajdziesz w gnijącym trupie; ale czemże będzie wszystko przeciwne?

      – Fałszem odparł Tomko naiwnie —

      – Dla czegożby fałsz miał exystować obok prawdy i na równych z nią bytu prawach? Hm? powiedz mi, po co jest fałsz?

      – Fałsz jest brakiem prawdy, znów splątany rzekł Tomko.

      – Dla czegożby prawda miała być tak dziwnie mierzona i dzielona po odrobince; dla czegożby jej niedostatek miał walczyć z nią samą jak to widziemy codzień?

      Idźmy i patrzmy a nie wyrokujmy —

      Młody chłopiec spuścił głowę, zamilkł. Baron German uśmiechnął się nieznacznie – w cichości spoglądali, a Tomko często się zastanawiał i głęboko zamyślał.

      Przeszedłszy kawał drogi, siedli odpocząć nad brzegiem rzeki, i mimowolnie zwróciły się ich oczy na otaczające skał massy. Podnosiły się one połamane, siwe, omszone, w dziwnych kształtach, dając znać o sobie że ich wieki pożyć, i śkruszyć nie mogły.

      Baron German widząc jak Tomko ciekawie wpatruje sie w skały, zagadnął go:

      – Co ci one mówią?

      – Mówią mi bardzo wiele rzeczy, których ja jeszcze jasno nie rozumiem.

      – Pozwól więc mi być tłumaczem. One ci mówią że byt nie jest udziałem tego co my zowiemy własciwiej życiem, żywotem jednostki; że dłużej trwa kamienna massa, niżeli ruchawe żyjątko. Gdzież ta twoja prawda, która mówiła że ruch tylko jest życiem prawdziwem, prawdą sama?

      – One ci mówią, że materja i materji prawa są prawdą jedyną; reszta wyrostkiem, brodawką, która okazuje się i znika. Forma mutatur, materia permanet. Nie tak li?

      – Tak jest, odparł Tomko, ale obok tego i Materia mutatur, forma permanet, będzie także drugą prawdą, nie mniej od pierwszej prawdziwą.

      Oba zamilkli, German zażył tylko tabaki, Tomko pochylił się smutny, a pod nogami swemi ujrzał kwiat pełen woni i cudnemi barwami odziany.

      Kwiat ku niemu podniósł wonną swoją główkę i uśmiechnął się. —

      – Co to prawda? spytał go Tomko.

      – Prawda to moja szata niebieska, to moja woń, to ja. Wszystko reszta jest fałszem i ułudą. Zacznij od kwiatu a wytłumaczysz swiat cały; wyrwij go z ziemi, a życie ustanie wszędzie. Skały rozsypują się pod nogi nasze, na pokarm gnije dla nas zwierze. Bez nas niema zwierzęcia, niema człowieka. Człowiek jest tylko pierwszym naszym sługą; my środkiem stworzenia. Wiem że powiadacie sobie, iż dla was służy wszystko, że wy jesteście wszystkiem; my toż samo myślemy o sobie. – Powtarzam ci – prawda – życie – ta ja: to kwiat!

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAMCAgMCAgMDAwMEAwMEBQgFBQQEBQoHBwYIDAoMDAsKCwsNDhIQDQ4RDgsLEBYQERMUFRUVDA8XGBYUGBIUFRT/2wBDAQMEBAUEBQkFBQkUDQsNFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBT/wgARCAeoBXgDAREAAhEBAxEB/8QAHAABAQEAAwEBAQAAAAAAAAAAAQACBgcIBQME/8QAGwEBAQACAwEAAAAAAAAAAAAAAAECBQMEBgf/2gAMAwEAAhADEAAAAeK6H6oywWKhEkrCsmaYiKqIVLGAiIhM1qVAERWIym5kWKiKgJCAgJEQrlEiIlESIiFcoqJEQmplIVIEuoKERlKDUoiS1hFQSamQVkQylkMFUVSBqZCRVEAgiupQzYkUKiFiyYklQspZJRCkhlgsYKZSyIoqorBWCkiIkliNSgJUyiKlmGMRUywJVQrEgRpcpGlyiZsZYgEiI0ykCRWURBJdLlISASJZISWUYwgRDLWZNLGUTKaWVMpCKiamQhYjMs3GFRJWCyXUpYyyZpIiGJSxliIE0oZs1LBZS1kAoEKxRpc2QGpSyGXNxZlWSMygsZSyGCmWIgsZUCSVALKKogSVAhSWiNLmyRmURBZhigKwJEaUJA0sZTS5RVIykKphNLEaXLEFUBMXHcyiIiEBlKSQJUykaAlGKuplGLiqIisCS6iXFxRWIiIgQI0sS0lbSVMsFjBUSMubNSqhEQgZs1AVMAqWMtZlFWAVK
Скачать книгу