Faraon. Болеслав Прус

Faraon - Болеслав  Прус


Скачать книгу
mówił książę, niecierpliwie trąc czoło.

      – Oddal Żydówkę i poproś kapłanów… Może ci pożyczą.

      – Nigdy!… Wolę wziąć od Fenicjan.

      Pani wstrząsnęła głową.

      – Jesteś erpatrem, rób, jak chcesz… Ale ostrzegam cię, że musisz dać duży zastaw, a Fenicjanin, gdy raz stanie się twoim wierzycielem, już cię nie puści. Oni są podstępniejsi od Żydów.

      – Na pokrycie takich długów wystarczy cząstka mego dochodu.

      – Zobaczymy. Szczerze chciałabym ci pomóc, ale nie mam… – mówiła pani, ze smutkiem rozkładając ręce. – Czyń więc, jak ci wypada, ale pamiętaj, że Fenicjanie w naszych majątkach są jak szczury w spichlerzach: gdy jeden wciśnie się przez szczelinę, inni przyjdą za nim.

      Ramzes ociągał się z wyjściem.

      – Czy jeszcze powiesz mi co? – zapytała.

      – Chciałbym tylko zapytać… Moje serce domyśla się, że ty, matko, masz jakieś plany względem mnie. Jakie?…

      Monarchini pogłaskała go po twarzy.

      – Jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz!… Dziś jesteś swobodnym jak każdy młody szlachcic w tym kraju, więc korzystaj… Ale, Ramzesie, przyjdzie czas, że będziesz musiał pojąć małżonkę, której dzieci będą książętami krwi królewskiej, a syn twoim następcą. O tych czasach ja myślę…

      – I co?…

      – Jeszcze nic określonego. W każdym razie mądrość polityczna mówi mi, że twoją małżonką powinna być córka kapłana…

      – Może Herhora?… – zawołał książę ze śmiechem.

      – Cóż by w tym było nagannego? Herhor bardzo prędko zostanie arcykapłanem w Tebach, a jego córka ma dopiero lat czternaście.

      – I zgodziłaby się zająć przy mnie miejsce Żydówki?… – z ironią zapytał Ramzes.

      – Musiałbyś się postarać, ażeby ci zapomniano dzisiejszy błąd.

      – Całuję stopy twoje, matko, i odchodzę – rzekł Ramzes, chwytając się za głowę. – Tyle tu słyszałem dziwnych rzeczy, że zaczynam się bać, ażeby Nil nie popłynął w stronę katarakt albo piramidy nie przeszły na pustynię wschodnią.

      – Nie bluźnij, dziecko moje – szepnęła pani, z trwogą patrząc na syna. – W tym kraju widywano dziwniejsze cuda…

      – Czy nie te – spytał z gorzkim uśmiechem syn – że ściany królewskiego pałacu podsłuchiwały swoich panów?

      – Widywano śmierć faraonów po kilkumiesięcznym panowaniu i upadki dynastii, które rządziły dziewięcioma narodami.

      – Bo ci faraonowie dla kadzielnicy zapomnieli o mieczu – odparł książę.

      Ukłonił się i wyszedł.

      W miarę jak kroki następcy cichły w ogromnym przysionku, twarz dostojnej pani mieniła się: miejsce majestatu zająła boleść i trwoga, a w wielkich oczach błysnęły łzy.

      Pobiegła przed posąg bogini, uklękła i nasypawszy indyjskiego kadzidła na węgle zaczęła mówić:

      – O Izis74 – Izis – Izis – po trzykroć wymawiam imię twoje. O Izis, która rodzisz węże, krokodyle i strusie, po trzykroć niech będzie pochwalone imię twoje… O Izis, która chronisz ziarna zbożowe od zabójczych wichrów, a ciała ojców naszych od niszczącej pracy czasu, o Izis, ulituj się i chroń mojego syna… Po trzykroć niech będzie wymawiane imię twoje i tu… i tam… i tam… I dziś, i zawsze, i na wieki wieków, dopóki świątynie naszych bogów będą przeglądały się w wodzie Nilu.

      Modląc się tak i łkając, monarchini pochyliła się i dotknęła czołem ziemi. A w tej chwili rozległ się nad nią cichy szept:

      – Głos sprawiedliwego zawsze jest wysłuchany.

      Dostojna pani zerwała się i pełna zdumienia zaczęła oglądać się dokoła. Ale w pokoju nie było nikogo. Tylko ze ścian patrzyły na nią malowane kwiaty, a znad ołtarza posąg bogini, pełen nadziemskiego spokoju.

      Rozdział VIII

      Książę wrócił do swojej willi stroskany i wezwał Tutmozisa.

      – Musisz mnie – rzekł Ramzes – nauczyć, jak dostaje się pieniądze…

      – Aha!… – roześmiał się elegant. – Oto jest mądrość, której nie uczą w najwyższych szkołach kapłańskich, ale w której ja mógłbym zostać prorokiem…

      – Tam wykładają, ażeby nie pożyczać pieniędzy – wtrącił książę.

      – Gdybym nie lękał się, ażeby warg moich nie splamiła bezbożność, powiedziałbym, że niektórzy kapłani marnują czas… Biedni ludzie, chociaż święci!… Nie jedzą mięsa, poprzestają na jednej żonie albo całkiem unikają kobiet i – nie wiedzą: co to jest pożyczać… Jestem kontent, Ramzesie – prawił Tutmozis – że ten rodzaj mądrości poznasz przy moich radach. Już dziś rozumiesz, jakich cierpień staje się źródłem brak pieniędzy. Człowiek potrzebujący pieniędzy nie ma apetytu, zrywa się przez sen, na kobiety patrzy ze zdziwieniem, jakby pytał: na co one są? W najchłodniejszej świątyni biją mu ognie do twarzy, a w największy upał, wśród pustyni, czuje dreszcz chłodu. Patrzy przed siebie jak obłąkany, nie słyszy, co do niego mówią, najczęściej chodzi w przekręconej peruce, której zapomniał napoić wonnościami, a uspokaja się tylko przy dzbanie mocnego wina, i to na krótko. Bo ledwie nieborak odzyska zmysły, znowu zaczyna czuć, jakby mu się ziemia rozstępowała pod nogami.

      Widzę to – ciągnął elegant – po twoim niespokojnym chodzie i bezładnym wyrzucaniu rękoma, że w tej chwili doznajesz rozpaczy z powodu braku pieniędzy. Wkrótce jednak doznasz innych uczuć, jak gdyby ci zdjęto z piersi wielkiego sfinksa. Później ulegniesz słodkiemu stanowi zapomnienia o swoich poprzednich kłopotach i teraźniejszych wierzycielach, a potem…

      Ach, szczęśliwy Ramzesie, czekają cię nadzwyczajne niespodzianki!… Bo gdy upłynie termin, a wierzyciele zaczną odwiedzać cię pod pozorem składania hołdu, będziesz jak jeleń ścigany przez psy albo jak dziewczyna egipska, która czerpiąc wodę z rzeki zobaczy sękaty grzbiet krokodyla.

      – Wszystko to wygląda bardzo wesoło – przerwał, śmiejąc się, Ramzes – ale nie przynosi ani jednej drachmy…

      – Nie kończ! – przerwał Tutmozis. – W tej chwili idę po fenickiego bankiera Dagona, a wieczorem, choćby ci jeszcze nie dał pieniędzy, odzyskasz spokój.

      Wybiegł, wsiadł do małej lektyki i, otoczony służbą tudzież takimi jak sam letkiewiczami75, zniknął w alejach parku.

      Przed zachodem słońca do domu następcy tronu przyjechał Fenicjanin Dagon, najznakomitszy bankier w Memfis. Był to człowiek w sile wieku, żółty, suchy, ale dobrze zbudowany. Miał niebieską tunikę, na niej biały płaszcz z cienkiej tkaniny, ogromne włosy własne, ściśnięte złotą obrączką, i dużą czarną brodę, również własną. Bujny ten zarost imponująco wyglądał obok peruk i przyprawnych bródek egipskich elegantów.

      Mieszkanie następcy roiło się arystokratyczną młodzieżą. Jedni na dole kąpali się i namaszczali, inni grali w szachy76 i arcaby77 na piętrze, inni, w towarzystwie kilku tancerek, pili pod namiotami na tarasie.


Скачать книгу

<p>74</p>

Izis a. Izyda – bogini przyrody, pełna dobroci patronka macierzyństwa, rodziny, sztuki i magii. Siostra i żona Ozyrysa, matka Horusa. Często przedstawiana jako matka siedząca z małym dzieckiem, Horusem, na ręku. Jako żona władcy Ozyrysa wyobrażana z symbolem tronu na głowie. [przypis edytorski]

<p>75</p>

letkiewicz (daw.) – człowiek lekkomyślny, niepoważny. [przypis edytorski]

<p>76</p>

grali w szachy – szachy były w Egipcie nieznane (powstały w Azji setki lat później). Chodzi najpewniej o senet, egipską grę rozgrywaną pionami na prostokątnej planszy 3x10 pól, bardzo popularną od zamierzchłych czasów, lecz w przeciwieństwie do szachów częściowo losową. Inną grę planszową, mehen (wąż), rozgrywano na planszy w kształcie zwiniętego w spiralę węża. [przypis edytorski]

<p>77</p>

arcaby (daw.) – warcaby. Warcaby w dzisiejszym kształcie są znane od XII w. n.e., ale uważa się, że pochodzą od gry senet, rozgrywanej w Egipcie już w XXVI w. p.n.e. [przypis edytorski]