Feralny tydzień (opowiadania). Janusz Korczak

Feralny tydzień (opowiadania) - Janusz Korczak


Скачать книгу
nie ma odwagi spojrzeć. Przewraca kartkę po kartce: dwa, trzy, trzy, dwa, trzy, dwa, trzy, trzy – a teraz?

      Rumieńce wystąpiły mu na policzki. Serce bije tak mocno jak na geografii. – Na pierwszej stronicy dwa małe błędy, raz podkreślone, trzeci – podkreślony falistą linią – i jeden z owych dwóch grubych błędów. – Nie ma co patrzeć: dwójka.

      – Ile?

      – Odczep się.

      Stasio przymyka oczy, przewraca kartkę i nakrywa bibułą8. Bibułę odsuwa powoli. – Nie ma czerwonego atramentu, nie ma, nie ma, może choć z dwoma minusami? – I oto fatalne zdanie. Sen czy jawa? – Nie ma. – Stasio gotów jest krzyknąć z radości: błąd jest – siedzi bestia, ale go Szparag nie zauważył. – Śmiałym ruchem odkrywa stopień: trójka z minusem. Gdyby zauważył, byłaby dwójka. – I Stasio doznaje bardzo złożonego uczucia: wdzięczności dla Szparaga, że nie zauważył błędu – i gniewu, że mu za jeden gruby błąd i dwa małe – postawił tylko trójkę z minusem: przecież mógł czystą postawić.

      – Widzisz? – pokazuje sąsiadowi.

      Sąsiad powitał odkrycie życzliwym uśmiechem.

      – A ty ile?

      – Trzy plus.

      Zaczęli porównywać błędy.

      – Ciszej – upomina nauczyciel.

      I zaczyna się poprawianie dyktanda, dziesiątki prawideł powtarzanych dziesiątki, mało – setki razy. – Stasio patrzy na trójkę z minusem i nie myśli o niczym: jego system nerwowy wyczerpał się do dna. Siedzi bezmyślnie i nawet się nie cieszy.

      – Przemyski!

      Stasio wstaje.

      – Dlaczego? – pyta nauczyciel.

      Stasio patrzy błagalnie na kolegów.

      – Priewoschodnaja stiepień – brzęczą ze wszystkich stron klasy.

      – Priewoschodnaja stiepień – powtarza Stasio.

      – Co priewoschodnaja stiepień? – pyta nauczyciel, biorąc za pióro.

      – Jat' – podpowiada klasa zbyt głośno.

      – Jat' – powtarza Stasio.

      Uczeń z pierwszej ławki pokazuje mu na plecach dwa palce. Stasio sam przecież widzi: stoi i widzi, jak nauczyciel odszukuje jego kratkę w dzienniku i stawia powoli i z rozmysłem wyraźną dwójkę.

      Piorun z jasnego nieba…

*

      Józio niecierpliwie oczekuje Stasia – sam mu drzwi otworzył i nie pozwalając zdjąć tornistra, zawołał:

      – Chodź, to ci coś pokażę.

      – Poczekaj, tylko zdejmę kalosze.

      – No prędzej. Wiesz: w tym nowym sklepie dodają do każdego kajetu jedną ogromną pieczątkę albo sześć małych – i do wyboru. – A do brulionu dodają łańcuszek.

      – Jaki łańcuszek?

      – Prawdziwy.

      – Kłamiesz.

      Józio jest bezgranicznie zadowolony, że udało mu się zainteresować starszego brata swoim wielkim odkryciem.

      – O, widzisz: naklejka, bibuła, sześć pieczątek i stalka.

      – Ta stalka nic niewarta.

      – No to co? A pieczątki ładne?

      – Tak sobie.

      Józio czuje żal do Stasia: sądził, że go olśni, oszołomi, a tymczasem… Nie wie, biedak, że Stasio ma dwójkę z ruskiego.

      – Na obiad. Ludwika, zawołaj dzieci.

      Zosia wpada do pokoju. Spóźniła się: była w kuchni, a chciała wiedzieć, co Stasio powie, zobaczywszy bibułę, sześć pieczątek, naklejkę i stalkę dodane do jednego zwyczajnego kajetu.

      – No co? – pyta zaciekawiona.

      – Stasio, Józio, Zosia na obiad. Ile razy trzeba was wołać?

      Mama jest w złym humorze. Ta idiotka Ludwika znów oddała klucz od góry, a przecież wiedziała doskonale, że w środę ma być pranie. Mamę9 to nic nie obchodzi: niech sobie na nosie wiesza bieliznę, kiedy taka mądra. – Mama już z nią dłużej nie może wytrzymać. Do latania ma rozum, a do roboty – zupełne cielę – i w dodatku leniwe. Od pierwszego może sobie szukać miejsca. I tatuś znów się spóźnił, a później będzie się krzywił. Niech się krzywi: mamę to nic a nic nie obchodzi.

      Zosia nasłuchała się tego wszystkiego w kuchni. Zły humor mamy i jej się udzielił.

      – Stasiu, nie kop się.

      Stasio trącił ją nogą niechcący. Ale kiedy tak, to już naumyślnie ją kopnie.

      – Mamo, Stasio się kopie.

      – Wstydziłbyś się: taki stary chłop, a nie umie przy stole siedzieć.

      I Stasiowi przychodzi do głowy, co by mama powiedziała, gdyby przy złym humorze wiedziała jeszcze o dwójce. Zamiast: „wstydziłbyś się”, byłoby: „Stasio, jak jeszcze raz ją ruszysz, to pójdziesz precz od stołu”. I to jakim głosem!

*

      Taka otrzymana w poniedziałek dwójka podobna jest do wielkiej muchy naprzykrzonej i do kleksa na bibule. Jak mucha brzęczy ona, plącze się w każdej myśli, przy każdej sposobności i jak kleks na bibule rozlewa się i rozrasta, coraz większa i większa, rośnie przez cały tydzień. – Gdyby to można od razu powiedzieć mamie: „dostałem dwójkę”, i już się pozbyć. Tak byłoby lepiej: a przecież Stasio tak nie robi. I w sobotę nic nie mówi, chowa dziennik, aby nie psuć sobie niedzieli. Nie dał dziennika, w poniedziałek odda. Ale niedziela zepsuta i tak. – Stasio już w niedzielę musi być spokojniejszy, już nie ośmieli się ani prosić o nic, ani uderzyć Józia albo Zosi; bo wie, że zawinił, i gdyby rodzice uważniej mu się przyjrzeli, toby mogli sami zauważyć: zamknie się w pokoju i niby się uczy – nie śmie czytać otwarcie pożyczonej książki.

      Taka otrzymana w poniedziałek dwójka odbiera mu ochotę, odwagę, wiarę w siebie, chęć do pracy. Po co się uczyć, kiedy i tak ma już dwójkę i nic go nie ocali od gniewu rodziców. Choćby mu się udało nawet dostać czwórkę, to dwójka zawsze ją zasłoni.

      I Stasio wie dobrze, że jeśli w poniedziałek dostanie dwójkę, to nigdy się na jednej nie skończy; zawsze w takim tygodniu we wszystkim gorzej się wiedzie.

      I kiedy we wtorek wyrwał go nauczyciel do tablicy, Stasio prawie był pewny, że dostanie dwójkę, z góry wiedział, że da mu właśnie takie zadanie, gdzie10 będzie dzielenie i mnożenie ułamków, i że się pomyli.

      Wczoraj korepetytor znów mu tłumaczył, że jeżeli cztery pomnożyć przez pół, to będzie dwa, a jeżeli rozdzielić, to osiem. Była chwila, kiedy naprężył uwagę i zdawało mu się, że zaczyna rozumieć. Ale przyszło mu na myśl, że w takim razie zamiast tej całej plątaniny można zamiast dzielić – mnożyć, i odwrotnie, i powiedział to korepetytorowi. Korepetytor zaczął krzyczeć, że arytmetykę mądrzejsi od niego ludzie wymyślili i że Stasio jest leń, że zamiast pomyślić11 trochę, woli wynajdywać sposoby, żeby nie potrzeba było wcale myśleć, że arytmetyka jest głupstwo w porównaniu z algebrą, że jeżeli nie może zrozumieć głupiego mnożenia ułamków, to niech się lepiej pożegna z gimnazjum.

      Stasio sam wie o tym. Raz podczas pauzy stanął we drzwiach12 piątej klasy i słuchał, jak jeden drugiemu objaśniał


Скачать книгу

<p>8</p>

bibuła – w czasach, gdy pisano piórem, bibuła służyła do osuszania atramentu. [przypis edytorski]

<p>9</p>

mamę to nic nie obchodzi – dziś popr.: mamy to nic nie obchodzi. [przypis edytorski]

<p>10</p>

gdzie – dziś popr.: w którym. [przypis edytorski]

<p>11</p>

pomyślić – dziś popr.: pomyśleć. [przypis edytorski]

<p>12</p>

we drzwiach – dziś popr.: w drzwiach. [przypis edytorski]