Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska
i zaczynałam coraz bardziej zastanawiać się nad tym, jakby to było, gdybym zaprosiła go do siebie. Na samą myśl, że znalazłby się w moim mieszkaniu, coś ścisnęło mnie w żołądku. I kiedy już chciałam mu zaproponować, żebyśmy spotkali się wieczorem, zadzwoniła moja komórka.
– Przepraszam. – Spojrzałam na wyświetlacz, nieznany numer. Ale w ostatnim czasie tak wiele razy próbowałam się pod niego dodzwonić, że wiedziałam, kto to. – Halo? – Odebrałam.
– Czy może mi pani pomóc? – Usłyszałam w słuchawce.
– Kto mówi?
– Ela. Elżbieta Nowicka. Dzwoniłam wcześniej.
– Jak mogę ci pomóc? – zapytałam.
– Muszę stąd uciec. Spakowałam się. On śpi, jest po nocy, jeździ na taksówce. Boję się wyjść. Siedzę w pokoju… boję się wyjść. Błagam, czy mogłaby pani… albo ktoś… tu przyjechać i mnie zabrać? Nie dam rady sama. Bardzo się boję… – szeptała.
Słyszałam, że jest przerażona.
– Nie chcesz wezwać policji? – Zmrużyłam oczy.
Darek spojrzał na mnie zaniepokojony. Na migi pokazałam mu, żeby wziął rachunek.
– Nie. Jego brat jest gliniarzem, kiedyś wezwałam, powiedział mi, że to głupie wyciągać swoje brudy na zewnątrz. Mam oszczędności. Proszę…
– Dobrze, przyjadę po ciebie. Podaj adres. Zamknij się w pokoju, jak będę pod drzwiami, zadzwonię, wtedy otworzysz i wyjdziesz.
– Dobrze. Mieszkam na Gaju – podała mi adres.
Obiecałam, że za dwadzieścia minut będę. Kiedy się wyłączyłam, Darek już zapłacił za śniadanie i podszedł do mnie z marsem na twarzy. O tak, nader adekwatnie.
– O co chodzi? – zapytał.
Wyszliśmy na zewnątrz. Zatrzymał się i patrzył na mnie zaniepokojony.
– Jest dziewczyna, która potrzebuje pomocy. Już wcześniej do mnie dzwoniła, pytała o możliwość zamieszkania w naszym domu.
Pokiwał głową. Widziałam, że słucha uważnie.
– Pojedziesz tam ze mną? – poprosiłam. – Ona chce uciec, ale się boi. Jej mąż jest w domu, śpi po nocnej zmianie.
– Pojadę. – Ruszyliśmy w stronę parkingu w Narodowym Forum Muzyki, gdzie zostawiliśmy auto. – Mówiłaś coś o policji? Nie bardzo mi z nimi po drodze…
– Jej też nie. – Opowiedziałam, co mi przekazała. – Ona po prostu potrzebuje wsparcia, żeby zrobić ten pierwszy krok.
– Znasz ją?
– Nie.
– I zadzwoniła do ciebie? – W jego głosie słyszałam niedowierzanie.
– Tak czasami jest. Kobiety wolą prosić o pomoc obcą osobę, niż szukać jej u znajomych bądź rodziny. Tam często spotykają się tylko z krytyką.
Wsiedliśmy do samochodu, podałam Darkowi adres i ruszyliśmy na Świeradowską. Kiedy podjechaliśmy pod dziesięciopiętrowy wieżowiec, napisałam Eli wiadomość, że już jestem. Wybiegłam z auta i po chwili poczułam, że Darek łapie mnie za rękę.
– Poczekaj tu – mruknęłam i spojrzałam na niego, nawet nie zwalniając.
– Chyba żartujesz. – Zatrzymał mnie. – Nie ma mowy, żebyś weszła tam sama. W ogóle masz cholernie niebezpieczną pracę. Wiem, co stało się z Martyną, do Inez też jeden dupek podskakiwał.
– W fundacji mamy ochronę.
– Ale tutaj jej nie ma.
– Zadzwoniłabym.
– I w dodatku kiepsko kłamiesz. – Spojrzał mi w oczy.
Stanęliśmy przed wejściem do bramy z domofonem.
– Nie zadzwonię, bo on może się obu… – Nie zdążyłam dokończyć, bo Darek właśnie otworzył drzwi.
Schował coś do kieszeni sportowej kurtki i zapytał:
– Które piętro?
– Ósme.
– Nie bój się, kotku. Jestem z tobą. – Mrugnął do mnie.
A ja uświadomiłam sobie, że cholernie się cieszę, że jest ze mną.
Wsiedliśmy do windy, a ja poczułam się przytłoczona. On ledwo mieścił się w tym małym pudełku.
– Posłuchaj – zaczęłam – znam takie dziewczyny. Na pewno ją bił i znęcał się psychicznie. Proszę cię, żebyś został na półpiętrze. W razie czego zawołam. Jeśli wejdziesz tam za mną, wyglądając tak…
– Jak bandyta? – burknął.
– Darek, przytłaczasz samą posturą. A ona pewnie nieraz była rzucana po ścianach przez mężulka. I jest w ciąży.
– Masz rację. – Przejechał dłonią po włosach. – Okej, będę tuż obok. Gdy tam wejdziesz, nie zamykaj drzwi.
– Postaram się wszystko załatwić błyskawicznie.
Wysiedliśmy, Darek zszedł kilka stopni niżej, a ja napisałam Eli wiadomość, że stoję pod drzwiami. Po chwili cichutko się otworzyły i zobaczyłam niską blondyneczkę z dużym brzuchem. I z podbitym okiem. Zacisnęłam pięści i powiedziałam z lekkim uśmiechem:
– Jestem Liwia. Rozmawiałyśmy. Możemy jechać?
– Tak, muszę tylko zabrać torby. Spakowałam siebie i rzeczy dla dziecka, mam wyprawkę.
– Okej, pomogę ci.
Weszłam do mieszkania, Ela otworzyła pokój i wzięła trzy wielkie torby. Zabrałam dwie z jej rąk, odwróciłam się i w tym momencie zostałam popchnięta na szafę. Ela stała jak zamurowana, a wielki facet z włosami ogolonymi na jeża patrzył na nas z wściekłością.
– Co tu się dzieje? Kim ty, kurwa, jesteś?
– Ela jedzie ze mną – powiedziałam cicho.
– No chyba śnisz, suko. Elka, co ty odpierdalasz?!
– Wyprowadzam się – szepnęła.
Była przerażona, ale i tak okazała się bardzo dzielna.
– Chyba cię pojebało! Nigdzie nie pójdziesz, kurwa! – Facet zaczął wrzeszczeć, a ja wiedziałam, że Darek na pewno go usłyszał.
I wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Facet szarpnął torbę, którą trzymała jego żona, chciał ją uderzyć, ja wskoczyłam między dziewczynę a niego i jego pięść… Prawie dotarła do mojej twarzy. Prawie. Bo w ułamku sekundy facet leżał na ziemi. Darek złapał go za rękę, którą chciał mnie uderzyć, i po prostu ją zmiażdżył. Słyszałam obrzydliwy odgłos pękających kostek. Potem coś nacisnął koło szyi, a facet zwinął się z jękiem i leżał na podłodze.
– Zabierz dziewczynę i na dół. Szybko. – Darek spojrzał na mnie, był spokojny.
Tak cholernie spokojny. A jego czarne oczy błyszczały dziko.
Zabrałam skamieniałą Elę, zeszłyśmy piętro niżej i tam zaczekałyśmy na windę. Domyślałam się, że Darek da nauczkę temu damskiemu bokserowi, miałam tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego… I nie chodziło mi o tego dupka, oczywiście. Martwiłam się o Darka.
***
Coś czuję, że poranki w towarzystwie grzecznej