12 kroków z Jezusem. Daphne K.

12 kroków z Jezusem - Daphne K.


Скачать книгу
zmieniło.

      Część 5: Po raz pierwszy usłyszałam o Al-Anon

      Państwo McCannowie zasugerowali również, że powinnam udać się do Al-Anon, wspólnoty Dwunastu Kroków dla rodzin alkoholików. Poszłam parę razy, lecz także ja miałam trudności z utożsamieniem się z nimi i zaprzestałam dalszych spotkań. W tamtym czasie wyznawałam pogląd, że to Philip potrzebuje się zmienić, a nie ja, i że jeśli tylko przestałby pić, bylibyśmy bardzo szczęśliwi. W rzeczywistości żadne z nas się wiele nie zmieniło i sytuacja się tylko pogorszyła. Philip pozostał w swojej pracy, interes się rozwijał (dzięki bardzo sprzyjającym zmianom ekonomicznym, leżącym poza sferą jego oddziaływań!) i przez jakiś czas był prezesem.

      Z łaski Boga (dosłownie, tak myślę) nigdy nie spowodował wypadku drogowego. Ale nigdy nie wiedziałam, czy wróci do domu pijany czy trzeźwy. Ani też, jeśli był trzeźwy, jak długo to potrwa. Często zwykł wracać z wypitą do połowy butelką whisky w kieszeni i wkrótce efekty tego miały stać się oczywiste. Później miał w zwyczaju znikać, żeby to odespać i budził się bardzo wcześnie, przewracając się z boku na bok, kiedy ja próbowałam spać. Generalnie cierpiał na depresję (alkohol przecież jest depresantem) i był emocjonalnie nieobecny, a ja nadal obwiniałam samą siebie. Widziałam, że się stacza i lękałam się o końcowy rezultat, ze względu na niego, na siebie i na dzieci. Chociaż wielu alkoholików odnajduje na nowo zdrowie, to większość z nich nadal umiera z powodu tej choroby.

      Modliłam się o jego wyzdrowienie, ale tak się nie stało. Rozumowałam w następujący sposób: Bóg musi chcieć, żeby on był rzeźwy i, teoretycznie, on sam chce przestać pić. Skoro więc on nie przestaje, myślałam sobie, to musi być jakaś przyczyna w tym, co ja robię lub czego nie robię – choć nie przychodziło mi do głowy, co to takiego mogłoby być. W konsekwencji czułam się winna, głupia i przerażona. Część mnie odczuwała także złość, lecz uważałam, że złoszczenie się jest złe, więc odpychałam od siebie to szczególne uczucie. Byłam nieszczęśliwa, ale do tego też nie za bardzo chciałam się przyznać. Wydawało mi się, że jest to taka zbędna emocja, a ja przecież chciałam być konstruktywna.

      Byłam też zagubiona. Kiedy widziałam, że Philip wygląda na pijanego, ogłupiałego i pokonanego, to miałam ochotę przylać osobie, która go tak urządziła. Ale wiedziałam, że przecież sam to sobie zrobił, a ja go kochałam, przynajmniej tego „prawdziwego” pod oparami alkoholu. Okropnie jest widzieć inną osobowość w skórze kogoś, kogo się kocha.

      Cała sytuacja wydawała się jakimś obłędem, ale próby racjonalnej dyskusji nie prowadziły do niczego innego poza coraz bardziej pogłębiającą się frustracją. Naszemu związkowi też wiele brakowało, zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Bardzo łatwo można to było wyczuć: „jeśliby naprawdę kochał mnie i dzieci, to przestałby pić”. Dzisiaj widzę błąd w tej argumentacji, ale wtedy nie potrafiłam tego dostrzec, czułam się odepchnięta i sfrustrowana.

      Pisanie dziennika

      Mniej więcej w tamtym czasie zaczęłam prowadzić dziennik. Wciąż słyszałam, jak ludzie zachwalali ten pomysł, a zapisywanie myśli było dobrym sposobem, żeby spróbować znaleźć sens w tym całym moim zagubieniu. Pomagało mi to również zapamiętać rzeczy, które przeczytałam, usłyszałam lub pomyślałam, a które w przeciwnym razie bym zapomniała.

      Czasami, kiedy się modliłam, pytałam Boga, co sądzi o danej sytuacji i zapisywałam to, co czułam, że mi odpowiedział – często bywały to jakieś nawiązania do Pisma Świętego. Wierzę, że nasz Ojciec w niebie naprawdę do nas mówi – byłby to bardzo dziwaczny ojciec, jeśli nigdy by nie przemówił do własnych dzieci! I kiedy Jezus powiedział, że Jego owce znają Jego głos (J 10, 4), to wierzę, że właśnie to miał na myśli. Jak patrzę z perspektywy czasu na to, co wtedy czułam, że to właśnie On powiedział, to w porównaniu z moimi własnymi przemyśleniami z tamtego okresu wydają się one być mądrzejsze, trafniejsze, bardziej przepełnione miłością i otuchą.

      Jeśli chodzi o język, styl i treść, to faktycznie jest w nich dużo ze mnie, lecz uważam, że jeszcze więcej z Niego. Przybierają one formę „osobistych przepowiedni”, a święty Paweł przecież powiedział, że „po części prorokujemy” (1 Kor 13, 9), a to znaczy, że przepowiednia nie jest w 100% czysta, gdyż zawsze zawiera się w niej jakaś cząstka nas samych. Sądząc według stwierdzenia: „po owocach ich poznacie”, zrodziły one dobry owoc. Dawały mi otuchę i nadzieję, kiedy najbardziej ich potrzebowałam. A kiedy Pan przypomina mi o swojej miłości, wówczas mówi jedynie to, co (jak wierzę) chce powiedzieć wszystkim swoim dzieciom, a mianowicie, że Bóg nie ma ulubieńców (por. 1 P 1, 17).

      Główna część tej historii rozpoczyna się krótko po tym, jak rozpoczęłam pisać swój dziennik. Mimo iż często czułam, że Bóg nie odpowiadał na moje modlitwy, to On jednak odpowiadał, lecz nie w taki sposób, w jaki bym sobie tego życzyła, to znaczy, sprawiając, żeby Philip pozostał trzeźwy, a ja taką, jaka byłam! Na całe szczęście, w Jego planach została zawarta również moja przemiana i jak wierzę, poprowadzenie mnie przez program Dwunastu Kroków jako jeden ze sposobów, żeby mogła się ona dokonać.

      Opór przed Al-Anon

      Jednakże czułam przed Al-Anon opór, i to z kilku powodów. Po pierwsze, nie widziałam potrzeby, żebym to ja miała się zmieniać. Po drugie, jeśli już miałam poddać się zmianom przy pomocy jakiegokolwiek programu, to chciałam, żeby był to program stricte chrześcijański. Po trzecie, wiedziałam, że pierwszy z Dwunastu Kroków mówi: „przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu”, a ja nadal miałam co do tego poważne wątpliwości! Prawdą jest, że przez ponad dziesięć lat bezskutecznie starałam się sprawować władzę nad alkoholem, lecz nie byłam jeszcze gotowa przyznać się do porażki. Nie chodziło o to, że wierzyłam, iż to ja osobiście posiadam taką moc, ale sądziłam, że muszę mieć jakąś rolę do odegrania w uzdrowieniu Philipa. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że moja rola mogłaby sprowadzać się do tego, że mam się wycofać i pozwolić Philipowi doświadczyć skutków jego własnych działań.

      Odnowa Charyzmatyczna i uzdrowienie

      Do tamtej pory zdążyłam już odkryć Odnowę Charyzmatyczną, przeżyłam chrzest w Duchu Świętym21 i modliłam się z wieloma ludźmi o uzdrowienie. Bóg używał tych modlitw, żeby uzdrawiać natychmiast wiele mniej poważnych dolegliwości, jak ból ucha, infekcja oczu i bóle pleców. Wierzyłam, że dla Boga pod żadnym względem nie stanowi większej trudności uzdrowienie z alkoholizmu, niż uleczenie uszu czy oczu, więc nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Philip nadal miał ten pociąg do picia.

      Nic w tym zaskakującego, że pycha jest ogólnie uznawana za największą przywarę, a pokora za największą cnotę. Zasadniczo rzecz ujmując, pycha próbuje odgrywać rolę Boga, a pokora pozwala Bogu być Bogiem. Problem stanowi to, że diabeł uwielbia, kiedy jesteśmy dumni i przystraja pychę tak, aby z wyglądu przypominała ona wiele innych dobrych chrześcijańskich cnót, żebyśmy nie potrafili rozpoznać, czym ona naprawdę jest.

      Nie uważałam, żebym była dumna. Sądziłam, że jestem po prostu zdeterminowana (nie na próżno w moich żyłach płynie generalska krew!) lub że jestem „lojalną chrześcijanką” (a przejawiałam skłonność do myślenia, że chrześcijanie mają monopol na prawdę…). Jednakże przez następnych kilka lat rzeczywiście stałam się mniej dumna, a bardziej gotowa uczyć się od innych, którzy posiedli doświadczenie, jakiego mi brakowało.

      Stawianie czoła alkoholizmowi przed Al-Anon

      Z perspektywy czasu myślę, że wtedy Bóg dokonywał jednocześnie kilku różnych rzeczy w mim życiu. On:

      1. otwierał mi oczy na moją własną potrzebę uzdrowienia, mój brak wolności i


Скачать книгу

<p>21</p>

Wszystkie ewangeliczne relacje chrztu Jezusa przedstawiają Go jako tego, który „chrzcić was będzie Duchem Świętym” (por. Łk 3, 16). Oznacza to proces trwający: „napełniajcie się Duchem” – co oznacza proces ciągły i nie zakończony. Chrześcijanie wyznają różne poglądy na ten temat, lecz jest rzeczą niezaprzeczalną, że jeśli zostaliśmy ochrzczeni jako dzieci, powinniśmy na jakimś późniejszym etapie życia odnowić przyrzeczenia chrztu sami dla siebie i prosto z serca. Potrzebujemy osobiście zaprosić Ducha Świętego do naszego życia i modlić się wraz z innymi chrześcijanami o Jego przyjście, tak jak czynili to apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy. Następnie rodzi się nie tyle pytanie: „Czy to my mamy Ducha Świętego?”, lecz: „Czy to Duch Święty ma nas, czy jesteśmy otwarci na Jego działanie w naszym życiu, dla nas samych i dla innych?”. Można by znacznie więcej powiedzieć na ten temat, ale niezupełnie jest to przedmiotem niniejszej książki. Duch Święty może rozpocząć od odkrycia przed nami problemów, które mamy, a z których istnienia nigdy wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy, i to w taki sposób, żebyśmy wraz z Nim mogli jakoś im zaradzić!