.
z zewnątrz zlecał robotę w Mieście. Teraz pytam, czy ktoś zlecał robotę na zewnątrz.
Więzień gapił się na nich pustym wzrokiem. No pięknie. Albo Landon znalazł jakiegoś wyjątkowego jełopa, albo kogoś stojącego na jednym z najniższych stopni przestępczej hierarchii, prostego wykonawcę. Scott postanowił go lekko wkurzyć.
– Dobra, na razie to zostawmy. Wpadła nam w ręce wasza księgowość.
– To my mamy księgowość?
– Jak każda firma. Wasza jest wyjątkowo szczegółowa, nawiasem mówiąc.
Landon wyświetlał na szybie różne dokumenty. Scott zatrzymał i powiększył jeden z nich.
– Patrz, jest nawet zestawienie waszych środków transportu. Trzydzieści miniciężarówek, pięć furgonetek, samochód terenowy, dwa dragstery, sześć koni pod wierzch i jeden osioł.
– Osioł?
– Myślałeś, że ciebie nie wciągnęli do ewidencji? – warknął Scott. – Rozumiem konie pod wierzch, ciężarówki i samochód terenowy. Po cholerę wam dwa dragstery?
– W Zakazanym Mieście jest tor.
– Gdzie?
– Na trzydziestym piętrze. Rozpędzasz się i hamujesz. Jak nie wyhamujesz, to lecisz w dół.
– Aha! Długi ten tor?
Roberts wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Dwieście metrów, może trzysta…
Landon i Scott wymienili spojrzenia. Wyścigi dragsterami na dystansie trzystu metrów, z przepaścią zaraz za metą, to rozrywka albo dla prawdziwych mężczyzn, albo tych najbardziej naćpanych.
– Nieważne. Powiedz lepiej, czy gang angażuje morderców z zewnątrz.
– A po co? Swoich nam brakuje?
– Są miejsca, gdzie was nie wpuszczą – wyjaśnił Scott. – Wybacz, jeśli cię uraziłem – dodał z sarkastycznym uśmiechem.
Najwyraźniej nie uraził, bo rozbawiony więzień machnął ręką.
– Jak nie wpuszczają, to się czołgiem wjeżdża.
– A poza Zakazanym Miastem?
Tamten tylko wzruszył ramionami.
Scott wyświetlił na szybie film z miejskiego monitoringu.
– Jak sądzisz, co mi tu nie gra?
Roberts wykazał się zaskakującą domyślnością.
– Że niby ta dziewczyna ma być „cynglem”? – Roześmiał się chrapliwie. – Na pewno nie.
– Na pewno tak.
Nawet dla Scotta zabrzmiało to jak dziecinne przekomarzanie. Puścił kilka fragmentów zarejestrowanych przez kamery w laboratorium. Roberts gapił się bez słowa, oszołomiony. Odezwał się dopiero po dłuższym czasie:
– No to powiem, co ci nie gra na pierwszym filmie. Ona nie miała prawa przeżyć.
– Dlaczego?
– Zrozum, człowieku! Baba spoza gangu. – Wskazał palcem jej obnażone ręce pozbawione jakichkolwiek wspólnotowych tatuaży. – Obca. Nie składała przysięgi, niesprawdzona, niespowinowacona… Jest nikim. Nawet jeśli ją wynajęli, żeby sprzątnęła kogoś na zewnątrz, to nasz brat w samochodzie musiał ją zabić natychmiast po wykonaniu zadania. Po prostu musiał, rozumiesz?
Landon skinął głową, ale Scott drążył dalej:
– A może zabrał ją, żeby zabić gdzieś indziej? Żebyśmy nie znaleźli ciała?
– No coś ty? Po co usuwać ciało? – Gangster wskazał na stop-klatkę filmu z rzeźni w laboratorium. – Przecież macie ją namierzoną. Pełna identyfikacja. Po co więc usuwać ciało?
– Na wszelki wypadek.
– Na wszelki wypadek powinni kazać jej połknąć ładunek wybuchowy. Jakby go zdetonowała, to jeszcze pół budynku poszłoby się paść.
No tak. Scott uzyskał potwierdzenie swoich domysłów. Lani nie miała prawa odjechać stamtąd żywa. W tym akurat gangsterskim świecie nie było takiej możliwości. Ona naprawdę była dla nich obca. Bardziej niż przedstawiciel innej cywilizacji z kosmosu. Siedział pogrążony w myślach, podczas kiedy Landon zadawał pytania z przygotowanej wcześniej listy. Roberts odpowiadał różnie: raz był mniej szczery, raz bardziej. Generalnie jednak dżokejowi udało się poskładać z drobnych fragmentów całkiem sporą i w miarę szczegółową mozaikę.
– Z mojej strony to wszystko – powiedział po upływie jakiejś pół godziny.
– W porządku.
Scott poderwał się z miejsca. Miał dość tego jaskrawo oświetlonego pomieszczenia. Więzień również podniósł się z krzesła.
– A wasza część umowy?
Scott przyłożył do szyby dłoń i wyświetlił zdjęcie osadzonego podejrzanego o pedofilię.
– Przyjemnego sprawdzania, czy to na pewno ten człowiek – rzucił, mając na myśli miejsce, gdzie tamten zrobił sobie charakterystyczny tatuaż.
Na twarzy Robertsona pojawił się szeroki drapieżny uśmiech.
– Spokojna twoja głowa. – Nagle uderzył pięścią w otwartą dłoń. – Wywiązaliście się, chłopaki, więc powiem wam coś jeszcze.
– Co?
– Powiem wam, co jeszcze nie grało na tym filmie, gdzie dziewczyna wsiadała do wozu.
– No?
– Drzwi otworzył jej ktoś z naszym tatuażem na ręce. A to jest niemożliwe! Nikt z braci, nigdy i pod żadnym pozorem, nie otworzyłby drzwi jakiejś lasce!
Pielęgniarka zasłoniła własnym ciałem wejście do toalety.
– Proszę usiąść na wózek! – zażądała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Axel postanowiła pójść na ugodę.
– Jasne. Usiądę. Tylko najpierw pójdę do ubikacji.
– Proszę skorzystać z basenu.
– Nie! Nie będę sikała na leżąco.
– Proszę pani! Taka jest procedura!
– Dobrze.
Axel zasymulowała ruch w prawą stronę, po czym wykonała zwód i ruszyła w lewo. Sprawnie ominęła przeszkodę, wpadła do łazienki i zablokowała drzwi.
– Przecież wam nie ucieknę. Jak tylko skończę, dam się zawieźć, dokąd zechcesz.
– Ale coś może się pani stać!
– Dziękuję za ostrzeżenie. Już przy pierwszym posiłku zaświtało mi podejrzenie, że będziecie próbowali mnie otruć.
– Proszę nie żartować. Naprawdę muszę panią zaraz zawieźć!
– Dokąd?
– Na rehabilitację. Na naukę chodzenia.
– O Boże…
Axel już była na tych zajęciach. Sama sprawdziła, gdzie i kiedy ma się stawić, i nie czekając na pielęgniarkę, wyruszyła na poszukiwanie właściwej sali. Kostyczna rehabilitantka nie mogła uwierzyć, że zlecono jej rehabilitację ruchową kogoś, kto na własnych nogach dotarł na zajęcia.
– My tu uczymy stawiać pierwsze kroki. Podpinamy pacjenta pod stelaż na pasach bezpieczeństwa, ustawiamy na bieżni i robimy, co się