Krew sióstr. Lazur. Krzysztof Bonk

Krew sióstr. Lazur - Krzysztof Bonk


Скачать книгу
lodowe płyty pływające w tej kipieli. Były od siebie dość blisko, dzięki czemu mógł przechodzić lub przeskakiwać z jednych kawałków lodu na drugie.

      Wykonał kilka takich susów i przejść. Aż podczas kolejnego skoku dostrzegł pod wodą zarys dziewczęcej sylwetki. Ukucnął i z przejęciem się przyjrzał uważniej.

      W mętnej toni się unosiła szara dziewczyna. Rozpaczliwie wymachiwała kończynami i otwierała usta, z których wypuszczała pęcherze powietrza. Zdawała się krzyczeć, wytrzeszczając z przerażenia oczy. Strach – podczas tonięcia była nim obleczona jak kokonem, nie tylko wodą. Lecz była też kimś znajomym.

      Złoty rozpoznał w niej Mysię. Dziewczynę, którą poznał jako przekupkę w Orlim Gnieździe. Później stanowiła członkinię srebrzystej rady. Mieniła się też przyjaciółką Srebrnej, która swą przyjaciółkę zabiła, zdradziecko wbijając w nią nóż.

      Na wspomnienie tego czynu pyzatej dziewczyny w Złotym wezbrała fala niechęci. Przyćmiła ona dobre postępki Mysi.

      Wyciągnął miecz i przyjrzał się złocistej klindze. Gdy odbił się od niej jasny promień słońca, pomyślał, aby mimo wszystko okazać łaskę i podać topielicy rękojeść, by wyciągnąć ją na krę. Lecz zaraz słońce się skryło za całunem z gęstych chmur. Wtedy ostrze, młodzieńca i jego serce przykrył mroczny cień.

      Złoty zanurzył klingę w wodzie. Przez chwilę spoglądał na Mysię, jak desperacko skrwawiała dłonie, daremnie chwytając ostrą stal. Raz jeszcze wspomniał zabójstwo Srebrnej, po czym wykonał pchnięcie w szare serce.

      Odczuł satysfakcję, spoglądając w gasnące oczy nasycone bezgranicznym strachem. Należały do dziewczyny opadającej w otchłań grafitowego jeziora.

      Lecz raptem jej postać się przemieniła w… Srebrną. Spowita strachem i niedowierzaniem szara siostra krwi trzymała się za ranę w sercu i patrzyła na ukochanego. Kogoś kto… nagle zadał jej śmierć, się okazując potworem?

      Książe odskoczył do tyłu, jak oparzony własnym przekleństwem. Schował miecz i niczym kozica pośród gór gnał po lodowych krach, jakby uciekał przed śnieżną lawiną czy legendarnym monstrum. Przyspieszył, uświadamiając sobie, że tą bestią był on sam. Chociaż jak niby w takich okolicznościach mógł ją pozostawić za sobą?!

      Zerknął przez ramię. Autentycznie się bał, że zobaczy własny cień pod postacią rogatego demona. Albo co gorsze na krach się czołgającą topielicę – Srebrną rzężącą w jego kierunku; „dlaczego, dlaczego, dlaczego”?

      Niemal w panice dotarł na brzeg. Tutaj natrafił na igloo, a przed nim siedzącą do niego tyłem postać. Opatulona była w szare futro, jej rozpuszczone i długie włosy w kolorze srebra falowały z lekka na zimnym wietrze. Postać ta się monotonnie kiwała na boki, nucąc smętnie zawodzącą melodię.

      Złoty niepewnie wyciągnął rękę, aby dotknąć szarą dziewczynę czy też kobietę. Lecz jego wyprostowana w poziomie górna kończyna zastygła w sztywnej pozie. Zawładnął nim strach, że w istocie przed sobą zobaczy osobę z raną w sercu, a w martwych oczach odczyta ból i wyrzuty skierowane ku niemu.

      Trwał tak niczym zesztywniały trup, aż raptem upadł na plecy. Wydarzyło się to, kiedy w okolicy doszło do potężnej eksplozji. Roztrzęsiony spojrzał w tamtym kierunku.

      Na przeciwległym brzegu jeziora nieoczekiwanie zobaczył czerwoną górę. Ze szczytu wyrzucała z siebie potoki lawy, która wyglądała niczym karmazynowa krew płynąca do grafitowego jeziora. Jak bolesne posykiwanie demona dał się słyszeć złowrogi syk w efekcie kontaktu przeciwstawnych żywiołów; ognia i wody. Złotym wstrząsnęła też fala uderzeniowa od wybuchu. Choć zadrżał także ze strachu.

      – Kim jesteś? – usłyszał słowa, które się dobywały jakby z samej przestrzeni. W tym zapytaniu odczytywał brzmienie głosu swego ojca, matki, ale też Marrenga, Ozłona, Bursztyn, Mysi… Alabaster czy Srebrnej. Kim zatem był?

      Wstrząśnięty się przeczołgał sporą odległość do tyłu. Byle dalej od czerwonej góry, pytającego głosu, topielicy z jeziora, szarej postaci przy igloo oraz wspomnienia o… śmierci ukochanej. W nagłym porywie paniki nagle zapragnął uciec od tego wszystkiego wręcz do innego świata!

      – Kim jesteś? – padły te same, co uprzednio, słowa. Odzyskując namiastkę spokoju, Złoty skonstatował, że nadawcą tej wypowiedzi była postać, której plecy uprzednio oglądał. Znowu znajdowała się tuż koło niego. Jawiła się, jako srebrzysta dziewczyna, ale z trupio bladą cerą i widoczną raną w trzewiach. Rana wyglądała na śmiertelną.

      – A… kim jesteś ty? – Głos księcia drżał. Całą jego postacią dygotało od strachu.

      – Nazywam się Szarówka.

      – Szarówka…

      – Tak.

      – Co tutaj… robisz? – Złoty powiódł ręką, wskazując niepokojącą okolicę. Szara dziewczyna również się przyjrzała okolicznej przestrzeni, po czym z nutą lęku rzekła:

      – Chyba… szukam mych bliskich. Oddalili się. Nie wiem gdzie i niepokoi mnie to. Jak myślisz, czy coś złego mogło ich spotkać? Ktoś mógł ich… skrzywdzić? – Spojrzała na złocisty miecz za pasem Złotego. On wzruszył bezradnie ramionami i z równą niemocą odpowiedział:

      – Nic mi nie wiadomo o twych znajomych. Ale… – zawahał się – mogę ci pomóc ich… szukać.

      – Uczynisz to? – Szarówka nieufnie się odsunęła od księcia.

      – Tak – potwierdził bez przekonania, znów wyciągając ku dziewczynie rękę. Cofając się, srebrzysta postać krzyknęła w przestrachu:

      – Nie dotykaj mnie!

      – Dobrze, nie dotknę, przepraszam. – Książę zabrał dłoń, widząc, że ta była u niego demonicznie czarna.

      Wtem niebo w kolorze marengo pociemniało aż do grafitu.

      – Znowu jest noc. Ostatnio zwykle jest noc – skwitowała trwożnie zjawisko na nieboskłonie Szarówka. Złoty przyznał jej rację, kiwając głową, bo ostatnio sam w sobie czuł prawie tylko noc pozbawioną choćby namiastki światła. – Muszę się przespać. Poszukać we śnie wskazówek, jak odszukać mych bliskich. – Na czworakach Szarówka ruszyła do wnęki w igloo.

      – Mogę iść… z tobą? – zapytał z nadzieją młodzieniec, bojąc się zostać sam. – Mogę? – ponowił zapytanie.

      – Nie, nie możesz. – Z dziewczęcych ust padło lodowate zaprzeczenie. Zaś książę jęknął:

      – Czemu… nie?

      – Bo się ciebie boję. Masz w sobie…

      – Tak…?

      – Mrok i zło. Jesteś mordercą!

      Złoty został sam, ale nie na długo. Wraz z grafitowymi ciemnościami zaatakował go przenikliwy mróz. Ten bezwzględnie się wdzierał w ciało, zupełnie jak… strach, który coraz silniej towarzyszył jego postaci.

      W swej złocistej zbroi młodzieniec się skulił na śniegu, dygocząc. Usilnie wmawiał sobie, że doświadczał jedynie namiastki rzeczywistości, a nie jej samej. Jednak w obliczu trzęsącego nim w ciemnościach zimna i napadów lęku taka retoryka nic nie dawała. Albowiem niezależnie od skali realności tego świata własne doświadczenia odbierał, jako na wskroś prawdziwe.

      Na nie wiadomo jak długi czas zapadł w płytki i przerywany sen. Gdy się budził, trwożnie wyglądał topielicy wypełzającej z jeziora, czy trupiej dziewczyny się czołgającej z igloo. Ze strachem patrzył też na czerwoną górę, zupełni jakby spoglądał na czerwonego demona we własnej osobie.

      Kiedy natomiast śnił, niczym czarne zmory, nieustannie osaczały


Скачать книгу