Wojna o szczepionki. Brian Deer

Wojna o szczepionki - Brian Deer


Скачать книгу
marynarce, niebieskich dżinsach i jasnobrązowych butach o zdartych czubkach.

      Mieli ze sobą tyle wspólnego. I jestem pewny, że Wakefield to wyczuł. Pod wieloma względami należeli do tego samego gatunku. Wówczas obaj gorączkowo przemierzali kraj (jeden w robionym na zamówienie boeingu 757, drugi zaś czarnym autokarem), goniąc zadziwiająco podobne cele. Priorytetem kandydata była biała klasa pracująca. Skrzywdzona. Gniewna. Opuszczona. Ekslekarz tymczasem szukał konkretnych rodziców – rodziców dzieci z autyzmem i podobnymi zaburzeniami – którzy też czuli się skrzywdzeni, rozgniewani i opuszczeni.

      Ludzie niekiedy mówią o byciu „w spektrum” tak, jakby to było coś modnego: błąd oprogramowania. I może faktycznie to błąd oprogramowania. Jednak dla rodziców dzieci z głębokim autyzmem jego pierwsze symptomy zawsze zapowiadały rozpaczliwe przedzieranie się przez labirynt nadziei i strachu.

      Kto tego nie przeżył, musi spróbować to sobie wyobrazić. Wasz największy skarb, który urodził się tak doskonały, teraz zaczyna mówić i chodzić. I wtem, czasami niezauważalnie, a czasami bardzo nagle, pojawia się zmiana. Coś jest nie tak. Dziecko nie mówi, nie chce być przytulane albo obsesyjnie ogląda swoje palce. Być może ma głębokie upośledzenie.

      Potem zjawia się bohater i głosi coś, co brzmi jak rozwiązanie zagadek, których inni nie umieją rozwikłać. Jak powiedział „New York Timesowi” jeden ze współpracowników Wakefielda: „Dla naszej społeczności Andrew Wakefield jest Nelsonem Mandelą i Jezusem Chrystusem w jednej osobie”.

      Inni porównywali go do włoskiego astronoma Galileusza, który walczył z Kościołem rzymskokatolickim. „Jeden z ostatnich uczciwych lekarzy w świecie zachodnim […], geniusz […], promień naukowej uczciwości […], błyskotliwy badacz kliniczny o najwyższych standardach moralnych […], niewiarygodna odwaga, prawość i pokora”.

      W takiej wersji wydarzeń ten człowiek jest wizjonerem zniszczonym przez cyniczny spisek. Jak sam twierdził, nie zrobił nic złego. Każdy wysunięty przeciwko niemu zarzut był kłamstwem. Wolał uważać się za ofiarę odrażającej zmowy – spisku zawiązanego przez rządy, firmy farmaceutyczne i przede wszystkim przeze mnie – ukrywającej straszliwe krzywdy wyrządzane dzieciom.

      „To była strategia” – mówił o rewelacjach, które go zniszczyły. „Rozmyślna strategia. Strategia public relations, żeby powiedzieć: »dyskredytujemy tego człowieka, izolujemy go od kolegów, niszczymy jego karierę i mówimy innym lekarzom, którzy ośmieliliby się w to wmieszać: tak stanie się również z wami«”.

      Ale podczas gdy w tamtym roku Trump mówił o nadziei – w kampanii pod hasłem „Uczyńmy Amerykę znów wielką” – Wakefield, jeżdżąc po Stanach Zjednoczonych, niósł ze sobą jedynie cień cierpienia. Zaledwie kilka tygodni przed balem sondaż YouGov wskazywał, że niemal jedna trzecia Amerykanów boi się, iż szczepionki „zdecydowanie” lub „prawdopodobnie” wywołują autyzm. Poziom zaszczepienia spadał, ponieważ rodzice pędzili do pediatrów, by uzyskać dla swych maluchów zwolnienie od zastrzyków. Niecałe trzy miesiące po wieczorze inauguracyjnym na całym globie ponownie wybuchła odra, którą uważano za opanowaną.

      Doniesienia nadeszły najpierw z Minnesoty, gdzie Wakefield prowadził swoją kampanię. Potem napłynęły kolejne – z Europy, Ameryki Południowej, Azji i Australazji, gdy choroba niegdyś uznana powszechnie za wyplenioną wróciła, by siać niemoc i zabijać. A w czasie, kiedy nowy prezydent zaczął starania o reelekcję, Stany Zjednoczone doświadczyły jej najgorszego wybuchu od trzech dziesięcioleci, organizacje międzynarodowe wskazywały zaś „postawę antyszczepionkową” jako jedno z dziesięciu największych zagrożeń dla zdrowia ludzkiego.

      Nie chodziło tylko o jednego człowieka. Byli inni guru – szczególnie aktorka Jenny McCarthy i prawnik Robert Kennedy – którzy krytykowali szczepienia. Kontrowersje sięgają tysiąca lat wstecz, kiedy to Chińczycy nauczyli się chronić przed ospą prawdziwą. Ale to Wakefield sięgnął po tytuł współczesnego „ojca ruchu antyszczepionkowego”. I tak jak w przypadku L. Rona Hubbarda, który wymyślił scjentologię, albo Josepha Smitha, który otrzymał złote płyty mormonów, nie potrzeba wykładów o -izmach i -ologiach, by ocenić wartość głoszonych przez nich wierzeń. Wystarczy znać człowieka.

      Według mnie jego historia przypomina Czarnoksiężnika z Krainy Oz: to opowieść złożona. Oto bohater na krętej drodze, z prawdziwymi ludźmi i szczególnymi danymi, które mają zadziwić albo rozgniewać każdego rozsądnie myślącego czytelnika. Ale wyłania się z niej inna opowieść, gdy po wypowiedzeniu zaklęcia: „Ujawnij się” bez osłonek widzimy, jakie zastosowano sztuczki. Kurtyna się podnosi i ukazuje maszynerię. Czarnoksiężnik zostaje obnażony.

      Wiedział, co robi. Czuł, że ma rację. Reguły obowiązywały frajerów. On był wyjątkowy. Ale droga na bal Trumpa była jego własnym rozpaczliwym poszukiwaniem: przez złowrogą stronę nauki, która zagraża nam wszystkim. Jeśli on mógł zrobić to, co zrobił – a pokażę, jak to dokładnie wyglądało – to co inni robią w szpitalach i laboratoriach, w których pewnego dnia możemy szukać ratunku? I kto jeszcze oszukuje świat, kryjąc się za charyzmą i mówieniem o spiskach?

      Śmiejąc się do telefonu na Balu Wolności, Wakefield kończy radośnie obietnicą: „Wrzucę parę zdjęć Donalda”.

      Ekslekarz bez pacjentów powrócił.

      Wielkie idee

      Rozdział pierwszy

      Olśnienie nad piwem

      W jakimś wyimaginowanym wszechświecie mógłby być czczony jako profesor sir Andrew Wakefield. Dwa dziesięciolecia przed zaproszeniem na bal Trumpa celem, który go przyzywał jak kiwający nań wielki kościsty palec, nie był Waszyngton ani żadne miejsce w Ameryce, ale sala koncertowa w centrum Sztokholmu. Marzył, jak mówili ludzie, by ubrany w biały frak niczym Fred Astaire odebrać złoty medal z rąk króla Szwecji.

      „Trzeba ich było słyszeć w stołówce” – opowiadał mi jego dawny kolega. „Rozmawiali o Nagrodzie Nobla”.

      Ale do tego – czy jakiegokolwiek innego – wszechświata prowadziła ta sama brama: portal do wszystkich możliwości, jakie się przed nim otwierały. Stała wtedy – jak stoi dzisiaj – na Beacon Hill: wysoko nad Bath w hrabstwie Somerset, półtorej godziny pociągiem na zachód od Londynu. Tu znajdziemy wejście do jego domu rodzinnego oraz wyjście na wszystkie drogi, którymi wędrował.

      To nie jest furtka ze sztachet, bo to nie Przygody Tomka Sawyera. Sądzę, że rama waży ponad tonę. Składa się z dwóch ponad trzymetrowych doryckich kolumn i pasujących do nich pilastrów, z ozdobnie rzeźbionym fryzem wzdłuż schodkowego architrawu, i przypomina wejście do wiktoriańskiego mauzoleum albo boczne drzwi do Koloseum. Mówi o bogactwie, klasie, autorytecie i prawie. Nadproże zdobi napis:

      HEATHFIELD

      „Heath” pochodzi od Jamesa Heatha, przedsiębiorcy, który opatentował własny „wózek z Bath”. Był to zgrabny, pchany ręcznie albo ciągnięty przez kucyka mały wózek ze składanym daszkiem albo budką. Zyski z wynalazku poszły na dom (chociaż ponoć sam James nigdy tu nie mieszkał) na urwistej skarpie moreny obfitującej w skamieniałości, ze zboczami niczym w San Francisco. Budynek spoglądał, i nadal spogląda, przez dolinę rzeki Avon na bladożółte miasto wzniesione z wapienia oolitycznego, dziś wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

      Kamienna rezydencja o sześciu sypialniach – „willa w stylu włoskim” – została ukończona w 1848 roku. Poniżej jej szaroniebieskiego dachu i wysokich, wysokich iglic kominów znajdują się dwa piętra o wysokich sufitach i wielkich oknach, pokoje rodzinne, a pod nimi, w przyziemiu wkopanym w morenę, niegdyś kwaterowały pokojówki i kucharki. Te dwie społeczności łączyła ukryta sieć drutów, połączonych na jednym końcu z metalowymi dźwigienkami przy kominkach, a na drugim z brzęczącymi dzwonkami. Do połowy XX wieku te urządzenia zdążyły


Скачать книгу