Drużyna 8. Powrót Temudżeinów. John Flanagan

Drużyna 8. Powrót Temudżeinów - John Flanagan


Скачать книгу
to przez całe swoje życie – wyjaśnił.

      – No to dlaczego jeszcze tu jesteś? – zapytał Leks.

      – Nasłuchuję. Gdyby wpadła w kłopoty, usłyszymy to, ale powiedziałbym, że na razie nie natrafiła na żadne przeszkody. Myślę, że wrócę teraz do łóżka.

      W chłodzie przed świtem myśl o ciepłych kocach w barakach, tuż przy blasku kominka, wydała się nagle bardzo atrakcyjna. Hal skierował się do schodów.

      – Idziesz? – zapytał.

      Jednakże Leks, który nie pokładał w umiejętnościach Lydii takiej wiary jak Hal, potrząsnął głową.

      – Zostanę tutaj – zadecydował. – Będę nasłuchiwać.

      Hal wzruszył ramionami, ale rozumiał jego niepokój.

      – Zrobisz, jak zechcesz – powiedział. – Do zobaczenia na śniadaniu.

      Po śniadaniu – obfitym posiłku złożonym z kiełbasek, smażonych ziemniaków i przypiekanych podpłomyków, a popitym aromatyczną i gorącą kawą – Hal zabrał Stiga i bliźniaków w głąb doliny, do miejsca, gdzie miała powstać druga platforma strzelnicza. Podobnie jak wcześniej wspiął się na zbocze doliny i szybko oznaczył punkty podparcia platformy, wycinając w skale występy w miejscach, gdzie miały się znaleźć belki.

      Kiedy skończył, przyjrzał się z satysfakcją wykonanej robocie.

      – Resztą ty się możesz zająć – powiedział do Stiga. – Weź załogę i zbudujcie te platformy. Ja zacznę składać jednego z zadymiarzy. Chcę pokazać Damienowi, jak działają.

      Damien był dowódcą piętnastu aralueńskich łuczników przydzielonych do załogi fortu. Spotkali się poprzedniego wieczoru i omówili plan Hala zamontowania na zboczach dwóch potężnych kusz, mających wzmocnić obronę twierdzy. To właśnie ludzie Damiena mieli je obsługiwać, więc dowódca nie mógł się doczekać, aż zobaczy nową broń w działaniu.

      Hal i Stig wrócili do fortu, zostawiając bliźniaków odpoczywających na miejscu, gdzie miała stanąć wschodnia platforma. Stig przyprowadził z powrotem pusty teraz wózek, a potem zwołał resztę załogi i kazał załadować pozostałe materiały. Hal poszedł do magazynu, w którym leżały dwa rozmontowane zadymiarze, owinięte płótnem. Rozwiązał rzemienie, przytrzymujące płachtę na jednym z nich, i zawołał Ingvara.

      – Ingvarze, ty zostaniesz ze mną. Będę potrzebował twojej pomocy przy demonstracji zadymiarza.

      Ogromny młodzieniec skinął głową. Na pokładzie okrętu współpracował z Halem, zasiadającym za celownikiem Zadymiarza. To właśnie Ingvar obracał potężną broń, przepychając ją długą tyczką w prawo lub w lewo. Przywiezione teraz zadymiarze miały się opierać na trójnogach, żeby stojący za nimi strzelec mógł je obracać samodzielnie. Jednakże siła Ingvara mogła się przydać przy przeładowywaniu wielkiej kuszy.

      Hal zaczął szybko składać części, dopasowując je i jednocześnie sprawdzając, czy w drewnie nie pojawiły się jakieś skazy, szczeliny lub pęknięcia, które mogłyby sprawić, że kusza nieoczekiwanie – i z katastrofalnym rezultatem – pęknie, gdy zostanie naciągnięta.

      Kiedy złożył już korpus, łuk i mechanizm spustowy, postawił kuszę, opierając ją kolbą o ziemię, i podniósł ciężką cięciwę z pętlami na obu końcach. Nałożył jedną pętlę na wcięcie z prawej strony drzewca i skinął głową na Ingvara, żeby wygiął łuk i umożliwił mu nałożenie pętli na drugi koniec. W zwykłych okolicznościach potrzeba by było do tego dwóch lub nawet trzech ludzi. Jednakże Ingvar z głośnym stęknięciem przygiął drzewce tak, żeby skirl mógł założyć cięciwę z drugiej strony.

      – Cieszę się, że tu jesteś. – Hal popatrzył na niego z podziwem. – Nie mam pojęcia, jak bym sobie z tym sam poradził.

      Ingvar uśmiechnął się lekko.

      – Jestem pewien, że wymyśliłbyś maszynę, która robiłaby to za ciebie – oznajmił, pokładając absolutną wiarę w pomysłowość Hala.

      Hal wzruszył ramionami.

      – Możliwe. Ale jest mi o wiele łatwiej, kiedy ty to robisz – powiedział.

      Rozdział 6

      Kiedy zadymiarz był już gotowy, Hal oparł maszynerię na ramieniu i skierował się do schodów na umocnienia. Ingvar poszedł w jego ślady, niosąc złożony trójnóg i płócienny worek z bełtami.

      Damien, dowódca aralueńskich łuczników, czekał na nich u szczytu schodów. Towarzyszyło mu ośmiu jego ludzi – pozostali pełnili obecnie wartę i czekali w strażnicy mieszczącej się w niewielkiej wieżyczce po wschodniej stronie umocnień. Czterech ludzi Leksa stało na palisadzie i obserwowało dolinę, wypatrując jakichkolwiek oznak świadczących o zbliżaniu się wroga.

      Łucznicy stłoczyli się z ciekawością wokół ogromnej broni, którą Hal położył na ziemi, opierając jednym końcem o palisadę. Przyglądali się jej z fachowym zainteresowaniem.

      – Duże to, nie uważasz? – powiedział Damien, a Hal skinął głową.

      Ingvar rozłożył trójnóg i także ustawił go pod ścianą. Skirl odwinął płótno, żeby wyjąć jeden z ciężkich drewnianych bełtów, który podał Damienowi.

      – Jak się domyślam, kiedy to kogoś trafi, widok nie jest piękny – rzekł dowódca, obracając w dłoni ciężki pocisk, żeby przyjrzeć się sztywnym skórzanym lotkom i metalowemu grotowi.

      – Zwykle nie poprzestaje na jednej osobie – poinformował Hal i cofnął się o krok, żeby Ingvar mógł podnieść zadymiarza na trójnóg, osadzić go i upewnić się, że jest solidnie umocowany. Obrócił go kilka razy w jedną i w drugą stronę, a potem jeszcze podniósł i opuścił, żeby przekonać się, że broń porusza się płynnie. Następnie dokręcił śruby na obu trzpieniach, żeby kusza była umocowana solidniej, ale mogła się w razie potrzeby przesuwać.

      – Przygotowałem cele, tak jak prosiłeś. – Damien wskazał trzy drewniane tarcze wielkości człowieka, które jeden z jego ludzi rozstawił w dolinie.

      – Doskonale – odparł Hal i ocenił dystans, mrużąc oczy. – W odległości pięćdziesięciu, stu i dwustu kroków, tak?

      – Mniej więcej – odparł Damien. Odwrócił się, ponieważ na schodach pojawił się dowódca fortu, który także podszedł do nich. – Dzień dobry, kapitanie. Przyszedłeś obejrzeć pokaz?

      Leks skinął głową i spojrzał z zaciekawieniem na zadymiarza.

      – Nigdy go z bliska nie widziałem – powiedział do Hala. – Macie taki na waszym okręcie, prawda?

      – Owszem. Kiedy przychodzi do walki, wróg ma zwykle nad nami przewagę liczebną, więc taka broń pozwala trochę wyrównać szanse – wyjaśnił Hal.

      Damien wydął wargi z lekkim zainteresowaniem.

      – Nigdy wcześniej nie słyszałem o uzbrojonym okręcie.

      – Podobnie jak wielu spośród tych, z którymi walczyliśmy – odparł Hal. Spojrzał na Ingvara. – No dobrze, Ingvarze, załaduj bełt.

      Łucznicy patrzyli, jak potężnie zbudowany młodzieniec pochwycił dwa lewary i pociągnął je do tyłu i do góry, a następnie umieścił w zaczepie


Скачать книгу