Skradzione laleczki. Ker Dukey

Skradzione laleczki - Ker Dukey


Скачать книгу
ból. Nic nie ma teraz znaczenia. Muszę znaleźć pomoc. Słyszę za sobą dyszenie. Odgłos zgniatanych liści. Jest niedaleko. Blisko. Ale nie aż tak blisko.

      Jest słaby.

      Pijany.

      To żaden przeciwnik.

      Z każdym krokiem przez gęsty las zwiększam odległość, która nas dzieli. Czuję ogromny ból. Biegnę tak długo, aż moje płuca pieką z braku powietrza. Kręci mi się w głowie. Jestem wygłodzona. Nie mam już siły. A jednak… biegnę dalej. Staję w miejscu dopiero, kiedy mam stuprocentową pewność, że już go nie ma. Prędzej umrę, niż pozwolę znowu się złapać. Ale już od dłuższej chwili nie słyszałam jego kroków…

      Uciekłam.

      Cholera, naprawdę uciekłam. W swojej głowie szaleję i krzyczę z radości, ale na zewnątrz nie otwieram ust.

      Uratuję ją. Sprowadzę do domu.

      Zmuszam nogi do dalszego biegu. Znowu ruszam. Jeszcze szybciej.

      Nagle uświadamiam sobie, że w końcu jesteśmy wolne. Z moich ust wyrywa się łkanie. Przepełnia mnie ulga, której nie potrafię nawet opisać. Kiedy tylko odnajdę pomoc, ten psychol zgnije w więzieniu. A my wrócimy do domu, do mamy i taty. Wciąż o nich myślę, choć ich twarze powoli zaczynają się zacierać. Wybiegam z lasu. Jakieś sto metrów przede mną jest droga. Widzę światła samochodu, który zmierza w moim kierunku. Wyciągam ramiona w górę i macham do nadjeżdżającego kierowcy.

      – Pomocy! – piszczę słabiutko, biegnąc w stronę jezdni.

      Pojazd jedzie dość wolno. Na pewno uda mi się go zatrzymać. Jesteśmy uratowane!

      – Pomocy! – Mam taki zachrypnięty głos… Kiedy samochód zaczyna zwalniać, wybucham płaczem. Przez łzy nic nie widzę. A jednak nie staję w miejscu. Biegnę, wymachując rękami, aż zakrwawionymi, pociętymi stopami dotykam asfaltu.

      – Pomocy!

      Opony piszczą. Kierowca mnie zauważył. Zatrzyma się. Uratuje nas…

      Bum.

      Twardy metal uderza w mój bok z siłą pędzącego pociągu. Kości pękają. Odgłos ich łamania przypomina perkusję. Nie wiem, gdzie jest góra, a gdzie dół, aż do momentu, kiedy moja głowa z hukiem nie uderza o asfalt. Trzask odbija się echem po czaszce…

      Teraz patrzę w górę.

      Jasne gwiazdy migocą na niebie, a po mojej skroni spływa coś ciepłego. Od czterech lat nie widziałam nieba. Jest przepiękne, ogromne, magiczne.

      Próbuję coś powiedzieć. Starsza kobieta z siwiejącymi włosami krzyczy, żebym się trzymała.

      Ale ja się nie trzymam.

      Gwiazdy bledną, niebo jest coraz ciemniejsze. Wypełnia pustkę.

      Rysy jego twarzy się zacierają.

      Tym razem porywa mnie ciemność.

      Bądź dzielna, Macy. Wrócę po ciebie.

      ROZDZIAŁ PIERWSZY

      ~ Czerwień ~

      Osiem lat później…

      – JADE, WSZYSTKO W PORZĄDKU? NAWET nie spróbowałaś ciasta.

      Podnoszę wzrok i widzę przed sobą zmartwione oczy matki. Posyłam jej niewyraźny uśmiech, po czym nabieram na łyżeczkę trochę ciasta Red Velvet, które zamówiła do kawy. Siedzimy w niewielkiej, starej jadłodajni. Szwy jaskrawoczerwonych kanap zaczynają się pruć, ale jedzenie tutaj jest smaczne, a kawa jeszcze lepsza.

      – Nic mi nie jest, mamo. Ważę więcej niż kiedykolwiek wcześniej.

      To prawda. Rano musiałam użyć wieszaka, żeby przyciągnąć dziurkę w rozporku ulubionych dżinsów do guzika.

      – Powinnaś wpaść kiedyś do nas na domowy obiad. Twój ojciec byłby zachwycony. – Jej uśmiech uwidacznia zmarszczki wokół oczu.

      Podnoszę gorący kubek. Czuję przyjemne ciepło i wdycham aromatyczną parę.

      – Niedługo wpadnę. Obiecuję. Mam teraz bardzo dużo pracy.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      ~ Różany ~

      – ZGŁOSZONO ZAGINIĘCIE MŁODEJ DZIEWCZYNY RASY BIAŁEJ, lat czternaście. Ostatnio była widziana w centrum handlowym Woodland Hills wczoraj o piętnastej trzydzieści. Phillips? Gotowa?

      Młoda dziewczyna rasy białej. Lat czternaście. Te słowa odbijają się echem w mojej głowie. Aż włosy na karku stają mi dęba.

      – Daj spokój, ile ty masz lat? Dwanaście?

      – Nie jestem już małym dzieckiem! Mam czternaście lat!

      – Jasne – przytakuję, zaciskając powieki. – Nie spinaj się tak, Scott.

      Wiek ofiary przyprawia mnie o dreszcze. Ja też miałam zaledwie czternaście lat, kiedy zostałam uprowadzona. Próbuję odrzucić od siebie wspomnienia. Patrzę na partnera spod uniesionych brwi i pokazuję mu środkowy palec. To takie moje pozdrowienie.

      Dillon mruczy coś pod nosem, po czym odchodzi dumnym krokiem. Odkąd komendant kazał nam pracować razem, przez cały czas chodzi niesamowicie wściekły. Zostaliśmy partnerami dobre osiem miesięcy temu, a on nadal traktuje mnie jak wrzód na tyłku. Może to przez mój wiek? Jestem wyjątkowo młoda jak na detektywa. Ale przecież w pełni zasłużyłam na tę posadę! Pracowałam dniami i nocami, żeby robić to, co robię. Żeby móc w końcu wsadzić za kratki wszystkie te potwory…

      Benny’ego.

      Może i jestem wrzodem na jego tyłku. I jestem młoda. Ale nie pozwolę mu traktować się jak powietrze! Dillon nie jest moim przełożonym. Czy mu się to podoba, czy nie. Wiele poświęcam dla swojej pracy, spędzam w niej mnóstwo czasu. A on nawet nie pracuje w weekendy!

      Stanton zawsze powierza mi najbardziej skomplikowane sprawy. Wie, że świetnie sobie z nimi radzę. Przykładam wagę do każdego, choćby najmniejszego szczegółu, który innym mógłby z łatwością umknąć. Przeglądając dowody i akta, czuję się w swoim żywiole. Nie ucieknie mi żadna poszlaka. Potrafię odnaleźć w szaleństwie metodę. Bo sama żyłam z szaleńcem.

      Uwielbiam swoją pracę. To współpracownicy stanowią problem.

      Na przykład Dillon Scott.

      Na komisariacie plotka rodzi plotkę. Kiedy ludzie mnie mijają, za każdym razem czuję na sobie ich wzrok. Słyszę szepty. Wszyscy wiedzą, że w wieku czternastu lat zostałam porwana razem z młodszą siostrą, a cztery lata później udało mi się uciec… ale bez niej. Macy została sam na sam z psycholem. Miała wtedy zaledwie trzynaście lat. Wszyscy wiedzą też o tym, że prawie zginęłam, kiedy podczas ucieczki potrącił mnie wielki ford pickup. Bo i jakim cudem mogliby tego nie wiedzieć? Akta tej sprawy są przecież w archiwum, do cholery! Wystarczy włączyć komputer i już, wszystkie informacje mają podane jak na tacy. Nic tylko tworzyć własne wersje wydarzeń i wymieniać się nimi przyciszonym głosem w barze, po pracy. Ci ludzie są tak subtelni, jak chłopak, który ubiera maskę gazową, zanim zrobi ci minetę.

      Po wypadku spędziłam trzy tygodnie w śpiączce farmakologicznej. Miałam obrzęk mózgu i krwotok wewnętrzny. Kiedy mnie wybudzono, nie pamiętałam zupełnie nic.

      No, nie do końca nic. Pamiętam Benny’ego. Albo Benjamina… Albo jakkolwiek nazywa się ten świr. Pamiętam dzień, w którym nas porwał. I dotyk jego obślizgłej skóry, kiedy przychodził w nocy i brał sobie coś, co nie należało do niego. Pamiętam też, że z początku Macy zawsze zasypiała z płaczem.

      Najgorsze w utracie pamięci jest to, że wspomnienia powracają niespodziewanie, pobudzone przez czynniki, na które nie mam wpływu. Potrafię


Скачать книгу