Hłasko. Radosław Młynarczyk
p>Już w księgarniach:
Beata Chomątowska Lachert i Szanajca. Architekci awangardy
Aleksander Kaczorowski Havel. Zemsta bezsilnych
Małgorzata Czyńska Kobro. Skok w przestrzeń
Angelika Kuźniak Stryjeńska. Diabli nadali
Aleksander Kaczorowski Hrabal. Słodka apokalipsa
Stanisław Bereś Gajcy. W pierścieniu śmierci
Olga Szmidt Kownacka. Ta od Plastusia
Mariusz Urbanek Makuszyński. O jednym takim,któremu ukradziono słońce
Wojciech Orliński Lem. Życie nie z tej ziemi
Klementyna Suchanow Gombrowicz. Ja, geniusz
Anna Bikont Sendlerowa. W ukryciu
Jakub Socha Żebrowski. Hipnotyzer
Aleksander Kaczorowski Ota Pavel. Pod powierzchnią
Małgorzata Czyńska Berezowska. Nagość dla wszystkich
Andrzej Skalimowski Sigalin. Towarzysz odbudowy
Radosław Młynarczyk
Hłasko
Proletariacki książę
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Fotografia na okładce © by akg-images / EAST NEWS
Wybór zdjęć Daria Będkowska
Copyright © by Radosław Młynarczyk, 2020
Opieka redakcyjna Tomasz Zając
Redakcja Magdalena Błędowska
Korekta Katarzyna Juszyńska, Gabriela Niemiec
Skład pismami Secca i Charter ITC Agnieszka Frysztak / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8191-124-5
Spis treści
Stalin to znaczy człowiek ze stali
Dla Ani
Port lotniczy na warszawskim Okęciu był pełen ludzi. Z głośnika co jakiś czas dochodził głos informujący o kolejnych rejsach, strażnicy sprawdzali paszporty podróżnych. Mimo mroźnego powietrza panowały dobre warunki: słońce ogrzewało pas startowy, a po niebie krążyły nieliczne chmury. Niewielki czarterowy samolot stał gotowy na przyjęcie pasażerów. W hali odlotów na swoją kolej czekali podróżni, wśród których można było dostrzec też stewardesy i pilotów.
Warszawa powoli podnosiła się ze zniszczeń wojennych. Zabudowa Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej już od kilku lat cieszyła oczy, nad miastem górował Pałac Kultury i Nauki, w hali Torwar po tafli lodowiska sunęli łyżwiarze. Na czele partii stał Władysław Gomułka, premierem był Józef Cyrankiewicz, sprawami kultury zawiadywał zaś Karol Kuryluk. Józef Różański i Roman Romkowski z niesławnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego odsiadywali kary w więzieniu, w kinach wyświetlano Eroicę Andrzeja Munka, a „Trybuna Ludu” donosiła o kolejnych sukcesach na polskiej drodze do socjalizmu.
Wysoki jasnowłosy mężczyzna ubrany był w płaszcz z kożuchowymi wykończeniami. Kołnierz postawił według ówczesnej mody, pozując na lekkoducha i watażkę. Za bagaż służyła mu jedna walizka, w kieszeni parzył w palce pokątnie zdobyty bilet, a w portfelu znajdowało się pięć dolarów, najwyższa legalna suma dewizowa. Odprowadzali go drobna blondynka, wpatrzona w niego jak w obrazek, oraz wierny przyjaciel, darzący go równie płomiennym uczuciem. Pożegnanie nie było długie ani rzewne, wszak mężczyzna wyjeżdżał ledwie na parę miesięcy. Pragnął zobaczyć świat inny od szarości bloku wschodniego, świat kolorowych świateł i wolnej sztuki.
Człowiek ów leciał do Paryża, pozostawiając w kraju ukochaną matkę, własne mieszkanie (co było wówczas wartością nie do przecenienia) oraz liczną rzeszę zarówno wielbicieli, jak i zapalczywych przeciwników. Wyszedł na płytę lotniska, wspiął się na podstawione do maszyny schody, zerknął jeszcze na majaczące w oddali ukochane miasto i zniknął w samolocie.
Tego dnia – 21 lutego 1958 roku – dobiegła końca kariera Marka Hłaski, jedna z najszybszych i najbłyskotliwszych w polskiej literaturze. Narodziła się natomiast jego legenda.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Przyszedł na świat przed 1939 rokiem na lumpenproletariackim Marymoncie, wśród krzywych piaszczystych uliczek pozbawionych latarni, w jednym z walących się parterowych domków. Była to dzielnica rzucona poza obszar metropolii, wciśnięta między Wisłę i Las Bielański; wspomnienie po dawnym majątku królewskim, po którym ostała się jedynie nazwa. Prezentowała mniej znane oblicze dwudziestolecia międzywojennego, to z dalszych stron gazet. Na Marymoncie nie było prądu ani bieżącej wody, kanalizację doprowadzono tuż przed wybuchem wojny.
Podobnie jak na uboczu leżała sama dzielnica, tak na marginesie życia dryfowali jej mieszkańcy – w znakomitej większości pracownicy okolicznych