Hłasko. Radosław Młynarczyk
swych łamów obywatelom. Tak naprawdę jednak korespondenci byli wyznaczani odgórnie i niejednokrotnie przymuszani do publikowania. Zdarzało się też, że faktycznymi autorami tych „donosów rzeczywistości” byli członkowie redakcji.
Fragment „Trybuny Ludu” z 1952 roku z artykułem Marka Hłaski
Archiwum Radosława Młynarczyka
Teksty Hłaski dotyczyły spraw motoryzacyjnych. Trzy miały charakter interwencyjny – Marek, jako przedstawiciel Metrobudowy, wytykał w nich innym zakładom niesumienność, wadliwą obsługę i biurokratyzację. Czwarty natomiast stanowił pochwałę postawy pewnej kierowniczki, która po skończonej pracy cofnęła się z przystanku autobusowego, by wystawić pilne zlecenie na wydanie części zamiennej do zepsutej ciężarówki. Tematy poruszane przez Hłaskę były dość błahe, by nie powiedzieć – groteskowo błahe, sposób ich ujęcia zaś w niczym nie odbiegał od standardowych tekstów publikowanych w tamtym czasie. Nie zawierają żadnych cech indywidualnego języka, nie sposób więc dociec, w jakim zakresie redakcja wpłynęła na końcowy kształt tych artykulików, nie mówiąc już o ocenie talentu pisarskiego Hłaski czy jego zaangażowania ideologicznego.
W tym samym czasie Marek zaczął próbować swoich sił na serio, tworząc dwa opowiadania oparte na podobnych doświadczeniach. W Burzliwej pogodzie i Najlepszych latach naszego życia powrócił do Wrocławia. Mieszkając w tym mieście przez niemal pięć lat, włócząc się po nim, badając zakamarki i obserwując odbudowę, miał okazję zrozumieć je na tyle, by opisać jego klimat. Przedwojennej Warszawy tak dobrze nie pamiętał, Częstochowa, Chorzów i Białystok stanowiły tylko epizody, a powojenna stolica wciąż była obca, niedostatecznie spenetrowana. Dlatego tworząc w żoliborskim mieszkaniu, postanowił przenieść się na nadodrzańskie łąki, targowisko przy placu Grunwaldzkim i urokliwe Zalesie. Są tam również echa pracy w PAGED-zie – na przykład niezwykle dokładny opis podróży do Kłodzka (ulicą Świdnicką i Powstańców Śląskich, dalej przez Niemczę, Ząbkowice Śląskie i Bardo). Jak to zwykle bywa przy pierwszych próbach literackich, łatwo można w nich odnaleźć odniesienia autobiograficzne: bohater Burzliwej pogody otrzymuje taką samą ocenę z egzaminu na prawo jazdy jak Hłasko, a Zygmunt Kujawski z Najlepszych lat… mieszka na Paderewskiego, kilkanaście minut spacerem od domu Hłasków przy Borelowskiego. W ogóle siatka topograficzna Wrocławia została oddana dość wiernie, z dbałością o szczegóły porównywalną z późniejszymi opisami zmityzowanego Marymontu. Prócz konkretnych ulic występują w obu utworach budynki i zabytki pozwalające doskonale się zorientować w przestrzeni rysowanej przez Hłaskę. Nie topografia jest jednak istotna, ale dość nieelegancko podana tu ideologia. Już we wstępie do Burzliwej pogody Marek językiem ówczesnej akademickiej nowomowy wykłada materię utworu i cel jego powstania. Kraj podnosi się ze strat wojennych, przodownicy podają cegły, a dziewczyny prowadzą traktory, tymczasem panoszą się po Polsce „szkodliwe jednostki”, które nic sobie nie robią z socjalistycznej dyscypliny pracy, „jedzą, piją, lulki palą”, a nawet mieszają się w sprawy kryminalne. Indywidua takie należy oczywiście potępić, ale jest dla nich ratunek: dzięki organizacji i wartościom, jakie zakorzenia w człowieku praca, mogą zostać – oczywiście na drodze dynamicznego rozwoju powodowanego historyczną koniecznością – prawdziwymi, uczciwymi ludźmi. Ten gotowy przepis na opowiadanie Marek okrasił wątkiem romansowym. Tego typu autorecenzje powstawały wówczas częściej, na przykład Aleksander Ścibor-Rylski, nie wierząc, jak się zdaje, w kompetencje czytelnika, we wznowieniach swojego słynnego Węgla dodawał stosowną przedmowę wykładającą problematykę powieści. Zarówno Burzliwa pogoda, jak i Najlepsze lata… pełne są nachalnej propagandy wykładanej najczęściej w monologach oraz powtarzalnych motywów typowych dla socrealizmu, a postacie i akcja rozwijają się schematycznie. Przy tym wszystkim jednak prezentują całkiem przyzwoity poziom literacki jak na utwory napisane przez siedemnastoletniego szofera z wykształceniem podstawowym.
Pozostaje pytanie o szczerość intencji autora. Na ile Marek wierzył w ideologiczne rozwiązania zawarte w tych opowiadaniach? W czasach szarżującego socrealizmu nie mógł się ukazać drukiem tekst literacki niezgodny z linią partii. Oczytany Hłasko doskonale o tym wiedział, a jeśli nie wiedział, to uświadomił mu to Stefan Łoś. Każdy utwór musiał być obudowany wokół hasła „ucz się i pracuj” (najlepiej w fabryce), pokazywać bohatera pozytywnego (najpierw opornego, który potem dzięki organizacji/partii/kolegom z pracy staje się wzorowym obywatelem) i antysystemowego dywersanta, a całość wieńczyć miało zwycięstwo ludzi pracy. Wszystkie te elementy Hłasko sumiennie umieścił w opowiadaniach, zbuntował się tylko przy postaci kobiecej. Ogólnie rzecz ujmując, socrealizm nie radził sobie z całą tą miłością. Damsko-męską oczywiście. Dziewczyny przeszkadzały przodownikom, rozpraszały ich, odwracały uwagę od wyrabiania normy. Jeśli już musiały się pojawić, mogły być siedzącymi w domach żonami lub skromnymi idealistkami marzącymi o silnych ramionach bohatera pracy ludowej. A Hłasko sobie wymyślił zbuntowaną niewdzięcznicę. I to w dwóch wersjach: lolitę sypiającą ze starszym mecenasem, reliktem burżuazyjnego dwudziestolecia, oraz dumną femme fatale
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.