Krawędź wieczności. Ken Follett

Krawędź wieczności - Ken Follett


Скачать книгу
Dwaj koledzy zarechotali z aprobatą.

      Karolin milczała, lecz Vopo nie dawał za wygraną:

      – No co ty na to?

      – Chyba ci odbiło – odparła cicho Karolin.

      Policjant poczuł się dotknięty.

      – To było niegrzeczne.

      Walli zauważył, że niektórzy mężczyźni, słysząc odmowę od dziewczyny, reagują oburzeniem, lecz każdą inną reakcję traktują niczym zachętę. Jak kobieta ma się zachować?

      – Proszę mi oddać legitymację – powiedziała Karolin.

      – Jesteś dziewicą? – zapytał sierżant.

      Zarumieniła się.

      Policjanci znów zarechotali.

      – Kobiety powinny mieć informacje w dowodach tożsamości – kontynuował sierżant. – Dziewica czy nie.

      – Przestań – rzekł Walli.

      – Łagodnie obchodzę się z dziewicami.

      Walli gotował się w środku.

      – Mundur nie daje ci prawa dręczenia dziewcząt!

      – Naprawdę? – mruknął sierżant, wciąż ściskając w dłoni ich legitymacje.

      Nadjechał brązowy trabant 500 i wysiadł z niego Hans Hoffmann. Wallego ogarnął lęk. Dlaczego go tak dręczą? Przecież tylko śpiewał piosenki w parku.

      Hans zbliżył się do grupki.

      – Pokaż mi to, co masz na szyi.

      – Dlaczego? – odparł Walli, zbierając się na odwagę.

      – Bo podejrzewam, że wykorzystujesz to do szmuglowania kapitalistyczno-imperialistycznej propagandy na terytorium Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Dawaj.

      Gitara była dla Wallego rzeczą tak cenną, że mimo lęku nie posłuchał.

      – A jeśli jej nie dam? Aresztujecie mnie?

      Sierżant potarł prawą dłonią knykcie lewej.

      – Tak, później cię aresztujemy – potwierdził Hans.

      Odwaga Wallego się wyczerpała. Zdjął sznurek z szyi i podał Hansowi instrument.

      Tajniak ujął gitarę tak, jakby chciał na niej zagrać, a potem zaśpiewał po angielsku:

      – Jesteś tylko psem gończym, niczym więcej. – Vopo parsknęli histerycznym śmiechem.

      Wyglądało na to, że nawet oni słuchali stacji z muzyką pop.

      Hans wsunął dłoń pod struny i zaczął macać w otworze akustycznym.

      – Uważaj! – powiedział chłopak.

      Najwyższa struna E pękła z piskliwym brzękiem.

      – To delikatny instrument! – ostrzegł z rozpaczą w głosie Walli.

      Struny ograniczały zasięg palców Hansa.

      – Ktoś ma nóż?

      Sierżant sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął nóż z szerokim ostrzem; Walli był pewien, że nie należy on do standardowego wyposażenia.

      Hans usiłował przeciąć struny, lecz okazały się twardsze, niż przypuszczał. Zdołał zerwać struny H i G, lecz grubszych nie udawało mu się przepiłować.

      – Tam nic nie ma – błagał Walli. – Przecież czujesz po ciężarze.

      Tajniak spojrzał na niego, uśmiechnął się i mocno wbił ostrze w pudło rezonansowe obok podstawka.

      Klinga przeszła przez drewno, Walli aż krzyknął z bólu.

      Uradowany jego reakcją Hans powtórzył ruch, wybijając dziury w gitarze. Powierzchnia osłabła, napięte struny pociągnęły podstawek i otaczające go drewno, odrywając od korpusu instrumentu. Hans podważył resztę, odsłaniając wnętrze niczym pustą trumnę.

      – Nie ma kontrabandy – stwierdził. – Gratuluję, jesteś niewinny. – Podał Wallemu szczątki gitary.

      Sierżant z uśmieszkiem oddał dwojgu młodym ludziom legitymacje.

      Karolin ujęła Wallego pod rękę i odciągnęła go.

      – Chodź – rzekła cicho. – Wynośmy się stąd.

      Walli pozwolił się prowadzić. Nie widział, dokąd zmierza, bo nie mógł powstrzymać łez.

      ROZDZIAŁ 4

      George Jakes wsiadł do autobusu Greyhound w Atlancie w stanie Georgia w niedzielę, czternastego maja 1961 roku. Był Dzień Matki.

      Przepełniał go strach.

      Obok niego siedziała Maria Summers, zawsze siadali razem. Dla wszystkich stało się oczywiste, że puste miejsce obok niego zarezerwowane jest dla Marii.

      By ukryć zdenerwowanie, zaczął z nią rozmawiać.

      – Jakie wrażenie zrobił na tobie Martin Luther King?

      King stał na czele Konferencji Chrześcijan Południowych, jednej z najważniejszych organizacji walczących o prawa obywatelskie. Poznali go wczoraj podczas kolacji w należącej do czarnoskórego właściciela restauracji w Atlancie.

      – Niezwykły człowiek – powiedziała Maria.

      George nie był przekonany.

      – Wspaniale wyrażał się o uczestnikach Rajdu Wolności, ale nie ma go tu z nami.

      – Spróbuj postawić się na jego miejscu – odrzekła rozsądnie. – Jest przywódcą innej organizacji, która także walczy o prawa obywatelskie. Generał nie może zostać szeregowcem w oddziale, którym dowodzi ktoś inny.

      George nie pomyślał o tym w ten sposób. Maria była bardzo inteligentna.

      Prawie się w niej zakochał. Bardzo chciał znaleźć się z nią sam na sam, lecz ci, którzy gościli uczestników rajdu w swoich domach, szacowni czarni obywatele – wielu z nich było gorliwymi chrześcijanami – ani myśleli pozwalać młodym ludziom wykorzystywać swoich kwater do obściskiwania się. Maria zaś, tak powabna, nie robiła nic poza tym, że siedziała obok George’a, rozmawiała z nim i śmiała się z jego żartów. Nie wykonała żadnego drobnego gestu, którymi kobiety dają znać, że chcą czegoś więcej niż przyjaźń: nie dotknęła jego ręki, nie podała mu dłoni podczas wysiadania z autobusu, nie przycisnęła się do niego w tłoku. Nie flirtowała. Niewykluczone, że w wieku dwudziestu pięciu lat była dziewicą.

      – Długo z nim rozmawiałaś – zauważył George.

      – Gdyby nie był pastorem, pomyślałabym, że na mnie leci.

      George nie wiedział, jak na to zareagować. Wcale by się nie zdziwił, gdyby kaznodzieja przystawiał się do tak czarującej dziewczyny. Ależ ona ma naiwne wyobrażenie o mężczyznach, pomyślał.

      – Ja też zamieniłem z nim parę zdań.

      – I co ci powiedział?

      George zawahał się, ponieważ przyczyną jego lęku były właśnie słowa pastora Kinga. Mimo to doszedł do wniosku, że Maria ma prawo je znać.

      – Jego zdaniem nie zdołamy przejechać przez Alabamę.

      Dziewczyna pobladła.

      – Naprawdę tak powiedział?

      – Tak.

      Od tej chwili bali się oboje.

      Greyhound


Скачать книгу