Śreżoga. Katarzyna Puzyńska

Śreżoga - Katarzyna Puzyńska


Скачать книгу
się do szafki obok pieca. Wyjęła z niej niewielką buteleczkę. Nie zawracała sobie głowy częstowaniem Emilii i Kaliny, tylko pociągnęła długi łyk wódki z gwinta. Strzałkowska nie wiedziała, czy obecność Izabeli nie pomiesza jej szyków. Wolałaby być z Kaliną sama. Dlatego postanowiła, że nie będzie nic mówić, pozwoli, by sprawy potoczyły się swoim rytmem.Może Kalina bardziej się otworzy, kiedy będą z matką we dwójkę.

      – Mój Rychu nie jest mordercą – powiedziała Izabela. Zaczęła nerwowo układać noże, które suszyły się na ścierce.

      – Mamo, przestań tym walić – warknęła Kalina. – Denerwuje mnie to stukanie.

      Tak to bywa, jeśli chodzi o kojącą obecność matki, pomyślała Emilia, przewracając oczami.

      – Przepraszam – szepnęła Izabela i znów upiła łyk alkoholu.

      – A pani o co chce mnie wypytywać? – zaatakowała Kalina, odwracając się do Strzałkowskiej. – Wydali już państwo przecież wyrok na mojego ojca. Był u mnie ten prokurator.

      – Był u pani prokurator Bastian Krajewski? – zdziwiła się Emilia.

      Tego zupełnie się nie spodziewała. Zjawa co prawda naciskał na zamknięcie śledztwa jak najszybciej, ale do nikogo nie miał w zwyczaju sam jeździć. Zostawiał to policji.

      – Chyba tak się nazywa. Cały biały. Biała twarz, ale nie taka jak nasza. Tylko dosłownie biała. Białe włosy, różowe oczy. Grube okulary. Mówi to coś pani?

      – Tak, to on – przytaknęła Emilia. – Kiedy u pani był?

      – Wczoraj wieczorem. Trąbił cały czas o siekierze z odciskami palców mojego ojca. Jakby to mogło mnie do czegokolwiek przekonać. Ojciec ciągle zostawiał siekierę w zagajniku. Wszyscy tu w zajeździe o tym wiedzieli. Poza tym ktoś mógł tamtędy przechodzić i ją zauważyć i… No użyć. Wystarczy mieć jakie takie pojęcie, żeby włożyć rękawiczki. Nawet dziecko wie, że sprawdza się odciski palców. Też mi dowód. Już macie wydany wyrok. Nie chcecie znać prawdy. Chcecie skazać niewinnego. Może chronicie kogoś ze swoich, co?

      – Spokojnie. Gdyby tak było, nie byłoby mnie tutaj – odpowiedziała Strzałkowska ugodowo. Nie chciała rozwścieczać Kaliny. Czuła, że ta rozmowa może przynieść jakieś ważne dane. – Badam obecnie kilka wątków.

      – Niby jakich?

      Emilia upiła łyk kawy. Musiała przyznać, że napój był wyśmienity. Stanowił jaskrawy kontrast z lurą, którą przygotował wczoraj Bastian Kwiatkowski. Policjantce wydawało się, że z każdym łykiem czuje inną nutę. Kalina dodała chyba do małej czarnej trochę imbiru i cynamonu. A może coś jeszcze? Strzałkowska nie była kawoszem, ale piła napar z wielką przyjemnością.

      – Bardzo dobra kawa – pochwaliła.

      Kalina uśmiechnęła się nieznacznie, ale policjantka czuła, że nieoczekiwanie zyskała w jej oczach. Pora była na powrót do tematu.

      – Wie pani może, czy Julia brała narkotyki? – zapytała.

      Wyglądało na to, że Kalina się waha.

      – Nie – odpowiedziała w końcu. – Nie.

      Drugie zaprzeczenie było stanowcze i Strzałkowska poczuła, że ten temat jest już zamknięty. Pietrzak nic więcej o narkotykach nie powie. Choć wyglądało na to, że coś o tym wiedziała. Postanowiła więc przejść do tego, o czym mówił Oliwier Pietrzak i o czym rozmawiały Kalina i Julia na Messengerze.

      – Słyszałam, że panie się przyjaźniły – zagaiła Strzałkowska powoli.

      – Tak. A co?

      – Ale podobno ostatnio wybuchła pomiędzy paniami kłótnia.

      Kalina przyglądała się Emilii uważnie. Jej wzrok mówił wyraźnie, że chwilowy rozejm nad filiżanką kawy już się nie liczy.

      – Oskarża pani mnie? – zapytała bardzo powoli. – No nie mogę uwierzyć. To śmieszne. Zresztą wszystko, co robi policja, jest co najmniej komiczne. To, czego się nasłuchałam o tym, co się dzieje u was na komendzie. Wykradanie sobie dokumentów, broni i inne takie. Donoszenie na siebie. Jesteście tak naprawdę grupą bandziorów. Tylko poprzebieranych w mundury. A ta wasza policja w policji? To wasze Biuro Spraw Wewnętrznych? To bagno w bagnie. Sami powinniście pozamykać siebie.

      Strzałkowska przełknęła kolejny łyk czarnego naparu. Teraz wydawało jej się, że czuje też wanilię.

      – Bardzo mi przykro, że ma pani o nas takie zdanie. Zapewniam, że nie jest tak źle – zaśmiała się Emilia. – Ja w każdym razie staram się robić, co do mnie należy.

      – Bzdury.

      Niezliczoną ilość razy Strzałkowska słyszała negatywne opinie o swoim zawodzie, ale z jakiegoś powodu w ustach Kaliny Pietrzak zabrzmiały wyjątkowo jadowicie. Policjantka nie zamierzała dać się ponieść emocjom. Ani tłumaczyć siebie bądź kolegów z tego typu oskarżeń. Chyba lepiej było po prostu milczeć.

      Choć w sumie ciekawa była, skąd Kalina czerpała wiedzę. Niekiedy takie osądy były powtarzane bezmyślnie, bo ktoś coś gdzieś usłyszał albo przeczytał. Czasem wynikały z faktu, że dana osoba miała już do czynienia ze stróżami prawa. Najczęściej jako osoba aresztowana. Strzałkowska myślała o tym już wczoraj, kiedy po raz pierwszy spotkały się w więzieniu. Być może Kalina Pietrzak naprawdę wie coś więcej o tych narkotykach? Może sama diluje? Skoro wprowadziła Julię do firmy swojego kuzyna, to może też do biznesu narkotykowego? Może stąd to stanowcze nie?

      – Proszę mi opowiedzieć o programie, w którym występowała pani z Julią – poprosiła łagodnie.

      – A może to Julia występowała ze mną? – mruknęła. Chyba faktycznie była czuła na tym punkcie. – Co mam powiedzieć? Grałyśmy tam.

      – Ale podobno pokłóciły się panie o rolę.

      – To Oliwier pani nagadał? Taki z niego konfident?

      Kalina wydawała się wściekła. Jej wydatne usta jeszcze bardziej się wydęły w grymasie urazy. Emilia nie zamierzała ani potwierdzać, ani zaprzeczać. Czekała, aż Kalina sama zacznie mówić.

      – Tak. Pokłóciłyśmy się trochę – przyznała w końcu kobieta. – Ale potraktowali mnie naprawdę po chamsku. Oliwier, Julia i ta pisarka. Ja byłam w agencji kuzyna od lat. Julka dopiero przyszła i dostała lepszą robotę. Bo ja jestem za brzydka i za stara. Jak pani by się poczuła, gdyby ktoś o pani tak powiedział?

      – Ty piękna jesteś, Kalinko – odezwała się Izabela Pietrzak.

      Od dłuższego czasu stała tak cicho, że zdawała się wtapiać w otoczenie. Emilia niemal zapomniała, że żona Ryszarda nadal jest w kuchni. Kalina machnęła ręką, jakby chciała odpędzić od siebie słowa matki. Choć widać też było przelotny uśmiech. Chyba pochwała mimo wszystko sprawiła jej przyjemność.

      Izabela odwróciła się i wyciągnęła skądś spory młotek. Uderzyła nim energicznie w piec. Emilia aż podskoczyła.

      – Czasem nie działa – oznajmiła tonem wyjaśnienia. – Zagotuję wody, bo też bym się kawy napiła. Tak mnie naszło. Kawa z rumem to jest to. Zawsze powtarzam. Chociaż to moja córka umie parzyć najlepszą. Ja się nie znam. Nie wiem, po kim ona to ma.

      – Po Internecie – zaśmiała się Kalina. Przez chwilę wrogość znów się ulotniła.

      – A ta cała pisarka? Też mi piękność – ciągnęła Izabela. – Córa mi zdjęcia pokazywała, szefowo. Z tymi różowymi włosami wygląda jak dziwaczka.

      W głosie Izabeli Pietrzak pojawiła się nieoczekiwanie ostra nuta. Widocznie naprawdę poruszyło ją to, co spotkało Kalinę. Emilia do pewnego stopnia ją rozumiała.


Скачать книгу