Zjadacz czerni 8. Katarzyna Grochola

Zjadacz czerni 8 - Katarzyna Grochola


Скачать книгу
nie będziesz.

      – Nie z powodu herbaty…

      – Wiem, córuś, wiem. Ale ludzie sobie różnie radzą… Jedni tak, drudzy owak… Twoja mama i ja też mieliśmy różne czasy… Ale jedyna rzecz, która się liczy, to te gorsze przepuścić, przeżyć, naukę jakąś wyciągnąć, nie powtarzać tych gorszych i pamiętać o lepszych. Tylko tak ludzie mogą być razem. A wy tak łatwo teraz mówicie: nie wyjdzie, to rozwody są. A co ma wyjść? Nigdy nie wychodzi – bo cały czas trwa, to nie ciasto, co za godzinę będzie gotowe. Jak wyjdzie, to wiadomo dopiero, kiedy śmierć przychodzi. Wtedy można powiedzieć: wyszło nam. Albo i nie wyszło. Dopiero wtedy… A wam się spieszy w tych czasach. Nie dziś, to nigdy…

      – Tato, przecież to nie chodzi tylko o mój przyjazd! Ja sobie uświadomiłam, że od lat się mijamy! On cały dzień w lecznicy, ja wieczorem koncerty, nie słuchamy się nawzajem, ja go nie znam teraz, nie wiem, o czym myśli, czego chce, o czym marzy…

      – A to, córuś, ładnie powiedziałaś…

      – Ładnie?

      – O nim powiedziałaś, nie o sobie.

      – On też nie wie! Nie wie, co mnie boli, co mnie cieszy, co bym chciała!

      – Ale od niego zaczęłaś… To może i trzeba było zapytać…

      – Tato, mówiłam, że nie czujesz się dobrze. Czy myślisz, że mnie zapytał, co ci jest?

      – Mężczyźni rzadko pytają…

      – Ty z mamą też nie rozmawiałeś?

      – Twoja mama gadała przez cały dzień. O wszystkim.

      – Po raz pierwszy od mojego przyjazdu się uśmiechnąłeś…

      – Lubię myśleć o twojej mamie… Jak czegoś nie mówiła, to rozumiałem, że nie chce mówić, przyjdzie czas, to sama opowie.

      – Dalej tak myślisz? Nie żałujesz niczego?

      – Żałować to nie żałuję. Takie mieliśmy życie. Czasem dobre, czasem trudne. Po prostu życie. Żal nie jest dobrym określeniem, jak człowiek zostaje w żalu, to zaczyna się złościć na siebie albo na drugiego… A myślenie o tym, co by było, gdyby… Po co? Tak było, jak było, córuś. Kiedyś sobie jeszcze z mamą porozmawiam… Może niedługo.

      – Tato, proszę!

      – Nie ode mnie to zależy, kochana. Ja mogę na nią poczekać. Zawsze czekamy. Mnie się nie spieszy, ale może Pan Bóg inne ma plany…

      – Nie lubię, kiedy tak mówisz. Trzeba mieć nadzieję.

      – Ludzie to nie lubią oczywistych prawd. Tak, trzeba mieć nadzieję i wiarę, i miłość… Dobra ta mięta… Jakby mi się coś uspokoiło w brzuchu. Może kromeczkę bym zjadł?

      – O tej porze?

      – A o tej porze, córuś, teraz. Muszę jeść, kiedy mi ochota przyjdzie, a nie na godzinę patrzeć. Skórkę byś mi odkroiła.

      – Nie to miałam na myśli, cieszę się, że masz apetyt.

      – To miałaś na myśli, że noc jest, a teraz się cieszysz, że coś zjem… No właśnie, takie życie… I dolej mi jeszcze ciepłej wody.

      – Tato?

      – Co, kochanie?

      – Nie żałuję, że przyjechałam, naprawdę.

      – Wiem.

      – Chciałam powiedzieć, że się cieszę, że mogę być z tobą.

      – Wiem, kochanie.

      – I żałuję, że nie mogłam być przy mamie.

      – Niepotrzebnie, ja z nią byłem. A ty byłaś z nami zawsze, nawet jak daleko, to też byłaś.

      – Nie mogłam wtedy przyjechać. Mieliśmy koncerty…

      – Byliśmy z ciebie tacy dumni, naprawdę.

      – Żałuję, że nie przyjechałam wcześniej…

      – To jest to, o czym mówiłem, widzisz? Nie żałuj, kochana, tak miało być. A wiesz dlaczego? Mam na to dowód!

      – Jaki?

      – Bo gdyby miało być inaczej, toby było.

      – Oj, tato, zawsze to powtarzasz.

      – Bo to jedyna prawda. Tylko teraz możesz coś zrobić. A mama była szczęśliwa, że ty tak dużo osiągnęłaś. I wiedziała, że rzuciłabyś wszystko, gdyby była taka potrzeba. Jak teraz… Nie maż się…

      – Tato, proszę… Nie mażę się.

      – I jeszcze trzeba wiedzieć, czemu się oczy mokre robią… Jaki powód tam w środku jest. A ja tak sobie myślę, Daruś, że ty powinnaś po niego pójść. Nie powinien tam czekać w tym polu. Pamiętasz Marysię?

      – Jaką Marysię?

      – Chodziłaś z nią do klasy, zanim poszłaś do muzycznej… Marysia na nią wołali. Ona też czekała… I się nie doczekała.

      – Czekała? Powiesiła się! Tato, na miłość boską!

      – Ja tylko mówię, że czekanie wyczerpuje człowieka… Następny jest o czwartej czterdzieści pięć. To nawet nie wypada. Obcemu byś zaproponowała, żeby poczekał w cieple. Oj, córuś, trzeba widzieć różnicę między pokorą a upokorzeniem…

      – Tato???

      – Nic, nic, zaraz przejdzie… Nie mogę…

      – Powinieneś być w łóżku!

      – Nie, nie, mówię ci, muszę przeczekać, posiedzieć trochę, mniej dokucza… Zaraz tabletka zacznie działać. Życie jest takie krótkie… A ty zrobisz, jak zechcesz. Ja cię do niczego nie namawiam ani nie zmuszam. Posiedzę tutaj… Nie bój się, poczekam na ciebie przecież…

      Rozdział 2

      Popołudnie

      – A po cóż to pani tyle bibelotów? Na tym kredensie nic już nie można postawić, kawałka miejsca nie ma, a i wszystko się kurzy, bo i te figurki się kurzą, i z karafki trzeba zetrzeć, i kieliszki na wierzchu, a po co, jak pani nie pije? Po co to na oczy wystawiać, jak tu nikt nie przychodzi? Kto to widział i ptaszki, i ta pani z panem, nieprzyzwoite takie figurki na golasa, za przeproszeniem, na widoku, schowałaby pani. Dobrze, że tu nikt nie przychodzi, bo wstyd byłby. A tą panią, co rąk nie ma, to po co pani trzyma, jak uszkodzona?

      Tą! Coś podobnego!

      – To jest Nike, droga Władziu, Nike z Samotraki!

      – Wszystko mi jedno, skąd ją pani przywiozła, ale ja bym do naprawy dała, a nie tu trzymała na obrazę, i goła, i bez rąk.

      Do naprawy! Jakbym ją słyszała. Trzeba kurze zetrzeć, gdzie ona stawiała ten płyn? Tyle razy mówiłam, żeby środki do czyszczenia w łazience były. A Władzia na to, że w łazience nie będzie trzymać, jak tutaj kurze ściera, a w łazience myje na mokro. Pewno do kredensu włożyła… Oczywiście, nawet nieotwarty. Nie użyła ani razu. Jest! Przy obrusach. Co to w ogóle znaczy? Gdzie ja mam okulary? Zawsze czegoś szukam. Kiedyś pani samą siebie zapomni wziąć, tak mi powiedziała Władzia, kiedy wracałam po klucze. No, raz wróciłam.

      Tu gdzieś położyłam, o, są. Literki coraz mniejsze, chyba po to, żeby ludzie nie czytali, tylko bezmyślnie używali. Albo żeby ich w ogóle oduczyć czytania. Bo im naród głupszy, tym łatwiejszy do pokierowania. Co oni tam dodają?

      Pronto proti prachu, przeciw kurzowi, hosszan tartó portaszító hatás, dlouhotrvající antistatický účinek, długotrwałe działanie antystatyczne, a z tej strony? No, tego


Скачать книгу