Nieśmiertelni. Vincent V. Severski
troje zamilkli i każdy spoglądał w innym kierunku, tak jakby się umówili, żeby ich pola widzenia nie zachodziły na siebie i każdy mógł penetrować inne rejony rzeczywistości.
Linda, Harriet i Gunnar pracowali w zespole nad sprawą KTH i nieustannie nurtowały ich te same pytania: Kto? Dlaczego? I chociaż to były dwa proste pytania, to odpowiedzi na nie było tysiące, czyli jakby nie było żadnej.
Tego sobotniego poranka czekali jeszcze na małego i dużego Tora, dwóch najlepszych gończych w policji, i mieli rozpocząć pracę nad raportem dla premiera.
– Wtedy, w nocy, na wydziale… – zaczął Gunnar ściszonym głosem – czułem już, że to nie będzie łatwa sprawa, ale nigdy nie przypuszczałem, że otworzymy prawdziwą puszkę Pandory. Oj, nie! – Przerwał i po chwili dodał: – Podsumujmy wszystko, co mamy. Raport musimy oddać Wallinowi w poniedziałek rano, a potem niech już sobie z nim idzie do Rosenbadu.
– We wtorek znowu lecę do Polski i nie będzie mnie kilka dni – włączyła się Linda i widząc pytające spojrzenia Harriet i Gunnara, pokręciła głową i dodała: – Niestety… top secret and no comments.
Gunnar wstał, zbliżył się do tablicy i w tym samym momencie do pokoju wszedł mały Tor, a kilka kroków za nim duży Tor. Przywitali się milczącym skinieniem głów i zajęli swoje stałe miejsca.
Określenia, jakie do nich przylgnęły, w pełni oddawały ich wygląd i charakter, chociaż żaden z nich nie miał na imię Tor. Obaj byli między czterdziestką a pięćdziesiątką, o urodzie czysto skandynawskiej i takim też charakterze. Byli do siebie tak podobni, że gdyby nie dzieląca ich różnica trzydziestu siedmiu centymetrów wzrostu, można by mieć kłopoty z ich rozróżnieniem.
– Na wydziale elektroniki KTH studiuje trzystu osiemdziesięciu dwóch studentów, w tym pięćdziesięciu jeden obcokrajowców – zaczął Gunnar. – Wśród obywateli szwedzkich nie mamy ani jednego karanego. Kilku jest notowanych za drobne wykroczenia. W grupie obcokrajowców mamy trzydziestu obywateli Unii i dwudziestu jeden spoza Europy. Jednego Izraelczyka, jednego Turka, Pakistańczyka, dwóch Amerykanów, dwóch Hindusów, dwóch Irańczyków, dwóch Rosjan i… dziesięciu Chińczyków. – Wszyscy wybuchnęli śmiechem. – Studentów na razie zostawiamy, to nie jest decydujący wątek. Zajmuje się nim mały Tor.
– Wśród pracowników naukowych sytuacja jest inna… – włączył się duży Tor, ale Gunnar od razu mu przerwał.
– Kluczem jest Nils Petersson i strefa zamknięta wydziału. To był cel ataku napastników i to coś, co wiedział Petersson, a czego nie chciał ujawnić, i dlatego był torturowany. Chociaż mam pewne wątpliwości co do tych tortur. Pozostali zginęli… jak by to powiedzieć… przy okazji. – Spojrzał na Harriet.
– Ale czy Nils coś ujawnił? – zapytała Linda. – Tego nie wiemy. A konkretnie co miałby ujawnić?
– No właśnie – dodała Harriet.
– Napastnicy przebywali wewnątrz trzydzieści pięć minut. Nie bez powodu zrobili bałagan i dokonali zniszczeń… – Gunnar zastanowił się i spojrzał na tablicę. – Wyraźnie chcieli dodać nam pracy i możliwie jak najdłużej ukryć prawdziwy cel swojej wizyty. Nie zostawili żadnych śladów, nawet łuski zabrali, a oddali około pięćdziesięciu strzałów z sig-sauerów P226. Broń nigdzie nie była notowana. Zginęły dyski z wszystkich serwerów części zamkniętej, cztery laptopy i kilka dysków z samodzielnych komputerów. Resztę zniszczono. Odtworzenie, choćby w przybliżeniu, tego, co zostało utracone, zajmie miesiące, o ile w ogóle będzie możliwe. Tym bardziej że wiemy już, iż w ramach wydziału prowadzono kilka programów badawczych o wyjątkowym znaczeniu dla obronności i naszego przemysłu. – Gunnar przeszedł przez pokój i zatrzymał się przed dużym Torem. – Niezłe towarzystwo tam pracuje, co?
Duży Tor, zaczesany gładko do tyłu i ubrany w wyciągnięty granatowy sweter, wyglądał, jakby celowo łączył w sobie urok przedwojennego amanta i styl offowego scenarzysty.
Odchrząknął, ominął Gunnara i podszedł do tablicy.
– Mamy czterdziestu dwóch pracowników naukowych. – Wziął pisak i podkreślił czerwony kwadrat po lewej stronie tablicy. – Właściwie czterdziestu – dodał z wyraźnym zakłopotaniem – jeśli nie liczyć doktorantów Antona Peteriusa i Nilsa Peterssona. Spośród czterdziestu naukowców… w tym dwudziestu doktorantów i dziewięciu profesorów… dostęp do strefy zamkniętej mieli tylko ci, którzy prowadzili programy badawcze zatwierdzone przez radę naukową wydziału i rektora. W sumie oprócz Antona i Nilsa dostęp tam miało piętnastu naukowców…
– Teraz ja – wtrąciła się Harriet. – Tajny program mikroczipa 8GF32C, który nadzorował Anton w ramach pracy dla KTH, nie był jedyny, jak się okazało. Mimo że Peterius miał odpowiadać w imieniu państwa za bezpieczeństwo tajnych programów badawczych, to w rzeczywistości, przynajmniej na tym wydziale, prowadzono także prace nad innymi wrażliwymi projektami.
– Tak! – Gunnar wszedł jej w słowo. – Nie ma wątpliwości. Premierowi jutro mocno skoczy ciśnienie, kiedy się pochyli nad tym punktem raportu, chociaż to tylko efekt uboczny naszej pracy. Kompletny burdel w nadzorze i koordynacji nad wrażliwymi projektami na KTH… to też największa przeszkoda dla nas. – Uniósł lekko głos. – Może nawet nie do pokonania.
– Tylko Nils Petersson miał, oprócz naszego programu, trzy inne dodatkowo płatne zlecenia, o których Anton nie wiedział – ciągnęła Harriet. – Cząstkowe zlecenie na badania nad celownikami laserowymi dla Wojskowego Instytutu Materiałowego, analizę systemu łączności Erikssona dla naszej marynarki oraz niewielki fragment projektu dla Saaba. To wszystko programy o klauzuli „ściśle tajne”, chociaż prace Nilsa stanowiły tylko niewielkie cząstki większej całości i same w sobie nie były utajnione. Nadzór nad programami sprawowały komórki bezpieczeństwa w ośrodkach, skąd pochodziły zlecenia, a Säpo i FRA w ogóle o nich nie informowano. Nils nie był wyjątkiem. W ciągu ostatnich dwóch lat spośród piętnastu naukowców sześciu prowadziło podobne badania na zlecenie, ale jedynie on uczestniczył w projektach zakwalifikowanych jako „ściśle tajne”.
– Czyli okoliczności śmierci Nilsa, projekty, w których uczestniczył, oraz zniknięcie Antona wskazują na najbardziej prawdopodobny kierunek naszego dochodzenia, którego punktem oparcia jest Petersson – podsumował Gunnar. – Czy to wszystko, co możemy powiedzieć premierowi po tylu dniach śledztwa? – zapytał, ale nikt nie pospieszył z odpowiedzią. – Stoimy w miejscu. Właściwie nie posunęliśmy się ani o krok.
– To co? – zapytała Linda. – Trzymamy się dotychczasowej tezy, że zabójcy nie pochodzą ze Szwecji i byli zawodowcami? Tak piszemy w raporcie?
– Na razie ani wywiad policyjny w środowiskach kryminalnych, ani Säpo w ekstremistycznych nic nie dały. Żadnego punktu zaczepienia. Europol i Interpol nie mają nic, zaprzyjaźnione służby podobnie. – Gunnar był mocno zdegustowany. – Zamachowcy przyjechali do Szwecji i po akcji, mimo blokady, opuścili nasz kraj. Nie mamy nawet śladowych podejrzeń, kim mogli być.
– Szczegółowa kontrola na granicach wciąż trwa – wtrącił mały Tor, ale Gunnar zrobił kwaśną minę.
– Ich już dawno nie ma w Szwecji ani nawet w Europie – skwitował.
– Zagraniczni studenci i doktoranci? – zapytał duży Tor i pociągnął pisakiem wzdłuż listy nazwisk na tablicy. – Sądzę, że powinniśmy się trzymać tego wątku i tak to przedstawić w raporcie. Ktoś uważa inaczej?
Oczywiście nikt nie uważał inaczej, a pytanie Tora miało tylko podbudować ich przekonanie, że zabójcy przyjechali do Szwecji z zewnątrz – przekonanie oparte na płytkich przesłankach, bez jednego twardego dowodu, wypływające ze zgodnej intuicji pięciu osób. A to też coś znaczy.
Taką tezę mógł swobodnie postawić średnio zdolny miłośnik filmów