Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa. Joanna Jax
Chyba nie będziesz się zadawać z tym przybłędą? – zapytał.
– Hans, jesteś pijany. Odejdź, nie chcę robić ci krzywdy – spokojnie powiedział Walter.
– Mam kumpla, co to w administracji Wehrmachtu pracuje, już on cię zlustruje, ptaszku – warknął Hans.
Lilly tym razem nie wytrzymała i mimo że sprawiała dotychczas wrażenie nieco mimozowatej panienki, wymierzyła Hansowi siarczysty policzek.
– Natychmiast zejdź nam z drogi! – zażądała. – I nie strasz mojego przyjaciela, bo zapewne nie o taką opiekę chodziło Rudolfowi, gdy cię o nią prosił. I zostaw mnie w spokoju. Nie wyjdę za ciebie. Nigdy. Bez względu na to, czy Rudolf życzyłby sobie tego czy nie.
Hans momentalnie zamilknął, odwrócił się i pokuśtykał w stronę ogniska, wyśpiewując pijackim bełkotem jakieś lokalne przyśpiewki.
Walter wraz z Lilly dotarli do drogi i szli w niemal kompletnych ciemnościach. Prawie nie rozmawiali, jakby chcieli przetrawić w sobie ostatnią scenę z Hansem. W pewnej chwili Lilly złapała Waltera za rękaw koszuli i wciągnęła na wąską ścieżkę, którą dotarli do kładki nad brzegiem jeziora. Usiedli na drewnianym pomoście, rozkoszując się widokiem połyskującego w blasku księżyca akwenu. Od czasu do czasu słyszeli plusk wody, jakieś poruszenie w szuwarach czy szum liści poruszanych delikatnymi podmuchami wiatru. Niekiedy tę sielankę przerywał dobiegający z oddali śpiew zgromadzonych przy ognisku osób, ale i tak nie popsuło im to romantycznej atmosfery, która ich otaczała.
– Zapewne już słyszałeś, że chciałam się utopić w jeziorze – powiedziała z westchnieniem Lilly, przerywając chwilę błogiej ciszy.
– Coś tam słyszałem, ale nie za wiele. Nie lubię plotkować – mruknął.
– Tutaj wszyscy plotkują. I ty się tego nauczysz. – Zaśmiała się.
– Wolę radia posłuchać niż opowieści o innych ludziach. – Walter jakby próbował dać do zrozumienia dziewczynie, że w przeciwieństwie do innych mieszkańców nie uważa jej za osobę szaloną.
– Wiesz, ja nie chciałam się zabić, bo zginął Rudolf… – zaczęła niepewnie.
– Nie dlatego? – zdziwił się Walter.
– Nie chciałam się zabić, bo zginął Rudolf, ale dlatego, że przeżył Hans – jęknęła i zaczęła płakać.
Walter nie bardzo wiedział, jak ma się zachować pod wpływem wyznania dziewczyny, dlatego jedyne, na co się zdobył, to położenie dłoni na jej ramieniu. Pragnął ją przytulić, powiedzieć coś pokrzepiającego, ale ta drobna dziewczyna onieśmielała go. Dotychczas nie miał takich problemów, z każdej sytuacji potrafił zrobić element uwodzenia, ale nie tym razem. Nawet Holly Evans nie była w stanie wprawić go w taką bezradność.
– Powiesz dlaczego? – zapytał cicho.
– Kocha się we mnie, odkąd skończyłam dwanaście lat. I nie odstępuje ani na krok. Gdy zaczęłam spotykać się z Rudolfem, od razu stał się jego najlepszym przyjacielem. Łaził z nami dosłownie wszędzie. Próbowałam tłumaczyć Rudolfowi, że ten chłopak ma nieczyste intencje, a jego przyjaźń jest fałszem, ale nie wierzył mi. Jednak mój narzeczony był dla mnie podporą i dzięki niemu Hans mógł mnie kochać, jedynie patrząc na mnie albo przebywając w pobliżu. Gdy poszli razem na wojnę i Hans powrócił z niej sam, nie rozpaczał po śmierci kompana, ale mówił jedynie o tym, że teraz już nic i nikt nie stoi nam na przeszkodzie. Dlatego chciałam ze sobą skończyć. To był najgorszy rodzaj zniewolenia, bo nikt mi nie wierzył. Nawet Brygide. Przecież Hans to taki dobry chłopak, taki uczynny i taki nieszczęśliwy, bo już do końca życia zostanie kuternogą. Ale ja go nie kocham, nie chcę go, a jego ciągła obecność, podobno podyktowana troską, bym sobie czegoś nie zrobiła, sprawia, że czuję się jak w więzieniu. Ty jesteś tu nowy, Hans nie zdążył cię jeszcze omamić swoją dobrocią… Boże, jak ja mam tego dość – zakończyła, zasłaniając twarz rękoma.
– Mnie okazał jawną wrogość, raczej nie uznałbym go za dobrego człowieka. A ty, Lilly, masz prawo być wolna i wybrać takie życie i takiego narzeczonego, jaki ci odpowiada. Nie martw się, póki tutaj będę, zaopiekuję się tobą – powiedział z troską, a jednocześnie z zadowoleniem, że będzie mógł spędzać czas w towarzystwie tej uroczej dziewczyny.
Martwiła go jednak postawa Hansa. Jego zaborczość w stosunku do Lilly stanowiła dla niego chyba sens życia. Zapewne gdy dostrzeże, że rywal cieszy się sympatią jego wybranki, zacznie węszyć i nie wiadomo, co może wywęszyć, a to mogło oznaczać kłopoty. Gdyby zaś Walter zdecydował się uciec, by poszukać sobie innego miejsca na ziemi, musiałby zostawić Lilly na pastwę tego człowieka, który zdawał się bardziej szalony niż dziewczyna, która pewnego dnia postanowiła zakończyć swój żywot, topiąc się w jeziorze.
Tego wieczoru, gdy Lilly opowiedziała mu swoją tajemnicę, zawarli swoisty niepisany pakt. Od tej chwili Walter wiedział, że bez względu na wszystko będzie opiekował się małą Lilly, nie bacząc na grożące mu niebezpieczeństwo. Postanowił, że jeśli takowe nadejdzie i w istocie będzie musiał uciekać, zabierze ją ze sobą, aby nigdy więcej nie musiała się czuć zniewolona uczuciami człowieka, którego nie kochała.
Rozumiał ją. Bardziej niż ktokolwiek inny. On też kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji. Wówczas, gdy oblepiła go zaborcza miłość Renate Zoll. A może to wcale nie była miłość, a jedynie chęć posiadania kogoś na własność? Dla Waltera największym dowodem prawdziwej miłości było podarowanie ukochanej osobie wolności, a każda forma zniewolenia była jej przeciwieństwem.
12. Okolice Kielc, 1943
Tego ranka, jak codziennie po przebudzeniu, Alicja wsłuchiwała się w odgłosy domowej krzątaniny. Śmiech babci, dźwięk naczyń i niski, spokojny głos wuja. Mateuszek jeszcze spał, więc dziewczyna rozkoszowała się letnim porankiem, pozwalając sobie nie myśleć o niczym. Ani o Julianie, ani o Hance czy Sergiuszu. Jednak po chwili do jej uszu dotarł męski głos, który nie należał ani do dziadka, ani też do wuja. Rozpoznała go i zerwała się na równe nogi. Chciała wybiec, tak jak stała – rozczochrana i w koszuli nocnej. Jednak tuż przy drzwiach zatrzymała się i spojrzała w lustro. Nie mogła tak pokazać się przybyszowi. Przygładziła włosy, zdjęła koszulę i włożyła sukienkę. Czuła, że za chwilę serce wyskoczy jej z piersi. Jeszcze moment i zobaczy Sergiusza. Nie myślała, jakie wieści jej przywozi ani jak zareaguje na jej widok, po prostu chciała go jak najszybciej ujrzeć.
„Kary” stał w kuchni na szeroko rozstawionych nogach i uśmiechał się do babki Alutki. Odwrócił się gwałtownie, gdy usłyszał, jak Alicja zbiega ze schodów, i przestał się uśmiechać. Patrzył na nią smutnymi oczami. Alicja pomyślała, że ów wzrok nie wróży nic dobrego.
– Coś wiesz o Julianie? – wydukała zamiast powitania.
Alutka posłała jej spojrzenie pod tytułem „kompletna idiotka”, po czym rzuciła trzymany w ręku nóż na blat stołu i wyszła z kuchni.
– Nie… nadal się nie odezwał. Ale wiem, jaką drogą trafił do Hiszpanii. Za kilka dni ruszę jego śladami. Może po drodze albo na miejscu uda mi się dowiedzieć czegoś więcej. A tak w ogóle… dzień dobry – powiedział spokojnie „Kary”.
– Boże… – Alicja przewróciła oczami. – Okropna jestem. Dzień dobry…
Podeszła do Sergiusza i pocałowała go w policzek. Wyraz jego twarzy nie zmienił się. Rozejrzał się dookoła i zapytał:
– Możemy