Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz
pani? – dodał oskarżyciel.
Natalia skinęła głową bez przekonania.
– Owszem, zdarzało nam się kłócić. Ale nie częściej niż innym parom.
– Czy mąż kiedykolwiek pani groził?
Znów wyglądało, jakby chciała odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Ostatecznie jednak popatrzyła tylko pobłażliwie na prokuratora.
– Nie, nigdy.
– Czy czuła się pani kiedykolwiek zagrożona?
– Zagrożona? Czym?
– Czy podczas którejkolwiek kłótni obawiała się pani męża? – doprecyzował spokojnie prokurator.
– Nie.
– Czy kiedykolwiek doszło między państwem do jakiejś przepychanki? Rękoczynów?
– Nie, w żadnym wypadku.
– I sędzia Sendal nigdy pani nie uderzył?
Joanna wypuściła ze świstem powietrze, co nie uszło uwadze kilku członków TK. Oni również nie sprawiali wrażenia, jakby podobało im się to, co robił oskarżyciel. Zaczynało to przywodzić na myśl rozprawę w sądzie rodzinnym.
– Nie, nigdy nie podniósł na mnie ręki.
– To ciekawe – odparł prokurator, sięgając po jedną z teczek. – Bo mam tutaj wyniki badań, które dowodzą, że kilka lat temu trafiła pani do szpitala bródnowskiego z licznymi obrażeniami wskazującymi na pobicie.
Natalia otworzyła usta, ale się nie odezwała. Przez moment trwała w bezruchu, a potem skierowała powoli wzrok na Chyłkę.
Nie był to dobry sygnał. Spojrzenie sugerowało, że żona Sendala szuka ratunku.
– Co się dzieje? – szepnął Oryński.
– Nie wiem.
Oskarżyciel skrzyżował ręce na piersi, raczej w mimowolnym niż wystudiowanym odruchu. Opuścił lekko głowę i popatrzył bykiem na Natalię. Ta poczerwieniała, jakby właśnie przyłapano ją na wyjątkowo wstydliwym kłamstwie.
– Wysoki Trybunale Konstytucyjny, czy mógłbym podejść z dowodem do świadka?
Prezes wymienił krótkie spojrzenie ze swoim zastępcą, a potem wyraził zgodę. Joanna poczuła niepokój, uświadamiając sobie, że znajduje się na nieznanym terytorium. W przeciwieństwie do rozprawy karnej, tutaj zasady były płynne. Inaczej byłoby, gdyby toczyło się postępowanie dyscyplinarne, ale to związane z uchyleniem immunitetu nie było obwarowane odpowiednimi obostrzeniami, które hamowałyby oskarżyciela.
Natalia spojrzała na dokument, który prokurator przed nią położył.
– Czy to pani wyniki badań?
– Tak, ale…
– Liczne siniaki, stłuczenia, ułamany ząb – wyrecytował oskarżyciel. – Wygląda na to, że odniosła pani rozliczne obrażenia.
– Tak.
– Kto je pani wyrządził?
– Nie pamiętam.
– Słucham?
– Stało się to, kiedy wracałam nocą do domu po spotkaniu ze znajomymi. – Natalia spuściła wzrok. – Zostałam napadnięta, ale…
Znów spojrzała na Joannę. Tym razem Chyłka uznała, że może skorzystać z okazji. Poderwała się na równe nogi.
– Wysoki Trybunale, to niedorzeczne – powiedziała. – Świadek jest zmuszony mówić o rzeczach, których najwyraźniej nie chciał ujawniać. Gdybyśmy procedowali nad sprawą karną, z pewnością pani Natalia powołałaby się na…
– Najmocniej przepraszam – wtrącił prokurator, unosząc ręce. – Nie miałem zamiaru wprawiać świadka w zakłopotanie ani zmuszać do wyjawiania zdarzeń z przeszłości.
Joanna usiadła, przekonana, że te przeprosiny to deklaracja wycofania się z tematu. Szybko przekonała się jednak, że jest w błędzie.
– Tym niemniej czuję się w obowiązku, by powiedzieć, że lekarz, którego podpis widnieje pod badaniami, jest z nami na sali. I poświadczy, że zaraz po przyjęciu do szpitala pani Sendal ujawniła, iż została pobita przez męża.
Chyłka zaklęła w duchu.
10
Trybunał Konstytucyjny, al. Szucha
Z każdym kolejnym wypowiadanym przez Natalię słowem Kordian miał wrażenie, jakby zapadali się coraz głębiej w grząskich piaskach. Żona Sendala raz po raz patrzyła na prawników z Żelaznego & McVaya w poszukiwaniu ratunku, ale żadne z nich nie mogło nic zrobić. Piłka była po stronie oskarżenia.
– Trzeba interweniować – mruknął Oryński.
– Jak?
– Nie wiem, zgłosić jakiś sprzeciw…
– Wprowadź go do polskiego postępowania, to z chęcią będę go używała jako obucha na porządku dziennym – odbąknęła.
Jeden z sędziów spojrzał na nich karcąco, więc natychmiast umilkli. Prokurator stał dumny jak paw, nie odzywając się. Cisza, która zapadła po jego ostatniej wypowiedzi, była wymowniejsza od najzgrabniej sformułowanych argumentów.
Jeśli Kordian kiedykolwiek potrzebował potwierdzenia, że umiejętnie zastosowana pauza jest jedną z najgroźniejszych broni w retoryce sądowej, teraz je otrzymał. Oskarżyciel w końcu nabrał głęboko tchu, sygnalizując, że przygotowuje się do dłuższej wypowiedzi.
– W świetle zeznania, które usłyszymy, i którego treść pani Sendal z pewnością zna, muszę zapytać jeszcze raz: czy mąż kiedykolwiek panią uderzył? Czy była pani ofiarą pobicia?
Natalia milczała.
– Czy pan Sendal znęcał się nad panią?
Oryński pomyślał, że naprawdę przydałaby się instytucja sprzeciwu. W sądzie powszechnym przewodniczący zapewne kazałby prokuratorowi się powściągnąć, ale wyglądało na to, że tutaj można pozwolić sobie na nieco więcej.
Natalia zaczęła nerwowo się rozglądać. Zupełnie jakby stała na żarzących się węglach.
– Czy nie jest prawdą, że mąż kilkakrotnie groził pani śmiercią?
– Wysoki Trybunale… – zaoponowała w końcu Chyłka.
Ci, którzy byli sędziami zawodowymi, spojrzeli na prezesa Garłocha. Ten jednak nie kwapił się, by przerywać prokuratorowi. Z jednej strony Kordian uznawał to za skandal, z drugiej jednak… przynajmniej po części rozumiał. Ci ludzie mieli orzec co do uchylenia immunitetu – a to, co wykazywał oskarżyciel, było pod tym względem istotne.
– Czy nie doszło nawet do tego, że groził pani nożem? Mówił, że poderżnie pani gardło, jeśli nie będzie pani zachowywać się dokładnie tak, jak on sobie tego życzy?
Żona Sendala chwyciła blat i zacisnęła na nim dłonie, jakby niewiele brakowało, by nogi się pod nią ugięły. Spuściła głowę i trwała w bezruchu, nie odzywając się.
Dla Oryńskiego stało się jasne, że lekarz czekający na to, by zająć jej miejsce na mównicy, to niejedyny as w rękawie prokuratora. Skoro orientował się, co miało miejsce w mieszkaniu Sendalów, musiał mieć na podorędziu sąsiadów.
Chyłka zaklęła cicho. Kordian przypuszczał, że dotarła do takiej samej konkluzji.
– Czy nie jest prawdą, że mąż wielokrotnie oskarżał