W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2. Remigiusz Mróz
wzrok w miejscu, które wskazała. Niczego podejrzanego nie dostrzegł.
– Wolontariusz – dodała. – Coś rozdaje przechodzącym ludziom. Ale połowa z tych, którzy stoją pod sceną, nie ma żadnych ulotek. Zapewne wcześniej wiedzieli, co i jak.
– Może.
– Nie będzie z tego nic dobrego, Patryk.
Miała rację. Utwierdzili się w tym przekonaniu chwilę później, gdy muzyka sugerująca monumentalny charakter wydarzenia w końcu ucichła. Na scenę wkroczył Zwornicki, unosząc wysoko ręce.
Owacja również musiała być wcześniej zaplanowana. Podobnie jak kolejność, w jakiej znane twarze pojawiały się na scenie.
– O kurwa… – jęknęła Milena.
Znana blogerka modowa. Odsunięty na bok lata temu bohater antykomunistycznej opozycji. Przystojny aktor młodego pokolenia, grający obecnie rolę świeżo upieczonego prawnika w popularnym serialu. Aktorka ikona dla wszystkich, którzy wychowali się na polskiej kinematografii lat siedemdziesiątych.
– Istny panteon popkulturowych bóstw – dodała Mil. – Mają cały pieprzony przekrój społeczny.
Zwornicki rzeczywiście zdawał się mieć w zanadrzu coś dobrego dla każdego. Kiedy drużyna w końcu została skompletowana, wyszedł przed szereg i znów uniósł ręce.
– Nie ma Budzicha – odezwał się Hauer.
– Co?
– Mediafuna. Nie mają jego, nie mają mojego głosu.
– To nie czas, kurwa, na żarty… – Milena stęknęła, jakby poczuła fizyczny ból. – Widzisz, co się dzieje?
Zerknął na żonę, ale ta skupiała całą uwagę na tym, co mówił Zwornicki. Dla Patryka nie miało to żadnego znaczenia. Właściwie nie tylko dla niego. Podobnie do sprawy musieli podchodzić wszyscy zebrani.
Marek mógł sięgać po wyświechtane frazy zarówno lewicy, centrum, jak i prawicy. Jego poglądy, przemowy i merytoryczne przygotowanie nie miały żadnego znaczenia. Liczyły
się wyłącznie świeżość, magnetyzm, charyzma… medialna ponętność.
I antyestablishmentowa narracja, która szybko wysunęła się na pierwszy plan.
Zwornicki zaczął atakować klasę polityczną, uderzając przede wszystkim w Chronowskiego, ale także we wszystkich innych, którzy cementowali obecny układ. I pozwolili, by przez miesiąc nie zrobiono niczego w celu usunięcia skorumpowanego polityka.
Marek rzucił kilka krótkich, zgrabnych zdań, nie rozgadywał się. Wspomniał o tym, że w takiej sytuacji ludzie w Brazylii wyszli na ulicę i obalili prezydenta. To samo zrobiono w Korei Południowej, kiedy okazało się, że tamtejsza głowa państwa uczestniczyła w procesie korupcyjnym.
Wenezuela, Ukraina, Białoruś, Rosja. Rzucał przykładami protestów jak z rękawa, najwyraźniej niespecjalnie przejmując się tym, że część z tych przypadków zakończyła się głośnym fiaskiem demonstrantów.
Nikt nie skupiał się na jego słowach. Zebrani chcieli przede wszystkim okazać swoje niezadowolenie wobec klasy politycznej. Kamerzyści celowali w stojących za Zwornickim celebrytów. Reporterzy analizowali ich reakcje. Serwisy plotkarskie już były rozgrzane do czerwoności.
W pewnym momencie wszyscy na scenie odwrócili się do wyborców tyłem. Przy tradycyjnej kampanii było to właściwie nie do pomyślenia, ta jednak miała rządzić się zupełnie innymi prawami. Osoby na scenie jak jeden mąż wyciągnęły telefony komórkowe, a potem zrobiły sobie selfie na tle tłumu. Ten zareagował wybuchem entuzjazmu.
Media społecznościowe potrzebowały raptem kilkudziesięciu sekund, by eksplodować.
Hauer z Mileną obserwowali to wszystko z niedowierzaniem. W przeciągu pięciu minut nie pisało się na Facebooku już o niczym innym niż o nowej inicjatywie. W ciągu piętnastu słowo „Zjednoczeni” przybrało zupełnie nowe znaczenie.
Nowo powstała partia właśnie przywłaszczyła je sobie jako nazwę.
– Powinniśmy się tego spodziewać – odezwał się Hauer nieobecnym głosem.
– Powinniśmy.
– Sytuacja z Chronowskim od początku była żyznym gruntem dla takich inicjatyw.
Milena przez moment nie odpowiadała, wlepiając wzrok w telewizor.
– Jak pole pełne gnoju dla końskich much – mruknęła w końcu. – Te i tak czekały długo, żeby zebrać się nad tym smrodem.
Patryk skinął lekko głową. Rzeczywiście dziwne wydawało się, że ktoś, kto planował wejście do polityki, nie zrobił tego zaraz po przepadnięciu wniosku o wotum nieufności. Teraz jednak stało się jasne, dlaczego tak było.
Zwornicki gromadził siły. I trzeba było mu oddać, że zebrał ich wystarczająco, by wystartować z niezwykle korzystnej pozycji.
– Zmienia nam się cała narracja, Patryk.
– Wiem.
– Teraz wszyscy będą mieć głęboko w dupie twoją drogę do normalności. Nikogo nie obejdzie nawet, jeśli weźmiesz udział w pieprzonej paraolimpiadzie.
Posłał jej spojrzenie tak wrogie, że zaskoczyło to nawet jego. Żona szczęśliwie tego nie odnotowała, wciąż nie mogąc
oderwać wzroku od telewizora. Hauer również przeniósł spojrzenie na ekran.
Będzie musiał zmienić cały swój obecny paradygmat. Spojrzeć na plany polityczne zupełnie inaczej, dokonać przewartościowania pewnych rzeczy. Milena miała rację, sugerując, że jego success story w starciu z medialnością Zwornickiego okaże się bronią zbyt małego kalibru.
Ale Patryk miał na podorędziu znacznie większy arsenał. Jego przeciwnik wchodził do tej gry z przekonaniem, że obowiązują w niej jakieś zasady. Hauer zamierzał pokazać mu, jak bardzo się myli.
Rozdział 8
Podpisywanie nominacji było jednym z obowiązków, które Seyda wykonywała najmniej chętnie. Nijak miało się to jednak do awersji, jaką czuła przed spotkaniem z prezesem Rady Ministrów.
Mimo to w końcu musiało do niego dojść.
Daria czekała na Chronowskiego w przypałacowym ogrodzie, nie chcąc, by ktoś w budynku przez przypadek usłyszał choćby pół słowa rozmowy, którą zamierzała zakończyć wyjątkowo szybko.
Na samą myśl o niej dostawała alergii. Od pewnego czasu głosu Chronowskiego słuchała z obrzydzeniem, podczas gdy w głowie układał jej się niepokojący, pesymistyczny scenariusz nocy, której nie pamiętała.
Obudziła się w motelu w Jankach. Przy Godebskiego, niedaleko krajowej siódemki. Nie wiedziała, co się z nią działo, ale na ciele nie odkryła żadnych śladów, które mogłyby świadczyć o wykorzystaniu seksualnym.
Chronowski zdradził jej tylko, w jaki sposób pozbawili ją przytomności. Słowem nie zająknął się o tym, co tak naprawdę się wydarzyło. Wiedziała jednak, że cokolwiek to było, wiązało się z nieprzeciętnym ohydztwem i plugastwem.
Premier spóźnił się na spotkanie ponad dwadzieścia minut. Wyszedł z budynku, polecił swojemu ochroniarzowi, by poczekał na tarasie, a potem zamachał wesoło do Seydy. Prezydent to zignorowała, czekając na niego pod jednym z rozłożystych drzew.
– Wybacz spóźnienie – odezwał się Adam.
Seyda nie odpowiedziała.
– Nie było celowe.
– Z pewnością.
– Podejrzewasz