Grawitacja. Тесс Герритсен
się.
– Och, Jack. – Debbie zamknęła oczy i jęknęła. – Boli mnie głowa.
Poklepał ją krzepiąco po ramieniu.
– Zaopiekujemy się tobą, kochanie. O nic się nie martw. Wtoczyli ją przez drzwi izby przyjęć do gabinetu zabiegowego.
– Znasz ją? – zapytała Anna.
– Jej mąż to Bill Haning. Ten astronauta.
– Jeden z tych facetów, którzy przebywają teraz na stacji kosmicznej? – Anna roześmiała się. – To będzie naprawdę zamiejscowa rozmowa.
– Jeśli będzie trzeba, bez trudu się z nim skontaktujemy. W Centrum Johnsona mogą nas od razu połączyć.
– Chcesz, żebym się nią zajęła?
Było to całkiem rozsądne pytanie. Lekarze wolą na ogół nie zajmować się krewnymi i przyjaciółmi; trudno zachować obiektywizm, kiedy leżący na stole operacyjnym człowiek jest kimś, kogo się zna i lubi. Ale chociaż Jack i Debbie bywali w swoim czasie na tych samych przyjęciach, uważał ją za znajomą, nie przyjaciółkę i nie widział powodu, żeby przekazywać ją innemu lekarzowi.
– Ja się nią zajmę – powiedział i ruszył w ślad za wózkiem do gabinetu zabiegowego, skupiając całą uwagę na tym, co trzeba zrobić. Jedynym widocznym urazem było skaleczenie na głowie, ale ponieważ ranna skarżyła się na silny ból, musiał sprawdzić, czy nie ma naruszonej czaszki i kręgów szyjnych.
Podczas gdy pielęgniarki pobierały krew do badań i delikatnie ściągały z Debbie ubranie, sanitariusz zdał Jackowi szybkie sprawozdanie.
– Znaleźliśmy ją w piątym z samochodów, które brały udział w karambolu. Z tego, co ustaliliśmy, oberwał z tyłu, przekręcił się na bok i wtedy oberwał ponownie w drzwi kierowcy. Były wgniecione.
– Czy była przytomna, kiedy do niej dotarliście?
– Przez kilka minut była nieprzytomna, ale ocknęła się, kiedy zakładaliśmy jej kroplówkę. Od razu unieruchomiliśmy jej kręgosłup. Ciśnienie krwi i tętno były stabilne. Należy do tych, którzy mieli więcej szczęścia. – Sanitariusz pokręcił głową. – Powinien pan zobaczyć faceta, który jechał za nią.
Jack podszedł do wózka, żeby zbadać pacjentkę. Obie źrenice Debbie reagowały na światło, ruchy gałek ocznych były w normie. Wiedziała, jak się nazywa i gdzie się znajduje, ale nie potrafiła przypomnieć sobie, jaki dziś dzień. Orientacja lekko zaburzona, pomyślał. Był to wystarczający powód, żeby ją przyjąć, choćby na jedną noc.
– Zrobimy ci teraz rentgen, Debbie – powiedział.
– Musimy się upewnić, że niczego sobie nie złamałaś.
– Spojrzał na siostrę. – Tomografia komputerowa czaszki i kręgów szyjnych.... – przerwał i zaczął nasłuchiwać.
W oddali słychać było syrenę kolejnego ambulansu.
– Proszę zrobić te zdjęcia – polecił i wybiegł z powrotem na podjazd, gdzie zgromadził się już jego zespół.
Do pierwszej syreny dołączyła druga, trochę cichsza. Jack i Anna wymienili zaniepokojone spojrzenia. Czyżby jechały do nich dwie karetki?
– To będzie jeden z tych dni – mruknął.
– Gabinet zabiegowy pusty? – zapytała Anna.
– Pacjentka jest w drodze do rentgena – odparł.
Dał krok do przodu i kiedy pierwszy ambulans zatrzymał się przed izbą przyjęć, otworzył tylne drzwi.
Tym razem był to mężczyzna w średnim wieku, z nadwagą. Miał bladą ziemistą cerę. Jest w szoku, ocenił w pierwszej chwili Jack, ale nie widział krwi, nie było śladu urazu.
– Był w samym środku karambolu – powiedział sanitariusz, kiedy wtaczali pacjenta do pokoju zabiegowego. – Kiedy go wyciągaliśmy, skarżył się na ból w piersi. Rytm serca stabilny, lekka tachykardia, ale bez przedwczesnych pobudzeń komorowych. Ciśnienie skurczowe dziewięćdziesiąt. Podaliśmy mu na miejscu morfinę, nitroglicerynę i tlen z przepływem
6 litrów na minutę.
Wszyscy robili, co do nich należało. Anna zebrała wywiad i zbadała mężczyznę, pielęgniarki podłączyły elektrody.
Z maszyny wysunęła się wstęga elektrokardiogramu. Jack oddarł ją i jego uwagę natychmiast zwróciło uniesienie ST na odprowadzeniach V1 i V2.
– Zawał ściany przedniej – powiedział. Anna pokiwała głową.
– Trzeba mu podać tkankowy aktywator plazminogenu.
– Podjechał kolejny ambulans! – zawołała od drzwi pielęgniarka.
Jack i dwie siostry wybiegli na dwór.
Na noszach krzyczała i wiła się z bólu młoda kobieta. Jack spojrzał na jej prawą nogę z wykręconą prawie zupełnie w bok stopą i od razu zorientował się, że pacjentka wymaga natychmiastowej operacji. Rozciął jej szybko ubranie, odsłaniając złamane biodro. Kość udowa wbiła się w panewkę, gdy kolana uderzyły w tablicę rozdzielczą samochodu. Widok groteskowo zdeformowanej nogi przyprawiał go o mdłości.
– Podajemy morfinę? – zapytała siostra. Jack kiwnął głową.
– Daj jej tyle, ile potrzebuje. Jest teraz w świecie bólu.
Najlepiej od razu sześć jednostek. I ściągnijcie tu jak najszybciej ortopedę…
– Doktor McCallum proszony jest do rentgena. Doktor McCallum proszony jest do rentgena…
Jack podniósł z niepokojem wzrok i wybiegł z gabinetu zabiegowego.
Nad leżącą na stole rentgenowskim Debbie pochylała się pielęgniarka i laborant.
– Zrobiliśmy jej właśnie zdjęcia czaszki i kręgów szyjnych – powiedział laborant. – Ale nie możemy jej obudzić. Nie reaguje nawet na ból.
– Jak długo jest nieprzytomna?
– Nie wiem. Leżała na stole i dopiero po dziesięciu, piętnastu minutach zorientowaliśmy się, że do nikogo się nie odzywa.
– Zrobiliście jej tomografię?
– Wysiadł komputer. Powinni go naprawić za parę godzin. Jack zaświecił latarką w oczy Debbie i poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Jej lewa źrenica była rozszerzona i nie reagowała na światło.
– Pokażcie mi zdjęcia – polecił.
– Zdjęcia szyi wiszą już na podświetlaczu.
Jack przeszedł szybko do sąsiedniego pokoju i przyjrzał się umieszczonym w podświetlaczu zdjęciom. Nie zauważył żadnych uszkodzeń kręgów szyjnych. Zdjął zdjęcia i umieścił w podświetlaczu rentgen czaszki. W pierwszej chwili nie zauważył niczego oczywistego. A potem jego wzrok przykuła prawie niedostrzegalna linia przecinająca lewą kość skroniową, cienka niczym zadrapanie szpilką. Pęknięcie.
Czy pęknięta kość uszkodziła lewą środkową tętnicę oponową? To spowodowałoby krwotok. W miarę gromadzenia się krwi i wzrostu ciśnienia sródczaszkowego, mózg poddany byłby coraz większemu uciskowi. To tłumaczyłoby pogorszenie się stanu mentalnego Debbie oraz powiększoną źrenicę.
Trzeba natychmiast usunąć krew.
– Zawieźcie ją z powrotem do zabiegowego! – polecił. W ciągu kilku sekund pacjentka znalazła się ponownie na wózku i wyjechała na korytarz.
– Zawiadomcie neurochirurgię! – zawołał Jack, kiedy wtoczyli Debbie do pustego gabinetu. – Powiedzcie im, że mamy krwotok nadtwardówkowy i przygotowujemy się do trepanacji