Sześć tysięcy gotówką. James Ellroy
siedział w Sills’ Tip-Top. Okupował boks przy oknie. Miał pod ręką pistolet – załadowany i gotowy do strzału – przykrył go gazetą.
Gazeta kochała Maynarda Moore’a. Pisała o Moorze więcej niż o Jacku Rubym. WIELBICIELE PISZĄ DO ZABÓJCY ZAMACHOWCA. SZEF POLICJI CHWALI ZAGINIONEGO OFICERA. POSZUKIWANIA TAJEMNICZO ZAGINIONEGO MURZYNA.
Wayne odliczał. Minęło osiemnaście dni. Komisja Warrena/ „Samotny Strzelec”/ brak wieści to dobre wieści.
Wciąż nie mógł przestać myśleć o Dallas. Wciąż opuszczał posiłki. Wciąż latał sikać co parę minut.
Wszedł Pete. Zjawił się punktualnie. Dostrzegł Wayne’a. Usiadł. Uśmiechnął się.
Sprawdził kolana Wayne’a. Zerknął i nic. Zobaczył gazetę. Powiedział:
– Och, daj spokój.
Wayne próbował schować spluwę do kabury. Nie mógł trafić. Walnął w stół. Kelnerka się obejrzała. Wayne się zaczerwienił. Pete strzelił palcami.
– Obserwowałem cię, jak sprzątałeś. Niezła robota, ale szkoda, że lepiej nie rozwiązałeś sprawy z tamtym czarnuchem.
Wayne poczuł ucisk na pęcherz. Wayne zacisnął kolana.
– Masz darmowy apartament w Stardust. To znaczy, że sprowadzili cię tu ludzie z Chicago.
– Mów dalej.
– Wydaje ci się, że jestem twoim dłużnikiem za tamten weekend.
Pete strzelił kciukami.
– Chcę zobaczyć twoje akta Komisji Gier.
Wayne powiedział:
– Nie.
Pete złapał widelec. Pete go obrócił. Pete ścisnął go i zgiął na pół. Kelnerka to zobaczyła. Kelnerka się podnieciła.
Wydusiła: „Oooo”. Upuściła tacę. Narobiła bałaganu.
– Mógłbym cię obejść. Buddy Fritsch to ponoć miły facet.
Wayne wyjrzał przez okno. Wayne zobaczył kolizję dwóch aut.
Pete powiedział:
– Dupki, siedzą jeden drugiemu na ogonie. Zawsze wlepiałem mandaty palantom takim…
– Akta są ukryte i nie istnieją kopie. To jedyna gwarancja bezpieczeństwa w pracy policjanta. Jeśli pójdziesz do Buddy’ego, poproszę o interwencję ojca. Buddy się go boi.
Pete strzelił palcami.
– To wszystko, na co mogę liczyć za Dallas?
– W Dallas nic się nie wydarzyło. Nie oglądasz wiadomości?
Pete wyszedł. Wayne poczuł ucisk na pęcherz. Pobiegł do kibla.
18
(Las Vegas, 13 grudnia 1963)
Znowu ból głowy/ znowu drink na uśmierzenie/ znowu jakiś bar.
Księżycowa Komnata w Stardust – przyćmione światła i księżycowe panienki w trykotach.
Pete sączył szkocką. Księżycowa panienka przyniosła orzeszki. Ward zostawił mu wiadomość. Przekazał ją recepcjonista. Czekaj na biblijny kod – prześlę ci go przez Western Union.
Wayne Junior odmówił. Odmowy bolały. Odmowy go wkurwiały.
Obok przemknęła księżycowa panienka – farbowane na rudo włosy, ciemne odrosty i ciemna opalenizna. Pieprzyć farbowane rude. To prawdziwe rude go rajcowały.
Załatwił Barb robotę – przed trzema dniami – Sam G. pociągnął za sznurki. Proszę bardzo: Barb i Barbarzyńcy.
Stała praca – cztery występy/ sześć nocek w tygodniu – Salon Sułtana w Saharze. Barb się przygotowywała. Mówiła, że twist się skończył. Przyszła moda na rytmy go-go.
Muzyka czarnuchów. Swim/Fish/Watusi. Białe sztywniaki – strzeżcie się!
Olał eksa Barb. Olał jego kapelę. Z pomocą przyszedł Dick Contino. Dick załatwił Barb trio – saksofon/trąbka/ bębny – trzej weterani knajpianych popisów.
Gogusie. Mięśniaki. Klasyczne wsioki.
Pete ich nastraszył. I ostrzegł. Sam G. szepnął słówko: Barb B. jest verboten. Zbliżysz się raz i cierpisz. Zbliżysz się drugi raz – umierasz.
Barb podobało się w Vegas. Hotelowe apartamenty i nocne życie. Żadnych prezydenckich kawalkad.
Zachodnie LV wyglądało niezgorzej. Zachodnie LV wydawało się zdane na siebie i złaknione zakazanego owocu.
Takie ograniczenie handlu do jednej strefy było okej. Walczył w Pearl Harbour w 1942. Straż wybrzeża zamknęła niektóre drogi i kordonem otoczyła obszar objęty tryprem. Z herą będzie podobnie. Czarnuchy jej łaknęły. Naćpają się. Zostaną w domach. Będą srać do własnego gniazda.
Obok przemknęła księżycowa panienka – farbowana blondyna – ciemne odrosty i woda utleniona. Przyniosła orzeszki. Przekazała wiadomość od Warda.
Pete dopił drinka. Poszedł do apartamentu. Wziął do ręki Biblię. Kod obejmował caluśki tekst – od Księgi Wyjścia po Apokalipsę.
Znalazł notatnik – liczby na litery – litery na słowa.
Proszę bardzo:
„Polecenie CM. Elim. 4 z motelu/kryjówki. Zadzwoń jutro wieczorem, 10.30. Budka w Silver Spring, Maryland: BL4-9883”.
19
(Silver Spring, 14 grudnia 1963)
Idealnie:
Zjazd z autostrady/ droga/ dworzec kolejowy/ tory/ peron/ budka telefoniczna.
Niedaleko autostrada. Prowadząca do niej dojazdówka. Widok na parking. Kręcący się ludzie: późne powroty z pracy – wypływająca z Waszyngtonu mamona.
Littell siedział w swoim wozie. Littell obserwował zjazd z autostrady – uwaga na bladoniebieskiego forda. Carlos opisał Eversalla. Facet jest wysoki. Nosi but ortopedyczny.
21.26.
Przemknął ekspres. Samochody parkowały i odjeżdżały. Podmiejski powinien przyjechać o 22.00.
Littell studiował swój scenariusz dla Eversalla. Koncentrował się na pobycie Douga w Nowym Orleanie. Koncentrował się na pobycie tam Lee Oswalda. Koncentrował się na procesach w sprawie wielkich oszustw w 1963. Koncentrował się na wielkiej w nich roli Bobby’ego.
Mafia wpada w panikę. Mijają dwa miesiące. JFK ginie. Eversall kojarzy fakty. Eversall widzi zmowę.
Littell spojrzał na zegarek – punktualnie 21.30 – uwaga na faceta w ortopedycznym bucie.
Zajechał niebieski ford. Littell błysnął światłami. Trafił w przednią szybę i kratownicę. Ford zahamował i stanął. Wysiadł wysoki mężczyzna. Utykał na nogę – w ortopedycznym bucie.
Littell zgasił długie. Eversall zamrugał i się potknął. Jakoś nie upadł. Chora noga mu się wykoślawiła. Niesiona teczka pomogła utrzymać równowagę.
Littell wyłączył światła. Littell otworzył drzwi pasażera. Eversall przykuśtykał – z teczką jako balastem – Eversall klapnął na siedzenie.
Littell zamknął drzwi. Littell włączył światło nad lusterkiem. Nad Eversallem utworzyła się aureola.
Littell go obszukał.
Chwycił go za krocze. Podciągnął koszulę. Ściągnął mu skarpetki. Otworzył teczkę. Przejrzał papiery. Dorzucił mu scenariusz.
Eversall