Sześć tysięcy gotówką. James Ellroy
wziął łyk wody sodowej.
– Musimy uzyskać możliwie najwyższą cenę ze spłatą rozłożoną na osiemnaście miesięcy. Naszym celem długoterminowym jest stworzenie pozorów legalnego inwestowania pieniędzy w legalne interesy, za pomocą których pieniądze te zostaną wyprane. Mój plan…
Carlos mu przerwał.
– Właśnie, plan – przejdź do niego wreszcie i wyłóż tak, żebyśmy zrozumieli.
Littell się uśmiechnął.
– Będziemy mieli do dyspozycji pieniądze ze sprzedaży i te, z których nasi ludzie oskubią Hughesa. Nabywamy za nie legalne przedsiębiorstwa. Przedsiębiorstwa należące do osób, które skorzystały z pożyczek Funduszu Emerytalnego. Są to firmy bardzo dochodowe i pozornie całkiem niepodatne na przestępcze działania, firmy, które zostały założone za pożyczki udokumentowane w „prawdziwych” księgach. Tak więc pochodzenie ich kapitału jest dość niejasne. Dlatego pożyczkobiorcy owi są bardzo podatni na wymuszenia i nie będą protestowali przeciwko przyjęciu wmuszanych im pieniędzy ze sprzedaży. Pożyczkobiorcy nadal będą prowadzili swoje interesy. Nasi ludzie będą nadzorować operacje i obracać zyskami. Pieniądze będziemy kierować do hoteli-kasyn za granicą. Przez „zagranicę” rozumiem Amerykę Łacińską. Przez „Amerykę Łacińską” rozumiem kraje rządzone przez wojskowych bądź skrajną prawicę. Zyski z kasyn będą opuszczać owe kraje nieopodatkowane. Będą wędrować na konta w szwajcarskim banku i pomnażać się dzięki odsetkom. Pochodzenie pobranej gotówki będzie absolutnie niemożliwe do wytropienia.
Carlos się uśmiechnął. Santo zaklaskał. Johnny powiedział:
– To tak jak na Kubie.
Moe rzekł:
– To tak jak na Kubie, tylko że dziesięć razy lepiej.
Sam rzekł:
– Chyba nie musimy na tym poprzestawać?
Littell wziął jabłko.
– Na razie to jedynie plan, bardzo długofalowy. Czekamy, aż pan Hughes pozbędzie się udziałów w TWA i zdobędzie w ten sposób pieniądze na zakup.
Santo rzekł:
– No to mówimy o całych latach czekania.
Sam rzekł:
– Mówimy o cierpliwości.
Johnny rzekł:
– To cnota. Czytałem gdzieś o tym.
Moe:
– Będziemy obserwować klimat na południe od granicy. Znajdziemy sobie tuzin Batistów.
Sam:
– Pokaż mi Latynosa, którego nie da się przekupić.
Santo:
– Potrzebne im tylko białe mundury ze złotymi pagonami.
Sam:
– Są pod tym względem jak czarnuchy.
Johnny:
– Nie znoszą komuchów. To im trzeba oddać.
Carlos dorwał się do winogron.
– Zabezpieczyłem księgi. Musimy liczć się z tym, że Jimmy poleci za te manipulacje ławą przysięgłych.
Littell pokiwał głową.
– Za to i za inne rzeczy.
Sam mrugnął.
– Ukradłeś księgi, Ward. A teraz powiedz nam, że ich nie skopiowałeś.
Johnny się roześmiał. Moe się roześmiał. Santo ryknął śmiechem.
Littell się uśmiechnął.
– Powinniśmy pomyśleć o naszych ludziach w kasynach. Pan Hughes będzie chciał zatrudnić mormonów.
Sam strzelił palcami.
– Nie lubię mormonów. Oni nienawidzą Włochów.
Carlos sączył X.O.
– Dziwisz się?
Santo rzekł:
– Nevada to stan mormonów. Dla nich to to samo co Nowy Jork dla Włochów.
Moe rzekł:
– Chciałeś powiedzieć dla Żydów.
Johnny się roześmiał.
– To poważna kwestia. Hughes będzie chciał wybrać własnych ludzi.
Sam zakaszlał.
– Nie możemy sobie tego odpuścić. Musimy zatrzymać naszych ludzi w branży.
Littell rozkroił jabłko.
– Znajdziemy naszych własnych mormonów. Wkrótce będę rozmawiał z człowiekiem zawiadującym Związkiem Zawodowym Pracowników Kuchni.
Moe rzekł:
– Wayne’em Tedrowem Seniorem.
Sam rzekł:
– On nienawidzi Włochów.
Moe:
– Za Żydami też nie przepada.
Santo rozpakował cygaro.
– Dla mnie to bzdury. Najważniejsze, żeby w branży byli nasi ludzie.
Johnny rzekł:
– Zgadzam się.
Moe wyrwał Santowi cygaro.
– Chcesz mnie zabić?
Carlos rozpakował batonik Mars.
– Na tym zakończmy na razie, co? Rozmawiamy o nie wiadomo jak dalekiej przyszłości.
Littell rzekł:
– Zgadza się. Pan Hughes jeszcze przez jakiś czas nie będzie miał tych pieniędzy.
Sam obrał banana.
– To twoje pięć minut, Ward. Wiem, że masz do powiedzenia coś jeszcze.
Littell rzekł:
– Prawdę mówiąc, cztery rzeczy. Dwie ważne i dwie mniej ważne.
Moe przewrócił oczami.
– No to gadaj. Jezu, jak tego faceta trzeba poganiać.
Littell się uśmiechnął:
– Po pierwsze, Jimmy jest świadom swojej sytuacji i nie może tego znieść. Zamierzam zrobić, co w mojej mocy, żeby nie trafił do więzienia, dopóki nasz plan z księgami nie zostanie wdrożony.
Carlos się uśmiechnął.
– Gdyby Jimmy się dowiedział, że ukradłeś księgi, to już on by cię wdrożył.
Littell potarł oczy.
– Zwróciłem je. I nie mówmy już o tym.
Sam rzekł:
– Wybaczamy ci.
Johnny rzekł:
– Żyjesz przecież, no nie?
Littell zakaszlał.
– Bobby Kennedy prawdopodobnie poda się do dymisji. Nowy prokurator generalny może mieć własne plany wobec Las Vegas, a pan Hoover może nie być w stanie im przeszkodzić. Postaram się wyświadczyć mu parę przysług, dowiedzieć się, czego się da, i wszystko wam przekazać.
Sam rzekł:
– Bobby, ten fiut złamany.
Moe rzekł:
– To pierdolone złe nasienie.
Santo rzekł:
– Ten