Nieodgadniona. Remigiusz Mróz
że ona także poskładała już wszystko w logiczną całość. Być może zrobiła to już dawno, znacznie szybciej ode mnie. Może nawet w momencie gdy zobaczyła, jak podpisana jest taśma.
Jola Kliza.
Skoro ona przysłała mi tę kasetę, musiała w jakiś sposób dostać się do domu Reimannów, zanim trafiła tam policja. Zabrała stamtąd taśmy i komórkę młodego. A teraz zarówno jedno, jak i drugie pojawiło się w Opolu.
Spojrzałem na Kas, starając się przesądzić, czy wie więcej niż ja. Przez chwilę o tym rozmawialiśmy i szybko stało się jasne, że oboje przyjęliśmy taką samą wersję. Jedyną logiczną.
– Ale co ona chce w ten sposób osiągnąć? – zapytałem.
– Nie wiem.
– I myślisz, że naprawdę mogłaby porwać twojego syna?
Kasandra bezradnie rozłożyła ręce.
– Aż tak dobrze jej nie znałam. Dogadywałyśmy się, ale na stopie zawodowej.
– Dopóki jej nie wyrzuciłaś – zauważyłem. – Może o to chodzi?
– Nie ja, tylko Robert. Robiłam wszystko, żeby ją ochronić.
Chciałem odparować, że najwyraźniej nie wszystko, ale w porę ugryzłem się w język. Kas żyła nie tyle w toksycznym, ile w radioaktywnym związku. Właściwie cudem było, że przetrwała tak długo i zdołała się z niego wyrwać.
Być może nie powinno mnie dziwić, że z Glazurem jej nie wyszło. Trauma nie znikała, nawet jeśli usilnie oddalaliśmy się od przeszłości. Coś o tym wiedziałem.
– Tak czy inaczej, czymś jej podpadłaś – zauważyłem. – Bo ta kaseta z pewnością miała naprowadzić mnie na trop tego, co się naprawdę stało.
– Ale jak ją tutaj zostawiła?
– Tego nie wiem. Wydźwięk jednak jest jasny.
– I niepotrzebny, bo nawet bez niego miałabym świadomość, że to atak na mnie. W końcu uprowadziła moje dziecko, Wern.
– O ile to ona.
– Sam mówisz, że nie ma innej opcji.
– Opcje są – odparłem. – Tyle że ta jest najbardziej prawdopodobna.
Mściła się na niej? Jeśli tak, to być może powinienem podejmować u siebie nie Kasandrę, ale Klizę. I to wespół z nią zrobić wszystko, by osoba, która ukradła tożsamość mojej narzeczonej, poniosła tego konsekwencje.
Nie miałem siły się nad tym zastanawiać. Nie tej nocy. Potrzebowałem trochę odpoczynku, Kasandra z pewnością też. Zaproponowałem, żeby zajęła pokój, który naprędce uczyniłem gościnnym. W rzeczywistości była to moja jedyna sypialnia, ale nie miałem nic przeciwko przespaniu się na kanapie.
Nie sądziłem, że Kas skorzysta z propozycji, ale od razu się zgodziła. Być może wolała ryzykować spędzenie reszty nocy tutaj niż rozpoznanie na ulicy. W Opolu było trochę osób, które pamiętały Ewę – i gdyby ktoś przypadkiem zobaczył tak podobną do niej osobę, z pewnością szybko by zareagował.
Nie mogąc zasnąć, przewracałem się z jednego boku na drugi jak ryba wyrzucona z wody. Początkowo łudziłem się, że to tylko chwilowe. Że myśli nagle zwolnią i zaniechają uporczywej gonitwy za własnym ogonem. Po godzinie czy dwóch wiedziałem już, że próba zapadnięcia w sen nie ma sensu.
Wyciągnąłem piwo z lodówki, usiadłem przed telewizorem i uruchomiłem sprzęt tylko po to, by wyjąć kasetę. Przyglądałem się jej jak relikwii. W pewnym momencie musiała znajdować się w rękach Ewy. Próbowałem wyłowić z pamięci widok jej dłoni, które tak dobrze znałem, ale bez powodzenia. Jedenaście lat to szmat czasu.
Przyjrzałem się zamazanej części etykiety, przekonany, że to moja narzeczona musiała opisać kasetę. Ale kto w takim razie zakrył wszystko czarnym markerem? Kliza? W jakim celu miałaby to robić?
Podniosłem taśmę tak, by zmienił się kąt padania światła. Zacząłem przyglądać się jego refleksom, próbując znaleźć ułożenie, dzięki któremu mógłbym coś zobaczyć.
W końcu mi się udało. Dostrzegłem napis znajdujący się pod ciemnym flamastrem.
„3/15”.
Zbliżyłem kasetę jeszcze bardziej, niepewny, czy mi się nie przywidziało.
Nie, rozpoznałem trójkę i piętnastkę. Ale co to oznaczało? Że taśma jest trzecią z piętnastu? Wydawało się to wątpliwe, bo na nagraniu Ewa opowiadała naszą historię od samego początku. Co miałoby znajdować się na dwóch wcześniejszych?
Spojrzałem w kierunku sypialni. Kas oczywiście twierdziła, że jest więcej kaset, ale aż piętnaście? Ewa przekazała na tej niemal wszystko. Musiałem także założyć, że Kasandra celowo wprowadza mnie w błąd, mimo że w tej chwili nie potrafiłem sobie wyobrazić, po co miałaby to robić.
Niedających mi spokoju pytań było zbyt wiele, a ja w końcu uznałem, że pora uzyskać choćby cząstkowe odpowiedzi. Podniosłem się i ruszyłem w stronę zamkniętych drzwi, by porozmawiać z Kas.
Nie zdążyłem. Wybiegła z pokoju roztrzęsiona, posyłając mi przestraszone, zdezorientowane spojrzenie.
– Co się stało? – zapytałem mimo woli.
– Wiem, gdzie… – Odchrząknęła niepewnie. – Wiem, gdzie jest Wojtek – dodała, a potem wyciągnęła w moją stronę komórkę.
Zerknąłem na wyświetlacz z niedowierzaniem.
– Musisz mi pomóc, Wern – powiedziała.
Byłem gotów to zrobić. Mimo niepokojącego poczucia, że znów jestem rozgrywany. I że ładuję się w coś, czego do końca życia będę żałował.
4
Nie miałam większych nadziei, że sprawdzanie lokalnych mediów podsunie mi jakikolwiek trop w sprawie Wojtka. Mimo to przeglądałam dobrze znane mi strony, dzięki którym swojego czasu dowiadywałam się wszystkiego, czego mogłam, na temat Opola.
Lokalna Wyborcza. Opole24.pl. Nowa Trybuna Opolska. Magazyn Opolski. Wszystko to znałam aż za dobrze i wiedziałam, gdzie szukać najświeższych doniesień. I to właśnie w jednym z tych serwisów znalazłam informację, która sprawiła, że zupełnie zamarłam.
Szok był krótkotrwały. Zaraz potem wybiegłam z sypialni i zobaczyłam stojącego przed progiem Wernera. Po tym, jak podałam mu komórkę i poprosiłam o pomoc, widziałam już, że mi jej udzieli.
– Możesz mnie tam zabrać? – zapytałam trzęsącym się głosem.
Od razu skinął głową, a potem chwycił za kurtkę.
Chwilę później jechaliśmy już starą felicią w kierunku Witosa, a ja nerwowo sprawdzałam kolejne portale i odświeżałam Opole24, licząc na to, że pojawią się nowe wieści.
– Jest coś? – spytał Wern.
– Nie.
Wciąż tylko tyle, że odnaleziono chłopca o nieustalonej tożsamości, z którym nie ma żadnego kontaktu. Nie było przy nim żadnych dokumentów, telefonu ani jakichkolwiek innych przedmiotów.
Dziennikarze podawali, że trafił na OIOM w szpitalu przy Witosa. Miał obrażenia głowy, ale niezagrażające życiu. Znajdował się jednak w stanie śpiączki, o czym boleśnie przekonywały nie tylko treść artykułu, ale także zdjęcie pod nim.
Ktoś najwyraźniej uznał, że identyfikacja dziecka jest w tej chwili najważniejsza. Zamieszczono fotografię