Wyprawy krzyżowe. Zderzenie dwóch światów. Marcin Sałański
i najpewniej wywodzący się z arabskiego rodu. Na ironię losu zakrawa fakt, że to właśnie arabski cesarz celebrował uroczystości z okazji tysiąclecia państwa rzymskiego. Jego arabscy pobratymcy żyjący w granicach Cesarstwa lub poza nim byli na ogół albo rolnikami, albo grupowali się w miastach, prowadząc handel pachnidłami lub korzeniami. Wielu Arabów prowadziło też koczowniczy tryb życia. Byli uwikłani w nieustające szczepowe vendetty i walki o nowe pastwiska. Modlili się do wielu bogów, ale nieobcy był im wpływ judaizmu czy chrześcijaństwa. W 571 r. mieszkańcy Mekki i Jemenu oraz lokalni beduini sprzymierzyli się jednak, by walczyć w obronie Półwyspu Arabskiego przed Aksumitami. Wtedy zaczęło się rodzić u nich poczucie wspólnotowości. Brakowało jej jeszcze religijno-ideowego spoiwa.
Sytuacja zmieniła się dzięki pojawieniu się Mahometa. Świat arabski znalazł czynnik spajający. Po 622 r. uzbrojeni zwolennicy Proroka podbijali stopniowo kolejne ludy i nawracali je na nową wiarę – islam. Kolejni zwolennicy tej monoteistycznej religii stworzyli podwaliny pod teokratyczne władztwa Umajjadów, Fatymidów i w przyszłości całego świata muzułmańskiego. Między 632 a 718 r. muzułmanie wykorzystali osłabienie cesarstwa bizantyjskiego i upadającego państwa perskiego. Umajjadzi podbili ziemie rozciągające się od Atlantyku po Ocen Indyjski, od Pirenejów po Himalaje, od Garonny po Indus.
Od samego początku podbój ten miał dla nich wymiar religijny. Był bowiem wysiłkiem dokonywanym na ścieżce Boga. Od samego początku idea świętej wojny była zatem wpisana w muzułmańską mentalność. Bycie dobrym człowiekiem nie opierało się tylko na obronie dobra, ale i na aktywnym zwalczaniu zła. Co znamienne, u podstaw tej islamskiej wojny sprawiedliwej legła nie chęć konwersji podbitych ludów, lecz sam podbój. Następcy Mahometa gloryfikowali podbój, gdyż był on podstawową formą działań Mahometa i jego zwolenników. Wraz z podbojem Wschodu naturalnym kierunkiem dalszej ekspansji stał się Zachód. Na początku VIII w. padła Kordowa. W roku 713 Umajjadzi zdobyli Sewillę i Toledo. W trzy lata później Arabowie wyruszyli do Langwedocji, aby w 719 r. podbić Narbonę i szykować się do ataku na Akwitanię.
Królewski majordom
Tymczasem na zgliszczach Cesarstwa Zachodniorzymskiego w V–VI w. powstało państwo Franków salickich pod wodzą pierwszego chrześcijańskiego władcy frankijskiego – Chlodwiga. Rządząc na ziemiach dawnej Galii, podporządkował sobie Akwitanię, Prowansję, Burgundię, a także północ kraju. Następcy Chlodwiga doprowadzili jednak do licznych podziałów, stwarzających warunki do powstawania nowych układów terytorialnych. Neustria i Austrazja oraz centrum państwa merowińskiego zaczęły walczyć między sobą, a Akwitania i Burgundia zdobyły niezależność. Władza merowińskich królów była iluzoryczna. Szanowano ją głównie ze względu na jej ideologiczny i quasi-religijny charakter. Realną władzę na niektórych ziemiach merowińskich sprawowali urzędnicy tzw. maiores palatii albo po prostu majordomowie. Jednym z pierwszych majordomów Austrazji został Pepin I wynagrodzony przez króla Neustrii Chlotara II za jego wsparcie podczas wojny o objęcie tronu Austrazji. Funkcja majordoma dawała Pepinowi I ogromne uprawnienia. Po śmierci króla Chlotara I Pepin sprawował faktyczną władzę i dał początek dynastii Karolingów, której przedstawiciele najpierw zjednoczyli całe państwo Merowingów, a potem sami zostali królami Franków.
W VIII w. żyjącym potomkiem Pepina był Karol. W 717 r. po wewnętrznych niesnaskach po śmierci ojca został on majordomem Austrazji i jej króla Chlotara IV, którego sam namaścił na władcę. Niewiele czasu zajęło ambitnemu Karolowi zjednoczenie Austrazji i Neustrii pod rządami kolejnego króla, Chilperyka II. Już w 719 r. Karol został faktycznym władcą dwóch frankijskich królestw. Jego pozycja była na tyle silna, że w obu państwach uchodził za prawdziwego władcę nawet w opinii współczesnych. Z czasem udało mu się nawet rozciągnąć swoje wpływy, dzięki „podstawionym” władcom, na ziemie Turyngii, Alzacji i Alemanii. Jednym z problemów, z jakimi musiał się jednak borykać, były nadal niezależne ośrodki władzy w Burgundii, Prowansji i Akwitanii, rządzonej przez diuka Odona. Karol zastanawiał się, jak podporządkować sobie te ziemie. Skomplikowanym intrygom politycznym i wojskowym planom przyszły z pomocą nieprzewidziane wydarzenia mające miejsce na północy jego władztwa. Zbliżał się najazd muzułmanów.
Niewzruszeni jak mur
Arabowie pod Paryżem (mal. Julius Schnorr von Carolsfeld)
Już w 721 r. Arabowie stanęli pod Tuluzą, lecz – jak podaje Liber Pontificalis – zostali stamtąd odepchnięci dzięki interwencji diuka Odona, który pozbawił życia ponad 300 tys. Saracenów. Zwycięstwo władcy Akwitanii zyskało szeroki rozgłos i wieści dotarły nawet do Rzymu.
Po tym zwycięstwie Odon nie myślał jednak w kategoriach świętej wojny i obrony chrześcijaństwa. Wykorzystał natomiast wzmocnienie swej pozycji, by zawrzeć porozumienie z wrogami Karola: biskupem Reims Rygobertem i dawnym majordomem Neustrii Ragenfredem. Zaraz potem doszło z kolei do porozumienia między Odonem a berberyjskim zarządcą Munuzą. W 731 r. Karol spustoszył jednak ziemie Odona, osłabiając jego pozycję i Akwitanię. Fakt ten rychło wykorzystał nowy namiestnik Al-Andalus. Wraz z 30 tys. arabsko-berberyjskich jeźdźców ograbił i spustoszył ziemie diuka Odona. Jego celami stały się m.in. przedmieścia Bordeaux czy Saint-Hilaire de Poitiers. Pokonany na każdej linii Odon nie miał innego wyjścia i poprosił o pomoc swego byłego wroga – Karola. Ten odpowiedział na wezwanie. W październiku 732 r. nieopodal Poitiers stanął naprzeciwko wojsk arabskich.
W owym okresie wojska frankijskie i arabskie mogły mieć porównywalną liczebność. Te pierwsze składały się w większości z lokalnych sił zdeterminowanych do obrony swych ziem. Trzon armii tworzyła jednak doświadczona i ciężkozbrojna elita, od wielu lat uczestnicząca w kampaniach wojennych Karola. Jego armię uzupełniały ponadto kontyngenty alemańskie i bawarskie. Dla samego Karola bitwa miała głównie wymiar polityczny. Dla zwykłych żołnierzy była walką z najeźdźcą o obcych zwyczajach i innym wyglądzie. Ważne znaczenie miał więc także wymiar kulturowy. Dla prostych Franków mogło to rzeczywiście być zderzeniem cywilizacji, choć nie potrafili tego jeszcze tak nazwać. Dla Arabów sytuacja nie przedstawiała się więc dobrze. Wojska Karola i Odona były zdeterminowane, by bronić swoich ziem. Byli to ponadto wytrwali i doświadczeni wojownicy, a nie zmęczeni i dogorywający Persowie czy Wizygoci.
O przebiegu samej bitwy niewiele nam dziś wiadomo ze względu na brak wiarygodnych źródeł. Najbardziej wiarygodna kronika mozarabska, pochodząca z 750 r., z jednej strony precyzyjnie opisywała frankijską taktykę ciężkozbrojnych piechurów, a z drugiej przedstawiała literacko ubarwione opisy arabskich falang. Dlatego też można tylko w przybliżeniu zrelacjonować przebieg bitwy.
Na pewno walki trwały cały tydzień. Karol i Odon uformowali czworobok i opierali nieprzerwane ataki Arabów. Schronieni za żelaznymi tarczami, z włóczniami wbitymi w ziemię sukcesywnie odpierali kolejne rajdy arabskiej jazdy. W powietrzu śmigały ciskane pociski, włócznie. Miecze i topory cięły końskie stawy, następnie wykańczały jeźdźców. Arabowie daremnie próbowali przecisnąć się przez mur tarcz. Mozarabski kronikarz pisał, iż Frankowie walczyli, pozostając niewzruszeni jak mur. W efekcie Arabowie z ogromnymi stratami musieli w końcu zrezygnować z walki. Pozostawiając swoje łupy, wycofali się spod Poitiers, aby nigdy więcej już nie zaatakować ziem francuskich.
Mahomet w Mekce
Machabeusz spod Poitiers
Zwycięstwo pod Poitiers przez jednych uznawane jest za drugorzędne wydarzenie historyczne, przez innych gloryfikowane. Czy można dziś jednoznacznie je ocenić? Henri Pirenne ma rację, że skala bitew pod Poitiers czy na Polach Katalaunijskich jest nieporównywalna, bowiem Attyla od samego początku