Naśladowca. Erica Spindler

Naśladowca - Erica  Spindler


Скачать книгу
moje życie. W dodatku…

      Urwała i potrząsnęła głową. Nie chciała o tym mówić. Nie chciała obarczać swojego dziecka tymi problemami.

      – Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa – podjęła po chwili. – Że ci tam dobrze. Myślę o tobie codziennie. Kocham cię.

      Pochyliła się, żeby poprawić kwiaty. Nie miała ochoty odchodzić. Może gdyby poczekała dostatecznie długo, Sadie w końcu by się obudziła…

      Zadzwoniła jej komórka. Kitt zrobiła parę kroków w stronę alejki i odebrała telefon. Obejrzała się jeszcze na grób córki.

      – Tak, słucham?

      – Cześć, Kitt.

      Poczuła, jak zjeżyły jej się włoski na karku. Morderca Śpiących Aniołków! Skąd ma numer jej komórki?

      – Nie lubię takich sytuacji – rzuciła. – Ty wiesz, jak się nazywam, a ja nie znam twojego imienia.

      – Ale wiesz, kim jestem.

      – Wiem, kim mówisz, że jesteś – poprawiła go.

      – Racja – przyznał. – Załatwiłaś to, o czym mówiłem?

      – Rozmawiałam z szefem.

      – I?

      – Potraktował sprawę bardzo poważnie.

      – Ale nie na tyle, żeby dać ci to śledztwo.

      – Policja nie pracuje w ten sposób i…

      – Dobrze, wobec tego zginie następna dziewczynka – powiedział beznamiętnym tonem. – Mogłabyś temu zapobiec.

      – Jak? – spytała, czując, jak jej puls przyspiesza.

      – Tylko ja popełniam przestępstwa doskonałe. Ten morderca to żałosny naśladowca. Działa zbyt szybko i pochopnie. Nie zna moich tajemnic.

      – Jakich tajemnic? – Ścisnęła mocniej telefon. Próbowała się opanować, nie chciała zdradzać, jak bardzo jest podniecona. – Jeśli mi powiesz, to może zdołam go złapać.

      – Znam też twoje tajemnice, Kitt.

      Powiedział to cicho, a jednocześnie w jego słowach wyczuła dumę. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi.

      – Jakie tajemnice?

      – Mogłaś mnie złapać, ale byłaś na to zbyt pijana. Popełniłem jeden głupi błąd, ale zapewniam, to już się nie powtórzy.

      Kitt stała oniemiała. Przeszłość przygniotła ją niczym ogromny głaz, niestety nie umiała o tym zapomnieć. Jedna z matek zadzwoniła na policję, twierdząc, że morderca namierzył jej córkę. Że ją śledził.

      W tym czasie mieli setki podobnych sygnałów. Starali się je sprawdzać, ale brakowało im ludzi, żeby obserwować wszystkie dziewięcio- i dziesięciolatki w Rockford.

      Coś ją jednak tknęło, kiedy rozmawiała z tą kobietą. Poszła z tym do szefa, który odmówił wysłania ludzi. Powiedział jej też, że ze względu na swój stan powinna dać sobie z tym spokój.

      Tydzień wcześniej odbył się pogrzeb Sadie.

      Złamała wszystkie zasady i pojechała tam sama. Zastawiła pułapkę, o której nie poinformowała przełożonych.

      Spędzała noce przed tym domem, nie żałując sobie alkoholu. Bez tego wspomagania zamarzłaby na śmierć.

      Tak przynajmniej sobie wmawiała. Oczywiście było to kłamstwo, alkohol miał uśmierzyć ból po stracie córki.

      Po tygodniu w końcu wypatrzyła podejrzanego mężczyznę. Zupełnie nie pasował do tej okolicy i zachowywał się dziwnie. Zamiast jednak zadzwonić po posiłki, zdecydowała się na samotny pościg.

      Wydawało jej się, że ma dużo siły, ale potknęła się na pierwszej przeszkodzie. Była kompletnie pijana. Od razu straciła przytomność, a kiedy się ocknęła, mężczyzna zniknął.

      Już nigdy tam nie wrócił i stał się jeszcze ostrożniejszy.

      Szef wpadł we wściekłość. Morderca mógł ją przecież zabić albo zabrać jej broń.

      Kitt potrząsnęła głową, powoli wracając do rzeczywistości. Musi skupić się na tej rozmowie i zadaniu, które ma do wykonania. Tylko dwie osoby w całej policji w Rockford wiedziały o tym, co się stało – Sal i Brian.

      Morderca zabił jeszcze jedną dziewczynkę, a potem gdzieś się przyczaił. Aż do teraz.

      – Dobra, punkt dla ciebie – powiedziała. – Wiesz, kto jest naśladowcą?

      – Możliwe – rzekł z udawaną skromnością i zaśmiał się.

      – Więc powiedz, a ja go złapię.

      – Tak po prostu? Ja lubię się bawić.

      Przed oczami stanęło jej ciało Julie Entzel, a potem jej zrozpaczeni rodzice. W uszach miała ich zduszony płacz.

      – To żadna zabawa, ty skurwielu!

      Zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.

      – Jak dla kogo. Na razie to ja rozdaję karty. Cóż, czas się pożegnać.

      – Czekaj! Jak mam do ciebie mówić?

      – Możesz mnie nazywać Orzeszek – rzucił lekko.

      I rozłączył się.

      ROZDZIAŁ DWUNASTY

      Czwartek, 9. marca, 2006

      godz. 7.25

      Kitt stała w alejce, wciąż przyciskając aparat do ucha. Z trudem wciągnęła powietrze do płuc. Orzeszek. Właśnie tak nazywali Sadie, bo była malutka, krucha i słaba z powodu białaczki.

      Jak ten potwór śmiał użyć ich pieszczotliwego określenia?! W jego ustach zabrzmiało wręcz nieprzyzwoicie. Gdyby mogła, udusiłaby go własnymi rękami.

      Przełknęła ślinę i włożyła telefon do futerału przy pasku. Ruszyła w stronę parkingu i po chwili wsiadła do samochodu. Nie zapaliła jednak silnika. Morderca najwyraźniej się z nią bawił. Zdobył skądś jej numer i dowiedział się, jak mówili na Sadie.

      Ciekawe, co jeszcze o niej wie?

      Wszystko. A przynajmniej tak musiała założyć. W dodatku traktował to jak zabawę albo grę w karty. Niestety, jak każdy dobry gracz znał wszystkie słabości przeciwnika.

      Odetchnęła głęboko, starając się uspokoić i spojrzeć na całą sprawę z dystansu. Wyjęła komórkę i zadzwoniła do Sala.

      – Cześć, Sal. Tu Kitt – rzuciła szybko. – Znowu miałam od niego telefon. Za chwilę będę w pracy.

      Dojechała do biura chwilę po Salu. Szef czekał na nią przy windzie. Wsiedli do niej razem, a następnie Sal wcisnął dwójkę.

      – Co nowego? – spytał.

      – Sprawa wygląda bardzo poważnie. On wie o tej nocy, kiedy go śledziłam. I wie, dlaczego wtedy zawiodłam.

      Rysy mu się wyostrzyły.

      – Co jeszcze?

      – Powiedział, że umrze następna dziewczynka.

      Zatrzymali się na piętrze. Drzwi się otworzyły, ruszyli do wydziału zabójstw.

      – Kiedy?

      – Nie wie tego dokładnie, ale jego zdaniem naśladowca działa zbyt pochopnie, jest więc szansa, że popełni jakiś błąd.

      Weszli do środka. Nan przywitała się z nimi wesoło i podała Salowi stos


Скачать книгу