Naśladowca. Erica Spindler

Naśladowca - Erica  Spindler


Скачать книгу
krawaty, by w ten sposób maskować powstające podczas lunchu plamy. Mimo że tak bardzo różnił się od Sala, współpraca układała im się nadzwyczaj dobrze. Ostatecznie kiedyś pracowali jako partnerzy.

      Sal zaczął mu wyjaśniać sytuację i właśnie wtedy zadzwoniła komórka Kitt.

      – Tak, słucham?

      – Cześć, Kitt. Tu Brian. Niestety, to była komórka na kartę. Mam nazwę sklepu, w którym ją sprzedano.

      No tak, jest sprytniejszy niż przeciętny przestępca.

      – Trudno, trzeba będzie tam pojechać. Może nam się poszczęści.

      Pożegnali się i Kitt wyłączyła komórkę. Następnie poinformowała zebranych o nikłych wynikach poszukiwań.

      Sierżant Haas słuchał w skupieniu, a potem skinął głową.

      – Dobra, spróbujemy namierzyć każdego, kto zadzwoni do ciebie do pracy lub do domu. Wszystko też będziemy nagrywać. – Haas zwrócił się do Riggio. – Czy są już wyniki sekcji zwłok?

      – Tak, odebrałam je wczoraj wieczorem. Niestety nie ma w nich nic nowego. Uduszono ją, tak samo jak trzy poprzednie ofiary. Nie miała nic za paznokciami. Żadnych śladów gwałtu. Żadnych ran, poza krwiakiem na czole.

      – Skąd się wziął? – spyta Sal.

      – Anatomopatolog twierdzi, że to odcisk kciuka.

      – Ten facet jest jak cień – mruknął White. – Nie zostawia żadnych śladów. Przeczesaliśmy całe sąsiedztwo, ale niczego nie znaleźliśmy. Nikt też nie widział nic podejrzanego.

      – Agencja nieruchomości obiecała przygotować na dzisiaj listę osób, które oglądały ten dom – powiedziała Riggio.

      – Jakieś odciski palców?

      – Chłopcy z laboratorium jeszcze je sprawdzają. Jak do tej pory wszystko w

      ygląda tak samo jak przy trzech poprzednich morderstwach.

      – Pomijając ręce – zauważyła Kitt. – A to bardzo duża różnica.

      Wszyscy w pokoju zamilkli. Porucznik Riggio odezwała się pierwsza.

      – Skąd pewność, że facet, który do ciebie dzwonił, to nie jakiś psychol? Dzisiejsza „Register Star” opisuje całą historię na pierwszej stronie. Nie zdziwiłabym się, gdybyśmy mieli więcej takich telefonów.

      – Możliwe. Czy chcesz przez to powiedzieć, że powinniśmy zignorować ten ślad?

      Riggio zawahała się.

      – Jasne, że nie.

      – Kitt?

      – Tak, szefie?

      – Informuj mnie, kiedy znów się do ciebie odezwie. I pamiętaj, masz go trzymać jak najdłużej przy telefonie.

      – Dobrze, a o czym powinnam z nim rozmawiać?

      – Wszystko jedno, byle tylko nie przerwał połączenia.

      Zwołane naprędce zebranie szybko się skończyło. Po chwili wyszli z pokoju Sala. Porucznik Riggio pochyliła się w stronę Kitt.

      – Dopięłaś swego – syknęła. – Znowu masz tę sprawę.

      – Przeszkadza ci to?

      – Nie, jeśli tylko będziesz pamiętać, że to ja za wszystko odpowiadam.

      – Nawet gdybym chciała o tym zapomnieć, na pewno mi nie pozwolisz. – Kitt uśmiechnęła się cierpko.

      Riggio spojrzała na nią tak, jakby szykowała się do konfrontacji. Kitt nie chciała do tego dopuścić.

      – Przepraszam, ale mam teraz ważne sprawy – powiedziała i odeszła.

      ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

      Środa, 8. marca 2006

      godz. 18.40

      M.C. nie przepadała za środowymi wieczorami, a konkretnie czasem między godziną szóstą trzydzieści a ósmą trzydzieści. Nazywała te dwie godziny „rodzinnym pieczeniem” i nie chodziło tylko o to, że wraz z piątką rodzeństwa zbierali się wówczas w rodzinnym domu, żeby zjeść sutą kolację. Jednak wspólny posiłek był jedynie pretekstem do „przypiekania” innego rodzaju. Właśnie wtedy matka wyciągała z nich wszystkie szczegóły ich prywatnego życia.

      M.C. już czuła podmuch płomieni na twarzy, gdyż zwykle stanowiła ulubioną przystawkę matki. Wydawało się, że matka raczej nigdy jej nie zaakceptuje, zupełnie jakby nie umiała dostrzec w niej nic dobrego i wartościowego. Kiedyś M.C. bardzo to martwiło, jednak z czasem stało się obojętne. Zrozumiała, że woli być sobą, niż udawać kogoś innego, byle tylko zadowolić matkę.

      Nie odważyła się jednak wystąpić otwarcie przeciw rodzinnemu rytuałowi i tylko była coraz bardziej wkurzona na bandytów za to, że właśnie w środę robią sobie wolne. Gdyby tak jeden z drugim wziął się do roboty, miałaby dobrą wymówkę.

      Zatrzymała się przed domem, w którym się wychowała. Był to duży, jednopiętrowy budynek, który okazał się wystarczający nawet dla tak licznej rodziny. Zasępiła się jeszcze bardziej, kiedy pomyślała o Kitt Lundgren i jej anonimowym rozmówcy.

      Czy to możliwe, że Kitt wymyśliła wszystko, żeby ponownie włączono ją do śledztwa? Czy posunęłaby się do takiej mistyfikacji?

      Jeśli plotki na temat jej obsesji związanej z tą sprawą były prawdziwe, to mogła zrobić praktycznie wszystko.

      M.C. zawstydziła się trochę swoich podejrzeń. Westchnęła i spojrzała na werandę. Stali tam Michael i Neil, pogrążeni w rozmowie. Uśmiechnęła się do siebie. Jakiś czas temu nadała rodzeństwu przydomki: Pracuś, Nieudacznik i Trzech Lizusów. Najstarszy, Michael, czyli Pracuś, został w końcu kręgarzem. Co prawda matka wolałaby, żeby był księdzem, ale skoro jak pozostali bracia nie stronił od seksu i uroków życia, musiała zadowolić się tym, że ma syna „doktora”, jak chwaliła się sąsiadkom.

      Neil był Nieudacznikiem i uczył matematyki w katolickiej szkole średniej, do której wcześniej wszyscy chodzili, a także zajmował się trenowaniem szkolnej drużyny zapaśniczej. Trudno byłoby chyba o bardziej normalnego człowieka. Neil zdecydował się też poświęcić dla dobra rodzeństwa i ożenił się jako pierwszy. Dał też matce pierwszego, i jak do tej pory jedynego, wnuka.

      Trzej najmłodsi chłopcy, Tony, Max i Frank, czyli Lizusy, postanowili wspólnie zainwestować, a także wykorzystać przepisy „kochanej mamusi” i otworzyli włoską restaurację o nazwie (a jakże!) „Mama Riggio”. W tej chwili mieli już dwa lokale w Rockford i planowali otwarcie trzeciego na przedmieściach Chicago.

      M.C. bardzo kochała swoich braci. Nawet tego, który wpadł na pomysł udekorowania restauracji starymi rodzinnymi fotografiami, w tym jedną, na której miała aparat na zębach i krosty na całej twarzy. Pokazywał ją nawet niektórym zaprzyjaźnionym klientom.

      – To nasza siostra, Mary Catherine. Wiesz, ciągle jest panną…

      Gdy o tym myślała, aż zaciskała pięści ze złości…

      M.C. odpędziła niewesołe myśli i wyskoczyła z terenówki.

      – Cześć, chłopaki.

      – Cześć, stara! Fajnie wyglądasz! – krzyknął w jej stronę Neil.

      M.C. zatrzasnęła drzwiczki wozu.

      – Dzięki. Specjalnie tak się ubrałam, żeby wystraszyć mamę.

      Włożyła same czarne rzeczy, a włosy związała w koński ogon.

      – Masz


Скачать книгу