Paragraf 22. Joseph Heller

Paragraf 22 - Joseph Heller


Скачать книгу
czterdziestu lotów i że zmuszanie nas do pięćdziesięciu pięciu to jego własny pomysł.

      – Nic mi o tym nie wiadomo – odpowiedział major Major. – Pułkownik Cathcart jest naszym przełożonym i musimy wykonywać jego rozkazy. Może pan zaliczy te cztery loty, a wtedy się zobaczy?

      – Nie chcę.

      Co tu można zrobić? – zadał sobie znowu pytanie major Major. Co można zrobić z człowiekiem, który patrząc ci wprost w oczy, mówi, że woli raczej umrzeć, niż dać się zabić na wojnie, który co najmniej dorównuje ci dojrzałością i inteligencją, a ty musisz udawać, że tego nie widzisz? Co można mu odpowiedzieć?

      – A jeżeli pozwolimy panu wybierać sobie najmniej niebezpieczne akcje? – zaproponował major Major. – W ten sposób zaliczy pan cztery spacerowe loty, nic nie ryzykując.

      – Nie chcę żadnych spacerowych lotów. Mam już dosyć tej wojny.

      – Nie chce pan chyba, żeby nasz kraj przegrał? – spytał major Major.

      – Nie przegramy. Mamy więcej ludzi, pieniędzy i sprzętu. Mamy dziesięć milionów ludzi w mundurach, z których każdy może mnie zastąpić. Część ludzi ginie na wojnie, ale większość w tym czasie bawi się i robi pieniądze. Niech ginie kto inny.

      – A co będzie, jeżeli wszyscy żołnierze po naszej stronie zaczną tak myśleć?

      – Wtedy musiałbym być skończonym idiotą, żeby myśleć inaczej niż wszyscy.

      Co by mu tu odpowiedzieć? – zastanawiał się major Major. W każdym razie nie to, że nic nie może dla niego zrobić. Mówiąc tak, dałby do zrozumienia, że zrobiłby coś, gdyby mógł, a to byłoby przyznaniem, iż uważa politykę pułkownika Korna za błędną lub niesprawiedliwą. Pułkownik Korn wypowiedział się w tej kwestii zupełnie jednoznacznie. Pod żadnym pozorem nie wolno powiedzieć, że nic nie może dla niego zrobić.

      – Żałuję – powiedział – ale niestety nic nie mogę dla pana zrobić.

      10

      WINTERGREEN

      Clevinger nie żył. Była to najpoważniejsza wada jego filozofii życiowej. Osiemnaście samolotów weszło w lśniącą białą chmurę nad wybrzeżem Elby pewnego popołudnia w drodze powrotnej ze spacerowego lotu nad Parmę; wyleciało z chmury siedemnaście. Nie znaleziono żadnego śladu tego jednego, ani w powietrzu, ani na gładkiej powierzchni nefrytowych wód w dole. Żadnych szczątków. Helikoptery krążyły wokół białej chmury aż do zmroku.

      W nocy chmura rozwiała się i rano Clevingera już nie było.

      Jego zniknięcie było czymś zdumiewającym, nie mniej zdumiewającym niewątpliwie niż Wielki Spisek w Lowery Field, kiedy to wszyscy mieszkańcy jednego z baraków – sześćdziesięciu czterech żołnierzy – znikli w dniu wypłaty i odtąd nikt już o nich nie słyszał. Dopóki Clevinger nie został tak przemyślnie wyrwany z szeregów żyjących, Yossarian sądził, że tamci żołnierze postanowili jednogłośnie tego samego dnia zdezerterować. Był nawet tak podniesiony na duchu tym przykładem masowej dezercji od świętych obowiązków, że uradowany pobiegł podzielić się radosną nowiną z byłym starszym szeregowym Wintergreenem.

      – I z czego się tak cieszysz? – Były starszy szeregowy Wintergreen uśmiechnął się szyderczo, stawiając brudny bucior na szpadlu i opierając się leniwie o ścianę jednej z głębokich, kwadratowych dziur w ziemi, których kopanie stało się jego specjalnością wojskową.

      Były starszy szeregowy Wintergreen był to złośliwy gnojek, który znajdował zadowolenie w swojej bezsensownej pracy. Za każdym razem, kiedy przyłapano go na samowolnym oddaleniu się z koszar, musiał za karę przez określoną liczbę dni kopać i zasypywać doły o rozmiarach dwa na dwa metry i na dwa metry głębokie. Ilekroć skończył odbywanie kary, natychmiast znowu oddalał się samowolnie. Były starszy szeregowy Wintergreen akceptował swoją rolę kopacza i zasypywacza dołów bez słowa skargi, z poświęceniem godnym prawdziwego patrioty.

      – To nie jest złe życie – rzucał sentencjonalnie. – A poza tym ktoś musi to robić.

      Był wystarczająco mądry, by rozumieć, że kopanie dołów w Kolorado nie jest takim złym zajęciem podczas wojny. Ponieważ nie było zbyt wielkiego zapotrzebowania na doły, mógł je kopać i zasypywać bez pośpiechu i nie groziło mu przepracowanie. Z drugiej jednak strony, po każdym sądzie polowym degradowano go do zwykłego szeregowca, a utratę belki odczuwał bardzo dotkliwie.

      – Dobrze było być starszym szeregowym – wspominał z rozrzewnieniem. – Byłem kimś i obracałem się w najlepszym towarzystwie, rozumiesz? – Na jego twarzy odmalował się wyraz rezygnacji. – Przeszło, minęło. Następnym razem zwieję jako zwykły szeregowiec i czuję, że to już nie będzie to samo. – Kopanie dołów nie miało przyszłości. – To nie jest nawet stałe zajęcie. Tracę je za każdym razem, kiedy kończy mi się kara. Jeżeli chcę je dostać z powrotem, muszę znowu zdezerterować. I tego też nie mogę powtarzać w nieskończoność. Jest pewien haczyk, paragraf dwudziesty drugi. Jeżeli jeszcze raz oddalę się samowolnie, pójdę do paki. Nie mam pojęcia, co będzie ze mną dalej. Jak się nie będę pilnował, mogę nawet trafić na front. – Nie chciał kopać dołów do końca życia, ale nie miał nic przeciwko temu zajęciu, dopóki trwała wojna. Był to jego wkład w wysiłek wojenny. – Jest to sprawa obowiązku – twierdził – który każdy z nas musi spełnić. Mój obowiązek polega na kopaniu dołów i robię to tak dobrze, że niedawno zostałem przedstawiony do Medalu za Wzorową Służbę. Twój obowiązek polega na tym, żeby się opieprzać w szkole oficerskiej i mieć nadzieję, że zanim z niej wyjdziesz, wojna się skończy. Obowiązkiem żołnierzy na froncie jest wygrać wojnę i chciałbym, żeby wykonywali swój obowiązek równie dobrze, jak ja wykonuję swój. Byłoby to niesprawiedliwe, gdybym musiał iść na front i wykonywać ich obowiązki, prawda?

      Pewnego dnia były starszy szeregowy Wintergreen, kopiąc jedną ze swoich dziur, przebił rurę wodociągu i omal się nie utopił, zanim go nieprzytomnego wyłowiono z wody. Ktoś puścił wiadomość, że znalazł ropę, i Wodza White Halfoata wyrzucono z bazy. Wkrótce każdy, komu się udało zdobyć łopatę, kopał gorączkowo w poszukiwaniu ropy. Ziemia tryskała na wszystkie strony; widok przypominał pewien ranek na Pianosie siedem miesięcy później, po nocy, w czasie której Milo, wszystkimi samolotami, jakie zgromadził w swoim syndykacie M i M, zbombardował obóz eskadry, a przy okazji także lotnisko, skład bomb i hangary, i wszyscy pozostali przy życiu ryli schrony w skalistym gruncie, przykrywając je płytami pancernymi kradzionymi z warsztatów naprawczych na lotnisku oraz postrzępionymi kawałkami brezentu, które obrywali sobie nawzajem z namiotów. Wódz White Halfoat został usunięty z Kolorado na pierwszą wieść o ropie i wylądował ostatecznie na Pianosie na miejscu porucznika Coombsa, który pewnego dnia, chcąc zobaczyć wojnę z bliska, wziął udział jako gość w wyprawie bombowej i zginął nad Ferrarą w samolocie Krafta. Yossarian miał wyrzuty sumienia, ilekroć przypomniał sobie Krafta, gdyż Kraft zginął, kiedy Yossarian po raz drugi naprowadzał samoloty na cel, a także dlatego, że Kraft został niewinnie zamieszany we Wspaniały Bunt Atabrynowy, który wybuchł na Puerto Rico podczas pierwszego etapu ich przelotu na front i zakończył się na Pianosie dziesięć dni później, kiedy to Appleby natychmiast po przybyciu wkroczył służbiście do kancelarii i zameldował, że Yossarian nie chce łykać tabletek atabryny. Urzędujący tam sierżant poprosił go, żeby usiadł.

      – Dziękuję, sierżancie, chętnie – powiedział Appleby. – Czy długo będę musiał czekać? Muszę jeszcze dzisiaj załatwić masę spraw, żeby móc jutro rano rześki i wypoczęty ruszyć do boju, gdy tylko zajdzie tego potrzeba.

      – Słucham?

      – O co


Скачать книгу