Zaręczona . Морган Райс

Zaręczona  - Морган Райс


Скачать книгу
się i z wciąż pulsującym w niej gniewem zauważyła stojącego za sobą Caleba. Powoli potrząsnął głową i spojrzał na nią z reprymendą we wzroku.

      – Już dość go sponiewierałaś. Zostaw go.

      Coś w głosie Caleba dotarło do jej umysłu.

      Niechętnie uniosła stopę.

      Zauważyła w oddali ogromną balię wypełnioną ściekami. Zauważyła też tłustą, ciemną maź przelewającą się przez jej brzegi i poczuła idący od niej smród.

      Idealnie.

      Schyliła się, podrzuciła mężczyznę w górę, mimo, że z pewnością ważył grubo ponad trzysta funtów, i przeszła z nim przez alejkę. Wrzuciła go do kadzi głową w dół.

      Wylądował z pluskiem. Zobaczyła jak utknął po szyję w odchodach. Z przyjemnością pomyślała o chwili, kiedy mężczyzna w końcu się obudzi i zda sobie sprawę, gdzie się znalazł. W końcu była usatysfakcjonowana.

      I dobrze, pomyślała. To właśnie jest twoje miejsce.

      Natychmiast przyszła jej na myśl Ruth. Podbiegła do niej i obejrzała ślad pozostawiony na jej karku przez pas; wilczyca kuliła się i powoli wracała do siebie. Caleb również podszedł i przyjrzał się jej uważnie. Ruth położyła głowę na kolanach Caitlin i zaskomlała. Ta pocałowała ją w czoło.

      Nagle Ruth otrząsnęła się, wyrwała z ich objęć i pobiegła przez alejkę w stronę dziewczynki.

      Caitlin obróciła się na pięcie. Nagle przypomniała sobie i również podbiegła do niej.

      Ruth zbliżyła się i zaczęła lizać ją po twarzy. Jej język rozproszył uwagę dziewczynki na tyle, że powoli jej histeryczne łkanie minęło. Siedząc na ziemi, w zabrudzonej sukience, ze śladami po uderzeniach pasa na plecach, z których zaczęła sączyć się krew, dziewczynka spojrzała ze zdziwieniem na Ruth.

      W miarę, jak Ruth lizała ją raz po raz, dziewczynka otworzyła szeroko oczy. W końcu wyciągnęła dłoń i powoli, z wahaniem pogłaskała Ruth. Potem objęła ją i przytuliła do siebie. Ruth odwzajemniła się, przysuwając jeszcze bliżej do dziewczynki.

      Zadziwiające, pomyślała Caitlin. Ruth wyczuła tę dziewczynkę z odległości kilku skrzyżowań. Wyglądało to tak, jakby obydwie znały się od wieków.

      Caitlin podeszła i uklękła przy dziewczynce. Podparła ją ręką i pomogła usiąść.

      – W porządku? – spytała.

      Zszokowana dziewczynka spojrzała na nią, potem na Caleba. Zamrugała powiekami kilkukrotnie, jakby zastanawiając się, kim są ci ludzie.

      W końcu, powoli, skinęła głową potakująco. Miała szeroko otwarte oczy i wyglądała na zbyt przerażoną, by cokolwiek powiedzieć.

      Caitlin sięgnęła dłonią i delikatnie sczesała zmierzwione włosy z jej twarzy. – Już dobrze – powiedziała. – Już nigdy więcej cię nie skrzywdzi.

      Dziewczynka przybrała minę, jakby zaraz znów miała zacząć płakać.

      – Jestem Caitlin – powiedziała. – A to Caleb.

      Dziewczynka spojrzała na nich wciąż bez słowa.

      – Jak masz na imię? – spytała Caitlin.

      Po kilku sekundach dziewczynka odparła:

      – Scarlet.

      Caitlin uśmiechnęła się.

      – Scarlet – powtórzyła. – Jakie piękne imię. A gdzie są twoi rodzice?

      Potrząsnęła głową.

      – Nie mam żadnych. A on jest moim opiekunem. Nienawidzę go. Codziennie mnie bije. Bez powodu. Nienawidzę go. Proszę, nie każcie mi wracać do niego. Nie mam nikogo innego.

      Caitlin odwróciła się w stronę Caleba i zobaczyła, że oboje pomyśleli to samo w tej samej chwili.

      – Jesteś już bezpieczna – powiedziała Caitlin. – Nie musisz już niczym się martwić. Możesz iść z nami.

      Oczy Scarlet rozwarły się szeroko ze zdziwienia i zachwytu. Niemal się uśmiechnęła.

      – Naprawdę? – spytała.

      Caitlin uśmiechnęła się do niej, wyciągnęła dłoń i Scarlet chwyciła ją, korzystając z pomocy, by stanąć na nogach. Caitlin zauważyła rany na jej plecach. Wciąż broczyły krwią. Poczuła, jak gdzieś głęboko odezwała się i zawładnęła nią moc. Przypomniała sobie nauki Aidena, słowa o mocy jednoczącej cały świat i poczuła głęboko w sobie moc, której jeszcze nie znała. Od zawsze miała w sobie moc, którą wywoływał gniew, jednak czegoś takiego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Ta moc była odmienna, nowa, rozchodziła się mrowieniem od stóp, przez całe ciało, ręce, aż po koniuszki palców.

      Była to moc uzdrawiania.

      Caitlin przymknęła oczy i delikatnie położyła dłonie na plecach Scarlet, tam, gdzie były ślady uderzeń. Zaczęła oddychać głęboko, wzywać moc całego świata, wiedzę przekazaną jej przez Aidena i wysłała ku dziewczynce białe światło. Poczuła, jak jej ręce stały się bardzo gorące, jak niewiarygodna energia zaczęła krążyć w całym jej ciele.

      Nie była pewna, ile minęło czasu do chwili, kiedy znów otworzyła oczy. Podniosła wzrok i zobaczyła gapiącą się na nią Scarlet z oczyma szeroko otwartymi ze zdziwienia. Caleb wpatrywał się w nią, równie zdumiony.

      Caitlin spuściła wzrok i zauważyła, że rany na plecach Scarlet całkowicie się zagoiły.

      – Jesteś czarodziejką? – spytała Scarlet.

      Caitlin uśmiechnęła się szeroko.

      – Coś w tym rodzaju.

      ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Sam szybował nad angielską ziemią wraz z Polly, która trzymała się jednak w pewnej odległości od niego. Ich skrzydła były w pełni rozpięte, ale daleko im było do siebie, jako że każde chciało zachować dystans. Samowi to odpowiadało i zakładał, że jej również. Lubił Polly. Naprawdę ją lubił. Lecz po niepowodzeniu z Kendrą, nie był gotowy zbliżyć się do kogokolwiek odmiennej płci jeszcze przez długi czas. Musiało minąć trochę czasu, zanim byłby w stanie zaufać komuś ponownie. Nawet komuś tak bliskiemu jego siostrze, jak zdawałoby się Polly.

      Lecieli już od kilku godzin i kiedy Sam spojrzał w dół, w świetle porannego słońca ujrzał bezkresne połacie pól uprawnych, sporadycznie poprzetykanych niewielkimi domkami, z których kominów ulatywał dym nawet w tak piękny, jesienny dzień. Zauważył pojedyncze osoby na podwórzu domostw, zajęte pracą przy odzieży, rozwieszające pranie na sznurach. Samych domów nie było jednak zbyt wiele. Cały ten krajobraz był na wskroś wiejski, tak bardzo, że Sam zaczął się zastanawiać, czy w ogóle istniały jakieś miasta w tych czasach – kiedykolwiek i gdziekolwiek byli.

      Nie miał pojęcia, dokąd się kierować, a i Polly nie była zbyt pomocna. Oboje użyli swych wampirzych zmysłów, by dostroić się do rzeczywistości, wykorzystać swoje bliskie relacje z Caitlin, by wyczuć gdzie mogłaby być. Intuicja podpowiadała im ogólnie, w jakim kierunku powinni się udać i lecieli tam już od kilku godzin. Od tego czasu jednak nie natrafili na żadną wskazówkę, żaden bezpośredni trop. Instynkt podpowiadał Samowi, że Caitlin była w jakimś dużym mieście. Lecz przez setki mil nie minęli po drodze nic, co choćby odrobinę przypominało miasto.

      Kiedy zaczynał zastanawiać się, czy wybrali dobry kierunek, skręcili i widok, który odkryli nagle całkowicie ich zaskoczył. W oddali, na horyzoncie rozpościerało się miasto. Nie potrafił go rozpoznać i nie był pewien, czy w ogóle będzie w stanie je rozpoznać, nawet z bliska. Jego wiedza geograficzna


Скачать книгу