Lizbona. Miasto, które przytula. Weronika Wawrzkowicz-Nasternak
Podczas ostatniej wizyty w jednym z klubów zaskoczył mnie miernik decybeli. Barman uciszał ludzi, kiedy wskaźnik przekraczał dozwolony poziom.
‒ O tym rozwiązaniu jeszcze nie słyszałam. Bairro Alto tętni życiem, chociaż raczej nie znajdziesz w tej okolicy typowych dyskotek, więc jeśli ktoś chce kontynuować wieczór, tańcząc, zazwyczaj przenosi się w okolice Docas, czyli pod most 25 Kwietnia. Tam jest sporo miejsc, gdzie ludzie wirują na parkiecie do szóstej, siódmej rano.
– Tylko raz miałam okazję być w klubie tanecznym w Lizbonie i wspominam to jako dość zabawne doświadczenie. Wszystko przez miejscowego, kieszonkowego przystojniaka. Podszedł do mnie, spojrzał w górę i z uśmiechem zapytał: „Dlaczego jesteś taka duża?”. Wtedy zauważyłam, że faktycznie wystaję ponad tłum. Taka Godzilla w Bairro Alto.
‒ Wszelka inność u kobiety, na przykład wysoki wzrost, blond włosy czy nie daj Boże niebieskie oczy są powodem do zachwytu. Myślę, że to, co usłyszałaś, to był nietypowo zaserwowany komplement. Południowi mężczyźni mają w swojej naturze dużo przekory. Gdybyś odpowiedziała: „A dlaczego ty jesteś taki malutki?”, to myślę, że twój rozmówca bardzo by się ucieszył. Odpowiedź wziąłby za zainteresowanie i zaproszenie do dalszej rozmowy.
– Ciągu dalszego nie było, jestem w końcu żoną, którą mąż zamiast do dyskoteki zaprowadził do Muzeum Azulejos (Museu Nacional do Azulejo). Warto zajrzeć do tego miejsca, które pokazuje, jak piękne mogą być użyteczne przedmioty. Żałuję, że ozdobnych kafli nie ma na budynkach w nadmorskich miejscowościach w Polsce, na przykład w Gdyni. Tworzą niepowtarzalny klimat.
‒ Ceramiczne płytki na zewnątrz i wewnątrz budynków wprowadzili do przestrzeni Maurowie. Tę arabską sztukę użytkową Portugalczycy przejęli wraz z terytorium, zachowali ją i przyswoili. Nazwa azulejos (wym. azu-le-żusz) pochodzi od arabskiego azzelij, które oznacza wypolerowany kamyczek. A samo słowo azul to po portugalsku kolor niebieski. Początkowo płytki były w tym kolorze. W muzeum przy Rua da Madre de Deus można przyjrzeć się ewolucji kafelków, temu, w jaki sposób powstawały nowe wzory i jak zmieniała się ich kolorystyka.
W kulturze większości krajów Europy w epokach renesansu, baroku i oświecenia ściany pałaców i dworów zdobiły dzieła wielkich malarzy. Tymczasem w Portugalii te same przestrzenie wypełniały obrazy z azulejos. Wyobraź sobie, ile pracy wymagało skonstruowanie gigantycznych paneli, które powstawały z setek pojedynczych płytek. Pomalowane azulejos osobno wypalano w piecach, a potem składano poszczególne fragmenty w całość i układano na ścianie. Kiedy widzisz, że na tych połączeniach zgadza się każda kreska, to trudno nie być pod wrażeniem.
Spacerując po ulicach Lizbony, łatwo zauważyć, że ceramiczne kafle są częstym elementem fasad budynków. Gdyby nie azulejos, trzeba byłoby walczyć z wdzierającą się w mury wilgocią i z pleśnią, która wykwita czarnymi plamkami gdzie tylko może. Przez wypaloną w wysokiej temperaturze ceramikę nie przejdzie. Poza tym płytki wystarczy umyć i kamienica od razu nabiera świeżości.
Muzeum Azulejos to jedno z tych miejsc, do których lubię wracać. Mieści się w dawnym klasztorze Madre de Deus.
– Na targach staroci, między innymi na Feira da Ladra, czyli słynnym Targu Złodziejki, można znaleźć zerwane z budynków azulejos. To, co cieszyło przez lata oczy wszystkich, jest niestety niszczone dla zarobku.
‒ To bardzo cenne rzeczy, które są na wyciągnięcie ręki. Nie odgradza się od nich zwiedzających, nie chowa w żaden sposób za szybą, funkcjonują w przestrzeni razem z ludźmi. Wspaniałe w tym mieście jest to, że można w nim zobaczyć azulejos sprzed kilkuset lat. Niestety zdarza się, że są zrywane, zarówno przez turystów, jak i miejscowych, którzy potem sprzedają je w nielegalny sposób. To bezmyślne niszczenie dziedzictwa narodowego.
– Targ Złodziejki na Campo de Santa Clara przypomina mi trochę warszawski bazar na Kole. Sprzedawcy wystawiają swój towar na polowych stolikach, a czasem bezpośrednio na ziemi. Stare magazyny z roznegliżowanymi kobietami na okładkach sąsiadują z oprawionym w ramki papieżem Franciszkiem. Przyznaję, że kocham chaos tego miejsca. Ostatnio spóźniłam się na spotkanie, bo wciągnęło mnie tam przeglądanie albumów z czarno-białymi zdjęciami sprzed lat.
Z przestrzeni, w której czuć klimat starej Lizbony, przenieśmy się teraz do nowoczesnej części miasta, gdzie znajduje się portugalskie oceanarium.
Żeby zobaczyć takie widoki, zapamiętajcie adres: Rua da Madre de Deus 4. To tu mieści się Muzeum Azulejos.
‒ Większość osób podróżujących do stolicy w ogóle nie trafia do zachodniej dzielnicy miasta, która nazywa się Park Narodów (Parque das Nações). Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych w tym miejscu były tylko nieużytki i sporo postindustrialnych hal fabrycznych, które niszczały, dodatkowo zalewane przez rzekę. Potem zapadła decyzja, żeby w tej części miasta zorganizować kolejną edycję Światowej Wystawy Expo. Wybór Lizbony był wtedy dla niej, ale też dla całego kraju, sporym wyróżnieniem i szansą. Można sobie wyobrazić rozmiar inwestycji, które pozwoliły stworzyć na tym terenie olbrzymią przestrzeń wystawienniczą. Tematem Expo w 1998 roku były oceany. Motywy morza, fal, podróży i odkrywania świata znalazły odzwierciedlenie między innymi w architekturze obiektów, w mozaikach chodnikowych i interaktywnych rzeźbach wodnych. W przestrzeni Parque das Nações wyjątkowe miejsce w moim sercu zajmuje Aleja Wulkanów, piękne kolorowe konstrukcje, które niespodziewanie wybuchają wodą, przyjemnie chłodząc przechodniów. Dziś poszczególne pawilony Expo’98 są już użytkową częścią najnowocześniejszej, modnej dzielnicy Lizbony. Jest tu mnóstwo przestrzeni do spacerów, jazdy na rowerze, spędzania czasu na świeżym powietrzu. Są też świetne restauracje. Stworzono wyjątkowe obiekty wystawiennicze, rozrywkowe i kulturalne. Można zobaczyć na przykład gigantyczny statek UFO, czyli Pavilhão Atlântico, czy minimalistyczny Pavilhão de Portugal. Ten drugi łatwo rozpoznać po imponującym dachu, który wisi między dwiema częściami budynku. Ma się wrażenie, że ta konstrukcja podważa prawa grawitacji. To genialny projekt wybitnego portugalskiego architekta Álvaro Sizy Vieiry, który otrzymał prestiżową nagrodę Pritzkera. To taki Nobel w świecie architektury, ogromne uznanie i wyróżnienie. Tak na marginesie – polecam wyruszyć na zwiedzanie Lizbony tropem zrealizowanych projektów Sizy Vieiry. Wyjątkowa przygoda gwarantowana.
Sercem Parque das Nações jest Oceanário de Lisboa, jeden z największych i najwspanialszych obiektów tego typu w Europie. Zwiedzając oceanarium, przechodzimy przez cztery strefy klimatyczne i odwiedzamy mieszkańców regionu oceanów Atlantyckiego, Spokojnego, Indyjskiego i Arktycznego. Centralnym punktem tego miejsca jest wysokie na kilka pięter cylindryczne akwarium. Ponieważ nie ma tam żadnych załamań szyby, twój wzrok nie widzi ani początku, ani końca wielkiej wody, masz więc wrażenie, że jesteś w środku oceanu. Przed samym nosem przepływają ci płaszczki i całe ławice ryb. Specjalną atrakcją jest nocowanie z rekinami. Zabierasz swoją piżamkę, rozkładasz się w śpiworze przy wielkim zbiorniku, a przewodnicy opowiadają o życiu morskich drapieżników. Kiedyś najsławniejszymi mieszkańcami oceanarium były dwie wydry: Amália i Eusébio.
Feira da Ladra, czyli Targ Złodziejki na Campo de Santa Clara. Lizboński bazar staroci funkcjonuje we wtorki i w soboty. Jest położony w sąsiedztwie Panteonu Narodowego.
Nieoczekiwane sąsiedztwo na Targu Złodziejki w Lizbonie.