Trzeci klucz. Ю Несбё

Trzeci klucz - Ю Несбё


Скачать книгу
jeszcze sześć. A ty?

      – Dwadzieścia dwa. Dogonię cię, zobaczysz.

      – Nie tym razem. – Halvorsen zaczął pedałować szybciej.

      – Właśnie, że tak, bo teraz zaczyna się pod górkę. Ja będę jechał, a ty się wyładujesz i odpadniesz. Jak zwykle.

      – Nie tym razem. – Halvorsen naciskał jeszcze mocniej. Na linii gęstych włosów pojawiły się krople potu. Harry uśmiechnął się i pochylił nad kierownicą.

      Bjarne Møller patrzył na przemian to na listę zakupów, którą wręczyła mu żona, to na półkę, gdzie jego zdaniem powinna leżeć kolendra. Po wakacjach na Phuket zimą ubiegłego roku Margrete zakochała się w tajlandzkiej kuchni, lecz naczelnik Wydziału Zabójstw wciąż jeszcze nie najlepiej sobie radził z odróżnieniem rozmaitych warzyw, które codziennie przysyłano samolotem z Bangkoku do pakistańskiego sklepu z żywnością na Grønlandsleiret.

      – To jest zielone chili, szefie – rozległ się jakiś głos tuż przy jego uchu. Bjarne Møller drgnął przestraszony, obrócił się i spojrzał wprost w mokrą, czerwoną jak burak twarz Harry’ego. – Wystarczy ich parę i kilka plasterków imbiru i już możesz zrobić zupę tom-yam. Będzie ci się po niej dymić z uszu, ale wypocisz sporo ohydy.

      – Wyglądasz tak, jakbyś właśnie miał okazję tego posmakować, Harry.

      – To tylko mały pojedynek rowerowy z Halvorsenem.

      – Tak? A co masz w ręce?

      – Japone. Małe czerwone japońskie chili.

      – Nie wiedziałem, że gotujesz.

      Harry lekko zdziwiony spojrzał na torebkę z chili, jak gdyby i dla niego była nowością.

      – Cieszę się, że cię spotkałem, szefie. Mamy pewien problem.

      Møller poczuł, że zaczyna go swędzieć skóra na głowie.

      – Nie wiem, kto zdecydował, że Ivarsson pokieruje śledztwem w sprawie zabójstwa na Bogstadveien, ale to nie działa.

      Møller włożył listę z zakupami do koszyka.

      – Jak długo pracujecie razem? Całe dwa dni?

      – Nie w tym rzecz, szefie.

      – Czy nie mógłbyś wyjątkowo zająć się wyłącznie pracą śledczego, Harry? Niech inni decydują o tym, w jaki sposób należy ją zorganizować. Nie jest powiedziane, że wychodząc z opozycji, nabawisz się trwałych obrażeń.

      – Chciałbym tylko, żeby ta sprawa prędko się wyjaśniła, szefie, i żebym mógł zająć się tą drugą.

      – Wiem. Ale tą drugą zajmujesz się już dłużej niż tych sześć miesięcy, które ci obiecałem, i nie mogę bronić tego, że tracimy czas i środki, kierując się osobistymi motywami i uczuciami, Harry.

      – Ona była policjantką, szefie.

      – Wiem – warknął Møller. Urwał, rozejrzał się i ciągnął już spokojniejszym tonem: – W czym problem, Harry?

      – Oni przywykli do rozpracowywania napadów i Ivarssona ani trochę nie interesuje konstruktywne współdziałanie.

      Bjarne Møller nie zdołał powstrzymać się od uśmiechu na myśl o konstruktywnym współdziałaniu z Holem. Harry pochylił się nad nim i zaczął mówić prędko i z naciskiem:

      – Jakie jest pierwsze pytanie, które sobie zdajemy, gdy zostanie popełnione zabójstwo, szefie? Dlaczego, jaki był powód, prawda? W Wydziale Napadów przyjmują, że motywem były pieniądze, i nawet nie zadają sobie tego pytania.

      – A ty jak myślisz? Jaki był motyw?

      – Ja nic nie myślę. Chodzi mi tylko o to, że posługują się złą taktyką.

      – Inną taktyką, Harry, inną. Muszę wreszcie kupić te warzywa i wracać do domu, więc powiedz mi, czego chcesz.

      – Chcę, żebyś porozmawiał z tym, z kim musisz, żebym mógł zabrać jedną osobę z tego zespołu i pracować solo.

      – Chcesz się wyłączyć z zespołu prowadzącego śledztwo?

      – Chcę prowadzić śledztwo równoległe.

      – Harry…

      – Właśnie w taki sposób złapaliśmy Czerwone Gardło, pamiętasz?

      – Harry, nie mogę się wtrącać…

      – Chcę, żeby mi dali Beate Lønn i żebyśmy mogli we dwoje zacząć wszystko od nowa. Ivarsson już się klopsuje i…

      – Harry!

      – Tak?

      – Jaki jest prawdziwy powód?

      Harry przeniósł ciężar ciała na drugą nogę.

      – Nie potrafię pracować z tym krokodylem.

      – Z Ivarssonem?

      – Niedługo zrobię coś cholernie głupiego.

      Brwi Bjarnego Møllera złączyły się u nasady nosa, tworząc czarną literę V.

      – To ma być groźba?

      Harry położył rękę na ramieniu Møllera.

      – Tylko ta jedna przysługa, szefie. Potem już nigdy nie będę o nic prosił. Nigdy.

      Møller zaburczał coś pod nosem. Ile to już razy w ciągu tych lat kładł dla Harry’ego głowę pod topór, zamiast posłuchać dobrych rad życzliwych mu starszych kolegów, by trzymał na dystans tego nieobliczalnego policjanta. Jedyną pewną rzeczą co do Harry’ego Hole było to, że któregoś dnia sprawy przybiorą naprawdę zły obrót. Ponieważ jednak do tej pory w dziwny sposób i jemu, i Harry’emu udawało się spadać na cztery łapy, nikt nie mógł przedsięwziąć żadnych drastycznych środków. Do tej pory. Ale najbardziej interesujące pytanie brzmiało: dlaczego on to robi? Møller zerknął na Harry’ego. To alkoholik. Awanturnik. Czasami nieznośnie arogancki uparciuch. I obok Waalera jego najlepszy śledczy.

      – Trzymaj się w ryzach, Harry. Bo inaczej wkopię cię za biurko i zamknę. Zrozumiano?

      – Jasne, szefie.

      Møller westchnął.

      – Mam jutro spotkanie z inspektorem i z naczelnikiem Biura Kryminalnego. Zobaczymy. Ale niczego ci nie obiecuję, słyszysz?

      – Aj, aj, szefie. Pozdrowienia dla żony.

      Wychodząc, Harry odwrócił się.

      – Kolendra leży na samym końcu, z lewej strony na najniższej półce.

      Po wyjściu Harry’ego Bjarne Møller dalej gapił się w koszyk. Przypomniał sobie powód swojego postępowania. Po prostu lubił tego upartego awanturnika.

      7. BIAŁY KRÓL

      Harry skinął głową jednemu ze stałych gości i usiadł przy stoliku pod wąskim oknem z matową szybą, wychodzącym na Waldemar Thranes gate. Na ścianie za jego plecami wisiał duży obraz, przedstawiający słoneczny dzień na Youngstorget, na którym spacerujący mężczyźni w cylindrach wesoło witali kobiety pod parasolami. Trudno o większy kontrast z wiecznie jesiennomrocznym wnętrzem i wręcz nabożną popołudniową ciszą w restauracji U Schrødera.

      – Dobrze, że mogłeś przyjść – przywitał Harry nieco korpulentnego mężczyznę, który już siedział przy stoliku. Bez trudu dawało się zauważyć, że nie jest stałym bywalcem tego miejsca.


Скачать книгу