Turbopatriotyzm. Marcin Napiórkowski
modernizacyjnym. Unowocześnia, ale też sam wymaga unowocześnienia. Kształtuje to w softpatriotach poczucie „misji cywilizacyjnej”, która – oglądana z zewnątrz – wygląda jak wytykanie Polakom nienowoczesności w najgorszym wydaniu. Skoro trzeba nam przypominać o sprzątaniu po psie, to znaczy, że jesteśmy brudasami i prymitywami, którzy sami by na to nie wpadli. Nie dziwne więc, że softpatriotyzm jest często odbierany jako wywyższanie się i momentalnie uruchamia klasowe stereotypy. Ale to jeszcze nie koniec.
Rozmienienie na drobne oznacza dla wielu zwolenników tradycyjnych wartości próbę deprecjacji patriotyzmu w ogóle, w szczególności zaś centralnej wartości w polskiej tradycji patriotycznej, jaką jest niepodległość. Nasuwa się wówczas pytanie: skąd przyszła do nas ta cywilizacja sprzątania po psie? Czy przypadkiem nie z Zachodu? Może z Unii Europejskiej, czyli w zasadzie z Niemiec? A jeżeli tak, to czy nie jest to czasem kolejna fala odwiecznego zagrożenia? Nowa forma inwazji i pradawnego starcia ducha niemieckiego z polskim duchem narodowym? Psia kupa jako nowy Grunwald. Żeby było jasne – to nie przesada. Takie głosy wyraźnie dziś w przestrzeni publicznej wybrzmiewają. Będziemy do tej wizji jeszcze wielokrotnie wracać, a na razie, na potwierdzenie moich obaw, głos Wawrzyńca Rymkiewicza w ciekawej zresztą interpretacji mitu Kościuszki: „Unia Europejska jest nowym wcieleniem krzyżackiego i pruskiego ducha. Za wiarą w procedury stoi przekonanie, że rzeczywistość społeczna może mieć charakter mechaniczny, i że powinniśmy ograniczyć decyzje jednostki – dla jej własnego skądinąd dobra i bezpieczeństwa”20.
Sprzątanie po psie, segregowanie śmieci, kasowanie biletów, walka ze smogiem i z globalnym ociepleniem, a także energooszczędne żarówki – to wszystko sposoby na poprawę naszego życia tutaj w Polsce. Ale oglądane z drugiej strony, jako ograniczające wolność, importowane z Zachodu mody czy wręcz nakazy Unii Europejskiej, te próby uporządkowania sfery publicznej są odbierane jako wmawianie nam niższości, umieszczenie w pozycji aspirujących, gorszych czy wręcz poddanych. Bez uwzględnienia tego poczucia poniżenia nie sposób zrozumieć związków turbopatriotyzmu z węglowymi utopiami, strzelaniem do dzików czy niechęcią do „poprawności politycznej”. Nieważne, czego dotyczą normy – niech to nawet będzie psia kupa – jeżeli formułowane są w kategoriach misji cywilizacyjnej, automatycznie sytuują nas w pozycji niższości – tych, którzy patrzą z dołu i aspirują. Jeżeli w dodatku przychodzą z zewnątrz – natychmiast uruchamiają kluczową dla naszej kultury (i nieźle uzasadnioną historycznie) obawę przed utratą niepodległości.
Rusinek nie miał ostatniego słowa. Portal wPolityce.pl odpowiedział na jego wywiad, znów głównie cytując słowa poety, okraszone ironicznymi wstawkami. Na koniec artykułu pojawiło się jednak autorskie podsumowanie, które doskonale streszcza cały przedstawiony wyżej wywód: „Pozostaje więc pytanie, czy to próba marnej promocji nowej książki, czy może rozmycia polskiej tożsamości, której walka o wolność i niepodległość na przestrzeni wieków jest nieodłącznym elementem”21. Oto fundamentalny dla turbopatriotyzmu lęk przed wpływem – strach przed utratą tożsamości, rozmyciem się w jakiejś kosmopolitycznej wspólnocie, przed wpuszczeniem do nas obcych, którzy rozpuszczą nas od środka. Prowadzi on do usztywnienia i przywdziania pancerza, który jest jedną z najważniejszych figur turbopatriotycznej wyobraźni. By uniknąć roztopienia, musimy otoczyć się murem, postawić tamę zalewowi obcości.
W ten sposób historia psich kup prowadzi nas krok po kroku przez przedstawiony wyżej dialektyczny trójkąt, pokazując narodziny turbopatriotyzmu nie z samego tylko uszanowania dla tradycyjnych wartości, lecz – przede wszystkim – z poczucia, że zagraża im modernizacyjny projekt związany z głównym nurtem polskiej transformacji ustrojowej.
Nim ostatecznie podsumujemy relacje między softpatriotyzmem a turbopatriotyzmem, wypada jeszcze wybrać się na krótką wycieczkę w przeszłość, by ustalić, o czym właściwie mowa, ilekroć wspominamy „tradycyjny polski patriotyzm” czy „dawne wartości”, wobec których softpatriotyzm przyjmuje postawę krytyczną, turbopatriotyzm zaś afirmatywną. To prosta i dość oczywista historia, wynikająca ze znanych wszystkim uwarunkowań geopolitycznych, warto ją jednak podsumować.
Polska spóźniła się na pociąg do nowoczesności. Przez dwieście lat polski patriotyzm kształtował się w warunkach ograniczonej suwerenności. Pechowo były to akurat kluczowe dwa stulecia dla budowy mitologii narodowych. Od rewolucji francuskiej mierzyć można bowiem w Europie czas kształtowania się nowoczesnych państw narodowych wraz z ich obywatelskim, partycypacyjnym rozumieniem patriotyzmu i tożsamości. W czasie zjednoczenia Włoch i Niemiec, gdy Francuzi i Brytyjczycy wymyślali swoje narodowe rytuały, rozmieszczali pomniki w strategicznych punktach miast i szlifowali programy szkolne, Polska była pod zaborami. Oznacza to, że Polacy jako naród nie mogli wypracowywać własnego słownika patriotyzmu tak, jak to się działo w innych dużych europejskich krajach. Nasze umiłowanie ojczyzny mogła wprawdzie wyrażać sztuka: wiersze, powieści, pieśni czy obrazy, jednak otwarte głoszenie treści narodowych często skazywało autora na dosłowne lub metaforyczne wygnanie, a jego dzieło – na półlegalny obieg. Stąd też zamiast podręcznikowo formułowanych instrukcji, jak przeżywać patriotyzm, dostawaliśmy raczej rozproszone mity. Płótna Matejki, poezja Mickiewicza czy powieści Sienkiewicza budują DNA naszego patriotyzmu. Trzeba jednak pamiętać, że dostarczają one raczej symboli, metafor czy obrazów niż gotowych przepisów, zwłaszcza dotyczących wspólnego świętowania. Najistotniejszą być może konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że polska kultura polityczna tworzyła się w warunkach permanentnej rewolucji, nie wytwarzając wzorców działania w „czasie zwykłym”22.
To w tych okolicznościach dominantą naszego patriotyzmu stała się obsesja niepodległości – poczucie, że jest ona nie tylko wartością najwyższą, lecz także nieustannie zagrożoną przez obce, wrogie nam siły zewnętrzne i wewnętrzne. To bardzo ważne, by obsesję odróżnić od miłości. Ktoś, kto kocha małżonka, uważa go za najważniejszą osobę na świecie, dba o niego, pielęgnuje związek. Osoba ogarnięta obsesją nie ma siły na miłość. Całą jej energię pochłaniają lęki i mroczne fantazje o zdradzie, krzywdzie czy innych nieszczęściach oraz rytuały mające zapobiec najgorszemu. Szpiegowanie, przeszukiwanie kieszeni, czytanie SMS-ów. Obsesja często przedstawia się jako miłość, jest jednak czymś radykalnie od niej odmiennym. Gorączkowe pragnienie niepodległości, nieustanny lęk o nią i obawa przed tym, że okaże się tylko iluzją kontrolowaną przez nowych zaborców, to powracający motyw naszej narodowej mitologii. Nie przywara konkretnych polityków czy partii, lecz nawyki, które dziedziczymy, czytając lektury, śpiewając pieśni patriotyczne, dorastając w polskim domu. XX wiek tylko nas w tej obsesji umocnił. I wojna światowa doprowadziła nowoczesny patriotyzm zorganizowany wokół kategorii narodu na skraj przepaści. (Oglądana z tej perspektywy II wojna jest kolejnym wielkim krokiem naprzód). Był to kulminacyjny, a zarazem zwrotny punkt w dziejach europejskiego patriotyzmu. Trauma okopów rozpoczęła erozję budowanego od ponad stulecia modelu. Erozja ta dokonała się wprawdzie z opóźnieniem, jednak już po wielkiej wojnie dla niemal wszystkich w Europie było jasne, że miłość ojczyzny posunięta poza pewną (trudną do ustalenia) granicę czyni społeczeństwo podatnym na manipulację i może prowadzić do bardzo niebezpiecznych rezultatów. II wojna światowa jest powszechnie pamiętana jako wojna sprawiedliwa, gdzie zło i dobro były wyraźnie rozdzielone między strony konfliktu. Nie zapewnia więc dostatecznie jasnej opowieści o niebezpieczeństwach nacjonalizmu. Dlatego w Europie Zachodniej wciąż tak ważna jest pamięć I wojny światowej, przywoływanej jako konflikt tym bardziej traumatyczny, że pozbawiony sensu. Przefiltrowana przez europejską pamięć zbiorową wielka wojna jest momentem gorzkiego rozczarowania patriotyzmem, a przynajmniej pewną jego formą. Błyskotliwie ujmuje to Paul Fussell w kluczowej dla współczesnych badań
20
J. Piekutowski,
21
22
Przekonująco pisze o tym Harald Wydra w książce