Etnokryminał. Michał Kuźmiński

Etnokryminał - Michał Kuźmiński


Скачать книгу
że jego tajemniczy materiał o uchodźcach w Polsce okazał się niewypałem.

      Podszedł do okna i wyjrzał zza firanki. Może to już paranoja, ale miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Coraz częściej docierało do niego, że dziennikarstwo nie polega na wtykaniu nosa w sprawy innych ludzi, wyciąganiu na światło dzienne tego, co ukryte, i patrzeniu innym na ręce. A od czasu ustawy inwigilacyjnej zaczynał się zastanawiać, czy to on nie znalazł się na czyimś celowniku. Podzielił się tą myślą z Jadzią. „Każdy czasami potrzebuje poczuć się ważny”, wyśmiała go.

      Przypomniał sobie o SMS-ie i zaklął. Nie dość, że nic nie osiągnął, to jeszcze wisi Jadzi przysługę. Wziął telefon i zorientował się, że znowu, zamiast zadzwonić, długo scrollował Facebooka w poszukiwaniu objawienia czy inspiracji. I znowu nic. Memy. Suchary. Kotki. Wybrał numer.

      – Cześć, Anka, co tam słychać? – Starał się, by jego głos brzmiał wesoło.

      – Cześć, Bastian, czego chcesz?

      Skrzywił się. Kolejna zołza, która żałuje mu nawet niezobowiązującej uprzejmości. Której nie stać na: „Dzięki, spoko, a jak tam u ciebie?”.

      – Chciałem wiedzieć, jak tam uniwerek, studenci, kariera, profesor z demencją, habilitacja.

      – Fantastycznie, dziękuję, że pytasz – wyrecytowała. – A jak tam twoja kariera? Dawno nie widziałam w „Horyzoncie” żadnego twojego tekstu.

      – Pracuję nad czymś dużym – odparł. – Muszę się skupić.

      – Jak mogę ci pomóc?

      – Nie możesz – warknął. Od razu zakłada, że on czegoś od niej chce. Albo że sam sobie bez niej nie poradzi. – W zasadzie to dzwonię w imieniu koleżanki z redakcji.

      Zawiesił głos. Po drugiej stronie zapadła cisza.

      – No więc Jadzia potrzebuje... – podjął.

      – Jaka Jadzia? – przerwała mu, podekscytowana. – Jadwiga Rajchert? Ta kobieta to legenda! Czytałam wszystkie jej artykuły o strajku pielęgniarek... Co mogę dla niej zrobić?

      Bastian wykrzywił się do telefonu. Że też na jego propozycje Anka nigdy nie reagowała z takim entuzjazmem.

      – Jadzia potrzebuje krótkiego komentarza na temat hejtu, jaki wylał się na Romów po tym, jak na koczowisku znaleziono zwłoki białego dziecka – wyjaśnił. – Znasz w ogóle tę sprawę czy coś ci podesłać?

      – Tak, znam... Aż za dobrze. I, cholerka, chyba nie mogę wypowiadać się na jej temat do mediów.

      – Dlaczego? – Bastian w duchu bardzo się ucieszył.

      – Bo jestem tam konsultantką. – Znał ten ton pełen powagi i kiepsko skrywanej dumy. – Inna sprawa, że tym, co wyrabia tamtejsza policja, powinna się zainteresować prasa.

      – A co wyrabia? – Bastian nadstawił ucha.

      – Długa historia i nie na telefon – westchnęła. – Jak wpadniesz do Krakowa, to ci opowiem. Żeby w demokratycznym państwie prawa tak traktowano niewinnych ludzi...

      – Niewinnych? – zainteresował się Bastian. – Ty coś wiesz?

      – Póki się człowiekowi nic nie udowodni, to pozostaje niewinny. I nie, nic konkretnego nie wiem, ale zakładam, że są niewinni.

      – Ale właściwie dlaczego?

      – Bo... – Usłyszał, jak Anka zawiesza głos. Mógł sobie wyobrazić, jak przykłada palec wskazujący do ust. – Bo to po prostu zbyt grubymi nićmi szyte. Cyganie, przepraszam, Romowie porywający dzieci?! A dlaczego nie Baba-Jaga albo czarna wołga? Jakieś dziewiętnastowieczne bajki, zbrodnie odróżnorodniające, uprzedzenia wynikające z niewiedzy...

      – Czekaj, jakie zbrodnie? – zdziwił się Bastian.

      – To z teorii kozłów ofiarnych René Girarda. W sytuacji kryzysu grupa szuka winnego, czyli właśnie kozła ofiarnego. Oskarża się go wtedy o zbrodnie, które godzą w fundamentalne wartości grupy. To tak jak z legendą krwi, kiedy Żydów oskarżano o mordowanie chrześcijańskich dzieci na macę. Albo z czarownicami, które miały zabijać noworodki, żeby z ich ciał produkować maść umożliwiającą latanie na miotle, i które na sabatach spółkowały z diabłem. Oskarżenia o te mityczne zbrodnie – właśnie zbrodnie odróżnorodniające – to punkt wyjścia dla przemocy i prześladowań. Oczywiście to nie są uświadomione mechanizmy – ciągnęła wykładowym tonem. – Pewnie zwróciłeś uwagę, że w przykładach, które podałam, pojawiają się dzieci. Bo zbrodnie na dzieciach budzą odruchowy, gwałtowny sprzeciw i nie dają się niczym uzasadnić. Do tego dochodzą akty profanacji i obrzydliwe praktyki seksualne. Przypomnij sobie, o co oskarżano templariuszy.

      – A co wykazało postępowanie? – przerwał jej, słysząc, że Anka dopiero się rozkręca.

      – Jeszcze nic – mruknęła niechętnie.

      – A ty tam byłaś w ogóle? Rozmawiałaś z kimś? – dopytywał się Bastian.

      – Żebyś wiedział, że byłam – rzuciła. – I powiedzmy, że rozmawiałam.

      – I co?

      – I nic, byłam tam dopiero raz, nie chcieli mówić przy policji... – zająknęła się. – Muszę spróbować inaczej. Sama.

      – Anka, nie bądź naiwna. – Sam się zdziwił, że tak się o nią zaniepokoił. – Ja wiem, że dzikie kotki są takie słodkie, a biedne dzieci mają takie duże oczy i super wychodzą na zdjęciach, ale kto wie, co się tam dzieje. Ty na to patrzysz swoim okiem antropologa, widzisz uprzedzenia i stereotypy, a ja – nabrał powietrza – jestem dziennikarzem śledczym i z tego, co słyszę, to tam jest coś bardzo nie halo. Na romskim koczowisku znaleziono martwe dziecko. I ktoś, kto je zabił, jest na wolności, a ty zamierzasz iść tam sama go szukać. Serio, to po prostu głupie i nieodpowiedzialne.

      – Nie wiedziałam, że tak się o mnie troszczysz. – Próbowała się zaśmiać, jednak ton jej głosu mówił mu, że zabił jej klina. – Ale nie mam zamiaru wycofywać się tylko dlatego, że nagle nikomu to nie pasuje.

      – To niech przynajmniej ten twój mały świntuszek o gabarytach młodego niedźwiedzia raz się do czegoś przyda i jedzie tam z tobą.

      – A wracając do tego komentarza – ucięła temat – to może jeszcze dopytam, ale raczej nie powinnam się wypowiadać... Chociaż to Jadwiga Rajchert... Ale z drugiej strony komendant mówił...

      – Nie, nie, spoko – przerwał jej Bastian. – Jadzia zrozumie, zresztą na pewno już znalazła jakiegoś dyżurnego naukowego celebrytę.

      – Aha – mruknęła Anka.

      – Dzięki za dobre chęci – westchnął demonstracyjnie. – I uważaj na siebie, pamiętaj, że dzikie kotki potrafią bardzo boleśnie podrapać. Trzymaj się!

      Rozłączył się i pogwizdując, odpisał Jadzi na SMS-a. Po czym uśmiech zgasł mu na wargach. Popatrzył na zdjęcie Anki – wysoki kontrast czarno-białej fotografii sprawił, że kobieta wydała mu się nienaturalnie blada, a cień, który na twarz rzucało pasmo jej włosów, wyglądał niczym siniak na skroni. Nagle przestały mu się podobać te zamknięte oczy i prześwietlone, bezkrwiste usta.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив


Скачать книгу