Zastępcza miłość. Beata Majewska
I tak nie dostaniesz mojego numeru. – Julia nawet nie spojrzała na nią.
– Weź. – Przesunął tekturowy prostokącik po stole. – Może się przydać.
– A po co?
– A po co są wizytówki?
– Wybacz, ale zaraz stąd wyjdę i już nigdy się nie spotkamy, więc po co mi namiary na ciebie?
– Jakie masz plany?
– Na dzisiaj?
– Możesz mi powiedzieć o wszystkich. Na dzisiaj, na jutro i na całe życie.
– Jesteś jakiś dziwny. – Julia parsknęła pod nosem. – Przyczepiłeś się do mnie, a ja naprawdę nie jestem zainteresowana. Nie, nie mam chłopaka, dziewczyny też nie mam i w najbliższym czasie nie zamierzam się z nikim wiązać. Jednorazowe przygody tym bardziej mnie nie interesują, dlatego zmień obiekt zainteresowania, panie Diamond. Przewodnika po Monako też mi nie potrzeba.
– A kasa?
– Jaka kasa?
– Może potrzebujesz pieniędzy?
– Każdy potrzebuje, ja też, ale na pewno nie od ciebie.
– A jeśli to będą bardzo duże pieniądze? – Kilka razy znacząco uniósł i opuścił brwi.
– Co to znaczy „bardzo duże pieniądze”?
– Sto tysięcy.
– Czego?
– Czego chcesz. Ty wybierz walutę.
– Okej... – Z trudem zapanowała nad kolejnym parsknięciem pod nosem. – Niech będzie. Wprawdzie nie wiem, na czym polegałaby moja praca dla ciebie, ale za sto tysięcy bitcoinów jestem skłonna wiele zrobić. Płatne w przeliczeniu na dolary lub funty, oczywiście z góry i na wskazane przeze mnie konto. Ewentualnie w gotówce.
– Spryciara. – Diamond obnażył zęby. – Nieźle. Właśnie kogoś takiego mi trzeba. Nie dość, że ładna, to niegłupia.
– To komplement?
– A nie? – Odchylił się na krześle, aż lekko pod nim zatrzeszczało. – Moja oferta brzmi: sto tysięcy w dowolnie wybranej walucie, oczywiście mówię o normalnej walucie, nie krypto. Dolce, funty, franki. Jaką chcesz. Ćwiartka sumy płatna przed robotą, a reszta po wykonanym zleceniu.
– Jasne. – Julia uśmiechnęła się od ucha do ucha, bo zaczynała ją bawić ta rozmowa. – Mówisz, że mam wybrać normalną walutę i bez względu na kurs wypłacisz mi sto tysiaków?
– Nie ja. Mój boss.
– Okej. Niech będzie dinar kuwejcki.
– Mogę sprawdzić kurs? – Diamond wyjął swojego smartfona i pytająco spojrzał na Julię.
– Ależ proszę, sprawdzaj, a ja w tym czasie skorzystam z toalety. – Podniosła się z krzesła i zabrawszy z blatu stolika telefon oraz torebkę, wyszła do łazienki, chichocząc w duszy, ponieważ akurat ta waluta była najdroższa na całym świecie i tajemniczy boss Diamonda musiałby wyłożyć grubo ponad milion złotych za równie tajemniczą usługę jej zleconą.
Postanowiła zadzwonić do Majki, bo co by nie mówić, z jednej strony trochę jej schlebiało zainteresowanie ciemnoskórego przystojniaka, do złudzenia przypominającego francuskiego aktora Omara Sy, lecz z drugiej – czuła się coraz bardziej nieswojo w jego towarzystwie. A co, jeśli facet nie odpuści i zacznie ją śledzić? Miała w planach oceanarium i nie tylko, wolała zwiedzić te wszystkie super miejsca sama, ewentualnie w towarzystwie dziewczyn.
– Majka? – zapytała, nie poznawszy zachrypniętego głosu przyjaciółki. – Wstałyście?
– Godzinę temu.
– Przyjedziecie tu?
– A musimy?
– Błagam, przyjedźcie.
– Nudzisz się. Wiedziałam. – Dobiegło ją głośne ziewnięcie. – Przyjedziemy. Za godzinę może być?
– A szybciej?
– Boże, ale trujesz. Iga jest w łazience. Wymiotuje.
– Mimo to przyjedźcie. Jest naprawdę super. Widziałam zmianę warty, pogoda świetna, a ludzi nie za dużo. Możecie wziąć taksówkę, podwiezie was pod sam pałac. – Zamilkła, myśląc, czy powinna im powiedzieć o niekończących się schodach, prowadzących na wzgórze pałacowe, ale postanowiła to przemilczeć. – To gdzie się spotkamy?
– W oceanarium.
– A nie lepiej pod pałacem? – Nie uśmiechało się jej iść tam samej.
– Będziemy w oceanarium.
– A może pod katedrą? – zaproponowała bliższe miejsce. Chciała tam pójść ze względu na obraz Jezusa Miłosiernego i pamiątkową tablicę, będącą uhonorowaniem Jana Pawła II. Lubiła polskie akcenty odnajdywane za granicą i zawsze robiła im mnóstwo zdjęć. – Też chciałyście zobaczyć – przypomniała.
– Julka, miej litość. Iga ledwo żyje, a ja jestem niewierząca.
– Nikt ci nie każe się modlić.
– Ryba piła. Na pewno mają tam taką, zrobię wam zdjęcie i wstawię na Fejsa z podpisem: „Siostry bliźniaczki”.
– Ha, ha, ha.
– Będziemy za godzinę. Pod oceanarium.
Julii nie pozostało nic innego, jak się zgodzić. I tak Majka trochę ją zaskoczyła. Była pewna, że po wczorajszym chlaniu obie przyjaciółki zostaną w łóżkach do wieczora, więc nie mogła narzekać. Wróciła do stolika z mocnym postanowieniem, że pożegna Diamonda, o ile w ogóle tam jeszcze na nią czekał, wszak zamarudziła w toalecie prawie kwadrans, a potem pójdzie zwiedzać katedrę Świętego Mikołaja. „Przecież nie polezie za mną do kościoła. Aż tyle tupetu nie ma”. Niestety, Diamond czekał. Rozpromienił się na jej widok i od razu oświadczył, że dinar kuwejcki nie wchodzi w grę, ale funt szterling jak najbardziej.
– Twój boss to zwykła sknera – powiedziała, stojąc przy stoliku. – Będę zmykać. Fajnie się gadało, ale mam w planach...
– Poczekaj, usiądź – poprosił Diamond.
– Ale po co?
– Obiecuję, zajmę ci pięć minut i możesz iść.
– Nie. Spieszę się. – Przeniosła ciężar ciała z nogi na nogę.
– To weź chociaż wizytówkę.
– Jak wezmę, dasz mi spokój?
– Pod warunkiem że dasz mi jeszcze numer telefonu. – Diamond wstał, zabrał kartonik i prawie wepchnął jej do ręki.
– Nie ma mowy.
– Nie ma sprawy. – Kolejny raz pokazał śnieżnobiałe zęby. – Nie będziesz miała nic przeciw, żebym ci przez chwilę towarzyszył?
– Będę. – Zrezygnowana Julka schowała wizytówkę do tylnej kieszeni szortów i z niedowierzaniem pokręciła głową. – Stalker. Zdajesz sobie sprawę, że to karalne?
– Bez obaw. Zajmę ci równe pięć minut. – Spojrzał na zegarek.
Wyszli z kawiarni, a Julia od razu rozejrzała się czujnie wokół. Na szczęście prócz gorącego powietrza i oślepiających promieni słonecznych towarzyszyło im sporo ludzi. Turyści wypełniali wąską wybrukowaną uliczkę, a większość zmierzała w tę samą stronę, w którą skierowali się Julia i Diamond.
–