Szalona noc. Christina Lauren
ma tu żadnego wtrącania – mówię jej, ale ona wbija wzrok w sufit, unikając mojego spojrzenia. – Harlow, co się z tobą dzieje, do diabła? – wyciągam rękę i stukam ją w czoło. – Chcę trochę to przegadać – mówię. – Ty masz męża, Mia ma męża, Oliver to dla mnie kumpel do wyjścia na miasto, a jak wiesz, mam bardzo nieciekawe doświadczenia z facetami, kiedy już…
Harlow kieruje na mnie spojrzenie i przełyka sałatkę, po czym kończy:
– Kiedy już robi się poważnie?
– Właśnie – przytakuję i wbijam widelec w szparag. – Widujemy się z Oliverem niemal codziennie, ale nigdy nie rozmawialiśmy o randkach i o tym, kto się komu podoba. Dziwne przy takiej przyjaźni, ale nie poruszamy tego tematu w rozmowach, oboje świadomie go unikamy. Może mamy
powody.
– Mam zadzwonić do Finna? – mówi do siebie Harlow. – Powinnam zadzwonić do Finna. Przypomni mi, żebym trzymała język za zębami.
– Ale ja nie chcę, żebyś trzymała język za zębami! Przyjaźń z Oliverem to chyba najbardziej swobodna znajomość w życiu – Harlow unosi na mnie oczy, w których widzę błysk; śmieję się. – Oprócz przyjaźni z tobą i Mią. Tylko… – odkładam widelec. – Pamiętasz, jak Brody nie znosił mnie przynajmniej przez rok po naszym rozstaniu?
Harlow ze śmiechem kiwa głową.
– A byliście razem jakieś dwa miesiące. Boże, co za wariat.
Kręcę głową.
– Nie wiem… to był sympatyczny gość, przez długi czas się przyjaźniliśmy. Wciąż nie rozumiem, o co poszło, ale nagle… wszystko pękło.
Czuję, że Harlow skupia na mnie uwagę, lecz po chwili rozprasza się, zerkając na swój posiłek.
– I Jack – dodaję. – Też spieprzyłam.
Harlow prycha.
– Harlow, zlituj się.
– No co – broni się. – Pieprzyłaś się z nim, prawda?
– Mam na myśli, że spieprzyłam to – mówię i jękiem przyjmuję jej chichot. – Sytuację – Harlow dławi się sałatą. – Jezu, próbuję powiedzieć, że skopałam wszystko. Zawsze kopię. Albo mówię coś nie tak, albo nie mówię tego, co trzeba powiedzieć, albo jestem zbyt niedostępna, albo zbyt dostępna… nieważne, zawsze coś jest nie tak – Harlow położyła głowę na ramionach opartych na stole, a ramiona trzęsą się jej od śmiechu. Z westchnieniem nabieram na widelec kawałek kurczaka. – Boże, co za troll z ciebie.
Harlow unosi się i długim palcem z pomalowanym paznokciem wyciera sobie skórę pod okiem.
– Coś ci powiem: nie jesteś tą samą osobą, jaką byłaś w wieku lat osiemnastu, dziewiętnastu czy dwudziestu. Przyjaźnicie się z Oliverem, jesteście oboje naprawdę atrakcyjni. To wszystko. Teraz się zamykam.
– Dzisiaj rano go rysowałam – mówię. – Słuchaj, zdjął koszulę! – Harlow rzuca mi szybkie spojrzenie, a ja dodaję szeptem: – Spodnie też.
– Zdjął ubranie – powtarza z niedowierzaniem. – Oliver. U ciebie w domu.
– Tak! Widziałam go niemal nagiego – mówię. Nie ma sensu tłumaczyć, że najpewniej chciał oderwać moje myśli od innych spraw, bo wtedy Harlow chciałaby wiedzieć, o co chodzi, a szczerze mówiąc, nie ma wielkiego pojęcia o moich komiksach. Wie o nich tylko tyle, że podobają się jej mięśnie Razora pod łuską. – Chciałam powiedzieć, że to było nieco dziwne, tylko że… nie było. On jest… hm. Naprawdę jest wysportowany, tyle ci powiem.
Harlow dramatycznym gestem wciska sobie pięść w usta.
Pochylam się nad stołem.
– Mogę ci coś powiedzieć w tajemnicy? – szepczę.
Moja przyjaciółka patrzy na mnie, wzrok jej łagodnieje. Harlow może udawać twardą, ale wiem, że tak nie jest. Jest miękka jak pianka.
– Możesz mi powiedzieć wszystko, brzoskwinko.
Biorę głęboki oddech, żeby nabrać odwagi przed wyznaniem.
– Oliver naprawdę mógłby mi się spodobać.
Harlow wybucha śmiechem i opiera czoło na złożonych palcach.
– Lola, czasami jesteś tak naiwna, że to aż boli.
*** Veronica Mars, GEN13 – bohaterowie filmów i komiksów o super- bohaterach.
Rozdział czwarty
Oliver
Wychodzę od Loli tuż po śniadaniu i naszej prywatnej sesji artystycznej. Zasuwam za sobą drzwi poddasza, a mój penis nieco odprężyła się na świeżym powietrzu. Wspomnienie Loli w piżamie i puchatych skarpetkach, lekkich smug po węglu na jej czole i policzkach, bo zaabsorbowana pracą odsuwała sobie włosy z twarzy… trochę mi od tego mózg paruje, poza tym jestem wyczerpany tym, że od godziny powstrzymuję erekcję.
Nie jestem pewny, co mi strzeliło do głowy, żeby akurat w tej chwili zaproponować coś takiego. Widziałem, jak po telefonie starała się zachować spokój. Lola ma wielkie ambicje, a od rzucenia wyzwania całej planecie powstrzymuje ją tylko niechęć do opuszczenia swojego twórczego zacisza i znalezienia się na świeczniku. Poza tym bardzo dokładnie przemyślała sobie całą mitologię opisaną w Razorze Fishu, poświęciła jej więcej uwagi niż wszelkim innym sprawom w życiu, więc pomysł, by zmienić tak kluczowy szczegół opowieści… widać było, jak pod powierzchnią topnieje.
Gdy położyłem się na podłodze, tylko w bokserkach, jej oczy ślizgały się po moim ciele jak języczki ognia. Skupiałem się tylko na tym, by myśleć o jeździe na rowerze albo liczeniu pieniędzy w kasie – żeby tylko nie przyszło mi do głowy, jakby to było, gdyby Lola wstała z kanapy, podeszła do mnie, rozsunęła długie, szczupłe nogi i usiadła mi całym ciężarem na biodrach.
To, że jej mieszkanie znajduje się tak blisko sklepu, jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Początkowo przyjeżdżałem do pracy przed świtem i zostawałem w sklepie długo po tym, jak latarnie uliczne budziły się do życia, a wszystkie sklepy wokół dawno już pozamykano. Kiedyś po wielkim otwarciu Lola wręczyła mi klucze i powiedziała, że mogę z nich bez problemu korzystać. Wiele razy łatwiej by mi było przekimać się u niej te parę godzin, zamiast jechać do domu w Pacific Beach. Jednak z Lolą sprawy od pierwszego dnia były nieco niepewne i czułem się jak na śliskim zboczu. Jeden lekki uśmiech, kiedy wchodzi do sklepu, zamienia się w niekontrolowany grymas od ucha do ucha, kiedy dowiaduję się, że spotkamy się później w „Regal Beagle”. Dłuższe spojrzenie prowadzi do otwartego gapienia się na jej mleczną skórę, błyszczące czarne włosy, doskonałe krągłości. Jeśli nie będę ostrożny i za często będę wpadał do niej na noc, wejdzie mi to w nawyk i nie spocznę, póki nie doprowadzę do tego, by co noc przytulać się do niej, spędzać każdą noc w jej pościeli, między jej udami.
Zbiegam metalowymi schodami prowadzącymi na E Street i wypadam na zalaną styczniowym słońcem ulicę, unosząc głowę do góry. Potrzebuję tlenu. Prostuję plecy i kilka razy biorę głęboki oddech.
Większość dnia spędzam, starając się zająć czymkolwiek na tyle, żeby nie wracać wciąż do obrazu z rana, kiedy obudziłem się i zobaczyłem ją taką, jak wygląda rano: z miękką twarzą bez śladu makijażu i z maleńkim kamykiem migoczącym tuż nad jej pełnymi wiśniowymi wargami. Lola ma doskonałą skórę; w fantazji już szukam na niej chociaż jednego piega albo blizny. Zwykle wyszczotkowane do połysku, tego ranka jej długie czarne włosy były potargane i splątane po prawej stronie, co powiedziało