Szalona noc. Christina Lauren
dłoni przeciąga się w nieskończoność i teraz nie wiem, do kogo kierować moje podziękowania. Dlaczego nikt się nie przedstawia? Czy powinnam znać nazwiska ich wszystkich?
Kobieta w końcu puszcza moją dłoń.
– Angela Marshall – mówi.
Czuję, że poddała mnie jakiemuś testowi.
– Jak miło mi panie poznać – powtarzam. – Trudno mi uwierzyć…
Na tym się zawieszam; wszyscy mnie obserwują, czekając na ciąg dalszy. Szczerze mówiąc, mogłabym całymi dniami opowiadać o tym, w co trudno mi uwierzyć.
Trudno mi uwierzyć, że Razor Fish poszedł w świat.
Trudno mi uwierzyć, że ludzie go kupują.
I naprawdę trudno mi uwierzyć, że ci wyrafinowani ludzie z tego olbrzymiego studia filmowego przerabiają mój komiks na film.
– Trudno nam w to wszystko uwierzyć – przychodzi mi z pomocą Benny, ale śmieje się z zakłopotaniem. – Jesteśmy olśnieni tym całym sukcesem. Olśnieni.
Kobieta siedząca obok Angeli spogląda na niego z miną mówiącą „z pewnością cię olśniło” – wszyscy wiemy, że Benny doskonale wyszedł na tej umowie: dwadzieścia procent od bardzo dużej sumy. Jednak ten wniosek prowadzi prosto do kolejnego: ja wyszłam na tym jeszcze lepiej. Moje życie po tej jednej transakcji całkowicie się zmieni.
Przyszliśmy tu podpisać kontrakt, omówić obsadę filmu i harmonogram.
Kadr pokazuje dziewczynę, która budzi się gwałtownie, gdyż w jej kręgosłup wbija się stalowy pręt.
Wyciągam dłoń do drugiej kobiety.
– Dzień dobry, przepraszam, nie dosłyszałam pani nazwiska. Jestem Lola Castle.
Kobieta przedstawia się jako Roya Lajani, a potem zerka na porozkładane przed nią kartki i nabiera powietrza, żeby zacząć jakąkolwiek rozmowę – jak to zwykle bywa w takich chwilach. Ale zanim się odezwie, drzwi otwierają się gwałtownie i tanecznym krokiem wchodzi mężczyzna, którego rozpoznaję jako Austina Adamsa. Z nim wpada do pokoju dźwięk telefonów, stukot obcasów w korytarzu i głosy rozbrzmiewające w pokojach obok.
– Lola! – wita mnie ciepłym, pogodnym głosem, po czym krzywi się, kiedy drzwi zamykają się za nim z trzaskiem. Zerkając na Angelę, mówi: – Nie znoszę tych pieprzonych drzwi. Kiedy, do licha, Julie je naprawi?
Angela macha niedbale ręką, jakby mówiła, żeby się nie przejmował, po czym przygląda się, jak Austin mija krzesło obok niej i przystawia sobie krzesło po mojej prawej. Siada i z szerokim uśmiechem spogląda na moją twarz.
– Jestem twoim wielkim fanem – mówi bez wstępów, nawet się nie przedstawiając. – Szczerze. Darzę cię wręcz bojaźnią.
– Ja… o rany – odpowiadam, śmiejąc się z zakłopota-
niem. – Dzięki.
– Proszę, powiedz, że pracujesz nad nową książką. Uzależniłem się od twojej sztuki, twoich opowiadań, wszystkiego.
– Jesienią wychodzi moja kolejna powieść graficzna. Będzie miała tytuł Junebug. – Czuję, jak Austin pochyla się rozemocjonowany i odruchowo dodaję: – Wciąż nad nią pracuję. – Po czym podnoszę wzrok i widzę, jak on z zadziwieniem kręci głową.
– Zupełnie nierealne, prawda? – obrzuca mnie ciepłym spojrzeniem, jego uśmiech łagodnieje. – Dotarło do ciebie, że to ty stoisz za kolejnym przebojem kina akcji?
Na takie słowa w tej sytuacji – martwię się, że usłyszę wiele pustych pochwał – normalnie wstrzymałabym oddech, by nie okazać swego sceptycyzmu, ale pomimo pozycji znanego producenta i reżysera Austin wydaje się naprawdę szczery. Jest przystojny, lecz kompletnie zaniedbany: nieogolony, w dżinsach i krzywo zapiętej koszuli, z prawej strony dłuższej niż z lewej. Usztywniony kołnierzyk z jednej strony jest zagięty do wewnątrz. Przykład bardzo bogatego abnegata.
– Dzięki – odpowiadam, zaciskając pięści, żeby nie zacząć bawić się uchem albo kosmykiem włosów.
– Naprawdę tak uważam – dodaje, opierając łokcie na udach, wciąż całkowicie na mnie skupiony. Nie wiem nawet, czy w ogóle zauważył Benny’ego. Kostki palców mi bieleją. – Wiem, powinniśmy słodzić autorom, ale w tym wypadku to prawda. Od pierwszej strony całkowicie mnie pochłonęła twoja książka, powiedziałem wtedy Angeli i Roi, że musimy zdobyć do niej prawa.
– A my się zgodziłyśmy – wtrąca niepotrzebnie Roya.
– Cóż – odpowiadam, z trudem szukając słów innych niż kolejne „dziękuję”. – Wspaniale. Cieszę się, że znalazłam małą grupkę odbiorców.
– Małą! – powtarza Austin, odchylając się na oparcie krzesła i rzucając szybkie spojrzenie na koszulę, po czym znów opuszcza wzrok na guziki. – Cholera. Nawet nie potrafię się ubrać.
Zagryzam dolną wargę, żeby powstrzymać śmiech wzbierający mi w gardle. Cała ta sytuacja budziła we mnie panikę – dopóki on nie wszedł do pokoju. Przez całe życie robiłam zakupy w sieci Goodwill, przez kilka lat dostawaliśmy bony żywnościowe, wciąż jeżdżę chevroletem z 1989 roku. Jeszcze do mnie nie dociera, jak bardzo zmieni się moje życie, a sterylne siostry Stepford** zza stołu tylko wzmacniają obcość całej sceny. Jednak Austin wydaje się człowiekiem, z którym mogłabym współpracować.
– Wiem, że już cię o to pytano – odzywa się – czytałem wywiady z tobą. Ale chcę to usłyszeć od ciebie, mieć świadomość, że wiem z pierwszej ręki. Co cię skłoniło do napisania tej książki? Co cię tak naprawdę zainspirowało?
Już mnie o to pytano. Pytano tyle razy, że opracowałam sobie gotową, standardową wypowiedź: „Uwielbiam zwyczajne bohaterki, bo taka postać daje nam możliwość bezpośredniego starcia się ze skomplikowaną kwestią nierówności społecznych i politycznych w kulturze popularnej i sztuce. Opisałam Quinn Stone jako zwykłą dziewczynę w duchu Clarice Starling czy Sarah Connor, taką, która własnymi siłami zostaje bohaterką. Dziewczynę znajduje dziwny, podobny do ryby mężczyzna z innego wymiaru czasowego. Istota ta, Razor, pomaga jej odnaleźć odwagę do walki o siebie i swoją wspólnotę; w tej walce Razor uświadamia sobie, że nie chce jej puszczać do domu, nawet kiedy w końcu może to zrobić. Pomysł przyszedł mi do głowy we śnie, w którym mój pokój odwiedził wysoki, muskularny mężczyzna pokryty łuską i kazał posprzątać w szafie. Przez resztę dnia zastanawiałam się, jakby to było, gdyby naprawdę pojawił się w moim pokoju. Nazwałam go Razor Fish. Wyobrażałam sobie, że mój Razor w ogóle nie przejmowałby się stanem mojej szafy, tylko kazał ruszyć tyłek i zacząć o coś walczyć”.
Dziś jednak ta odpowiedź wydaje się nie na miejscu.
– Byłam wkurzona – przyznaję. – Uważałam, że wszyscy dorośli to albo złamasy, albo łamagi – widzę, jak Austin lekko otwiera zielone oczy, po czym wypuszcza powietrze i nieznacznie kiwa głową. – Byłam zła na mojego tatę, że nie potrafi się pozbierać, i na mamę, za jej tchórzostwo. Na pewno dlatego właśnie wymyśliłam sobie Razora Fisha: to szorstki facet, nie zawsze rozumie Quinn, ale w głębi ducha kocha ją i chce, żeby ktoś się nią opiekował. Rysowanie go, pokazywanie, jak początkowo Razor nie rozumie jej człowieczeństwa, ale potem szkoli ją do walki i w końcu przechodzi na jej stronę… uciekałam do tej opowieści w nagrodę, kiedy po pozmywaniu naczyń i odrobieniu lekcji siedziałam sama wieczorami.
W pokoju zapada cisza, a ja znów czuję potrzebę, by ją zagłuszyć.
– Podobało mi się, kiedy Razor zaczynał doceniać siłę Quinn, zupełnie nietradycyjną. Quinn jest drobna i cicha. Nie ma budowy amazonki. Dysponuje znacznie subtelniejszymi siłami: jest spostrzegawcza. Ufa sobie bez zastrzeżeń. Chcę dopilnować,