Wszystko zaczyna się od marzeń. Marcin Pałasz
się na siebie nawzajem, bo pomyślą, że to wróg im zrobił taki dowcip. I wtedy wyprodukują nowe bomby, jeszcze gorsze od poprzednich.
– Ja nie chcę, żeby mnie pogryzł jakiś terrorysta! – zaprotestowała Asia. – Bakterii też nie chcę!
– Słuchajcie, a może zrobimy coś dla naszego miasta? – spytał Tomek niepewnie po krótkim namyśle. – Zastanówmy się tylko, co by to mogło być?
– No właśnie, co? – skrzywił się Maciek, niezadowolony z tego, że jego pomysł nie spodobał się przyjaciołom. – Poprosimy o metro we Wrocławiu?
– E tam, od razu metro – Tomek machnął ręką. – Zróbmy tak, żeby nasz wrocławski rynek był dwa razy większy i w ogóle najpiękniejszy na świecie! Wtedy przyjedzie dużo turystów, a to podobno bardzo dobrze, no nie?
Im dłużej się nad tym zastanawiali, tym bardziej podobał im się ten pomysł.
– Fajnie! – rzekła w końcu Asia z uznaniem. – Ale zróbmy też tak, żeby na rynku była zjeżdżalnia dla dzieci! Największa na świecie!
– No dobra – westchnął Maciek. – Takie życzenie chyba nikomu nie zaszkodzi. Uwaga, teraz ja nakręcam zegar, a wy się przygotujcie!
Chwycił pokrętło, zamknął oczy, wziął głęboki oddech i przekręcił je jednym, płynnym ruchem.
– Chcemy, żeby na wrocławskim rynku… – zaczął Tomek, ale przerwał mu pisk Asi.
– Ojej, jaki wielki karaluch! – wrzasnęła, odskakując pod ścianę i wpatrując się w podłogę. – Obrzydlistwo!
Zaraz potem usłyszeli znajomy dźwięk z wnętrza zegara, po czym nastała nagła cisza.
– I co teraz? – zdenerwował się Maciek, stojąc obok zegara. – Przecież nie wypowiedzieliśmy życzenia do końca!
– A w dodatku Asia zaczęła krzyczeć o karaluchu! – rzekł Tomek z wyrzutem i wskazał palcem małe stworzonko, które w panice uciekało w kierunku szafy. – Patrz, głupia, to nie karaluch, tylko zwyczajny mały pająk!
– Karaluch? – bąknął Maciek, nagle czując na ramionach gęsią skórkę. – A ty wcześniej zacząłeś mówić o naszym rynku? Wiecie co, włączmy może radio…
Słowa dobiegające z głośnika potwierdziły jego złe przeczucia.
– Otrzymaliśmy właśnie straszne doniesienia z Wrocławia – głos spikera radiowego był pełen przerażenia. – Na tamtejszym rynku pojawił się znienacka olbrzymi karaluch! Łączymy się z naszym reporterem na rynku…
Głos spikera ucichł, by ustąpić miejsca odgłosom jakiejś szamotaniny. W tle trąbiły samochody, wyły syreny straży pożarnej, krzyczało wielu ludzi, dzieci piszczały z przerażeniem, aż w końcu dał się słyszeć głos zadyszanego reportera.
– Trudno opisać, co się tu dzieje! – mówił szybko, najwyraźniej biegnąc. – Olbrzymi karaluch napada na okoliczne restauracje i zjada obiady klientom. Wszyscy uciekają w panice! Otrzymaliśmy wiadomość, że lada chwila przyjedzie tu wojsko. Obok mnie jest jedna z klientek restauracji przy rynku. Proszę pani, czy…
– Tak, to okropne! – wykrzyknęła kobieta, szlochając. – Ledwo udało mi się uciec! To przybiegło prosto do mnie i od razu zjadło mój makaron z sosem! Dobrze, że nie zjadło mnie, ale widocznie karaluchy wolą kuchnię włoską… Ojej, idzie tutaj! Ratunku!
– Ty potworze! – wrzasnął reporter stłumionym głosem, najwyraźniej szarpiąc się z czymś. – Oddawaj mój mikrofon!!!
Dało się słyszeć chrupnięcie, odgłos przełykania, po którym nastała nagła, niepokojąca cisza.
– To były doniesienia z wrocławskiego rynku, na którym toczy się bitwa z karaluchem – rzekł spiker grobowo. – Przed chwilą straciliśmy kontakt z naszym reporterem, którego mikrofon został właśnie zjedzony przez karalucha. Czekamy na kolejne wiadomości.
Tomek jęknął, po czym wyłączył radio.
– Och, jejku, co myśmy najlepszego narobili?!
– Miało być pięknie, a tu proszę, karaluch! – wykrzyknął Maciek z żalem i przestrachem. – Zeżarł wszystkim obiady, połknął mikrofon i nie wiadomo, co będzie dalej!
– Ja nie chciałem żadnych karaluchów na rynku! – Tomek miał łzy w oczach. – A co będzie, jak się rozmnoży?! Szybko, przestawmy wskazówkę na czwórkę i poprośmy, aby znowu było tak jak przedtem!
Po tym, co usłyszeli z radia, nikt nie protestował. Asia jako pierwsza dopadła zegara, spojrzała na kolegów i pospiesznie przekręciła pokrętło, zanim jeszcze Tomek skończył mówić.
Opadli bezwładnie na dywan obok zegara, wpatrując się weń z niepokojem.
– I co teraz będzie? – spytał nerwowo Maciek. – Jak myślicie?
– Tomek, prędko, włącz radio! – powiedziała Asia, zaciskając piąstki. – Musimy posłuchać, co się dzieje we Wrocławiu!
Tomek pospiesznie włączył odbiornik.
– Podajemy ostatnie wiadomości – rzekł spiker rześkim, optymistycznym głosem. – Do użytku oddano kolejny odcinek autostrady, która połączy…
– Udało się! – wrzasnął Maciek radośnie. – Znowu jest tak jak przedtem! Nie będzie więcej karalucha, tak?
– Miejmy nadzieję – mruknął Tomek ponuro i spojrzał na tarczę zegara. – Ale w takim razie zostało nam tylko jedno życzenie.
– I musimy się nad nim naprawdę dobrze zastanowić – wtrącił Maciek półgłosem, patrząc na złote iskierki migoczące zagadkowo na drewnianej obudowie starego zegara. – Bo nie będziemy już mieli kolejnego życzenia, które by nam pomogło, gdyby coś poszło nie tak.
– W takim razie ja chcę lalkę – oznajmiła stanowczo Asia, tupiąc nogą. – Bo ona nikomu krzywdy nie zrobi i na pewno nie zje żadnego mikrofonu, a ja będę się cieszyć!
– Aśka! – rzekł Tomek z potępieniem. – Tobie naprawdę tylko lalki w głowie? Przecież możemy tyle zrobić dla świata!
– Już ja widzę te wasze kolejne znakomite pomysły – prychnęła Asia pogardliwie. – Najpierw były latające torty, potem wielki karaluch, który prawie pożarł reportera…
– Ale jednak nie pożarł – westchnął Maciek. – Poza tym z tymi tortami i z karaluchem to ty sama namieszałaś… Teraz więc zrobimy coś naprawdę dobrego. Tylko co?
– To może poprosimy o to, żeby każdy miał same szóstki w szkole? – zaproponowała niepewnie Asia. – I już nigdy nie będziemy musieli się uczyć na klasówki. Co wy na to?
Maciek spojrzał na Tomka, który pokręcił głową i przewrócił oczami.
– Aśka, ty leniu! – rzekł ze zgorszeniem. – Jeśli wszyscy mieliby tylko same szóstki, to skąd byłoby wiadomo, kto naprawdę coś umie, a kto nie? Ja tam wolę swoje czwórki, na które uczciwie zapracowałem.
Asia obraziła się, słysząc te słowa, i odwróciła się do nich bokiem.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив