Masz wiadomość. Agata Przybyłek
Tego nie powiedziałam.
– Dziwne, bo ja właśnie tak rozumiem te słowa.
– Po prostu się o ciebie martwię. Ostatnio przez stresy nie śpisz i prawie nic nie jesz. Kiedy ostatnio widziałeś się w lustrze? Schudłeś i wszystkie ubrania na tobie wiszą. Może i jesteś tym ludziom potrzebny, ale jesteś moim dzieckiem.
– Tak się składa, że mam ważniejsze rzeczy na głowie.
– Adasiu… – Patrzyła na niego łagodnie. – Jesteś młodym chłopakiem. Wiem, że chcesz dla rodziny Martyny jak najlepiej, ale zostaw pewne sprawy dorosłym. Nie mogę ci niczego zabronić, bo to twoje decyzje, ale powinieneś korzystać z życia i spotykać się z kolegami, a nie stale być do ich dyspozycji.
– Ty chyba nie masz za grosz empatii, mamo – mówił do niej z pretensją. – Nie rozumiesz, że ci ludzie niedługo będą moją rodziną? Mają poważne problemy. Ataki padaczki uszkadzają mózg Marylki i jej stan z każdym dniem się pogarsza. Chyba naprawdę nie wiesz, co to znaczy mieć chore dziecko.
– Wyobraź sobie, że jestem matką i wiem. Aż za dobrze.
– W takim razie powinnaś mnie zrozumieć. – Patrzył na nią z wyrzutem. – Kto inny ma im pomóc, mamo? Nie mają nikogo poza mną. Kto ma być za nich odpowiedzialny?
Gdy z perspektywy czasu myślał o tych wszystkich kłótniach, to było mu wstyd. Szanował swoich rodziców i wielokrotnie pluł sobie później w twarz, że tak się od nich odsunął. Teraz już wiedział, że matka miała rację. Dziecko powinno być dzieckiem i żaden dorosły nie powinien wymagać od niego więcej, niż pozwalają na to jego możliwości. On robił wtedy zdecydowanie więcej. W wieku osiemnastu lat przerwał naukę w technikum i poszedł do pracy, żeby pomóc rodzinie Martyny. Przesiadywał w tartaku od świtu do nocy, a jego jedyną formą odpoczynku był sen. Oddawał tym ludziom wszystkie ciężko zarobione pieniądze, nie mówiąc już o tym, że z czasem zupełnie porzucił perkusję. Ku niezadowoleniu chłopaków rozwiązał swój zespół, bo inne rzeczy wydawały mu się wtedy ważniejsze.
– Granie to tylko błahostka. Nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem – powiedział do nich na odchodne, czego również teraz żałował. Brakowało mu muzyki i wielokrotnie zastanawiał się, jak wyglądałoby dziś jego życie, gdyby z niej nie zrezygnował. Gdyby mógł cofnąć czas, postąpiłby zupełnie inaczej. Pewnie pomagałby rodzinie Martyny, bo był wyczulony na ludzką krzywdę, ale nie kosztem rezygnacji z siebie i swoich pasji. Miał trochę żal do ojca Martyny, że go wykorzystywał. Matka miała rację. Żaden nastolatek nie powinien znaleźć się w takiej sytuacji. Żadnemu dziecku nie powinno się odbierać ani jednego dnia dzieciństwa i wymagać od niego więcej, niż pozwalałyby na to jego możliwości.
Niestety, wtedy postrzegał to wszystko inaczej. Zapędził się w pomaganiu i z czasem zapewnienie pomocy rodzinie Martyny stało się sensem jego życia. Chociaż wiele osób mówiło mu, że to głupie, zrezygnował ze szkoły i nie podszedł do matury. Regularnie wstawał przed piątą, żeby pójść do tartaku, i wychodził z niego często jako ostatni. Nieraz nie miał nawet czasu dla Martyny, bo wracał tak późno, że od razu kładł się do łóżka. A gdy pieniądze, które zarabiał, przestały jej rodzinie wystarczać, wyjechał za granicę i pracował tam przez kilka miesięcy, żeby sprostać ich oczekiwaniom.
Niestety, zamiast okazać mu wdzięczność, Martyna zaczęła wtedy go zdradzać. On urabiał się po łokcie, żeby zapewnić jej wszystko, co najlepsze, a ona poszła do łóżka z jego kolegą, bo, jak to powiedziała, gdy z nią zrywał, on lepiej ją rozumiał.
Adam dowiedział się o tym podczas jednego z powrotów do Polski. Wracał regularnie co drugi weekend i pewnego razu coś go podkusiło, żeby wziąć do ręki jej telefon. Właściwie sam nie wiedział, dlaczego właściwie to zrobił. Była akurat w łazience, a komórka zawibrowała, informując o nowej wiadomości.
– Co ty robisz? – Martyna od razu pobladła, widząc go ze swoim telefonem.
Zamiast cokolwiek powiedzieć, rzucił aparat na łóżko i wyszedł. Zwykle nie nadużywał alkoholu, ale tamtego wieczoru porządnie się upił. Jeżeli można było powiedzieć, że czegokolwiek wymagał od swojej kobiety, to właśnie wierności. Tamtego wieczoru wręcz fizycznie bolało go serce. Wszystkiego by się w życiu spodziewał, ale na pewno nie tego, że tak go zrani. Nie mógł uwierzyć, że po tym, ile dla niej poświęcił, mogła tak zniszczyć ich związek.
Martyna przyjechała do jego rodziców, ale powiedział domownikom, żeby jej nie wpuszczali. Stojąc pod domem, kilkanaście razy dzwoniła do niego na komórkę, ale w końcu zdenerwował się i po prostu ją wyłączył. Nie chciał z nią rozmawiać, a tym bardziej jej widzieć. Przed oczami bez końca wirowały mu sceny, jak spotyka się z tamtym chłopkiem. Jak go całuje i mówi, że kocha…
To było nie do zniesienia. Czuł się tak, jakby ugodziła go nożem prosto w serce. Wrócił do pracy zrozpaczony i niejednokrotnie, spacerując ulicą albo siedząc w ciemnym pokoju, myślał o tym, czyby ze sobą nie skończyć. Załamał się zupełnie. Kochał tę dziewczynę i nie wyobrażał sobie bez niej życia. Mimo młodego wieku nie pragnął niczego innego, niż budzić się przy niej co rano i stworzyć z nią prawdziwą, szczęśliwą rodzinę.
Niestety, wyglądało na to, że mimo iż deklarowała to samo, miała na życie zupełnie inne poglądy. I to pomimo tego jak bardzo pomagał jej siostrze i ojcu. To tylko potęgowało jego ból.
– A ja chciałem jej się oświadczyć – mówił rozżalony do matki, która jako jedna z nielicznych osób wspierała go wtedy w cierpieniu. – Już nawet miałem upatrzony pierścionek, a ona… Jak ona mogła, mamo? – pytał ze łzami w oczach. – Jak ona mogła?
Po tym wszystkim długo wracał do siebie. Na początku miał w głowie różne myśli. Zawsze powtarzał, że prawdziwa miłość pokona wszystkie przeciwności i przez chwilę rozważał nawet, czyby nie wybaczyć Martynie. Przez kilka tygodni dzwoniła do niego niemal codziennie, a gdy nie odbierał, pisała wiadomości, w których błagała go, żeby wrócił.
„Jesteś dla mnie wszystkim” – czytał na ekranie, z trudem hamując łzy.
„Ty też byłaś dla mnie wszystkim – miał ochotę odpisać. – Dlaczego więc postanowiłaś to wszystko zaprzepaścić?”
Na szczęście zanim zdążył zrobić coś głupiego, zawsze w porę dochodził do głosu jego rozsądek. Są pewne rzeczy, których nie można wybaczyć, powtarzał sobie w myślach. Przecież jeżeli Martyna zdradziła go jeden raz, mogła zrobić to w przyszłości również po raz kolejny. Raz podważonego zaufania nie można tak łatwo naprawić, a poza tym nie wyobrażał sobie bycia w związku kimś, kogo nie mógł być pewny. Prawdopodobnie za każdym razem, gdyby nie odbierała telefonu, bałby się, że spotyka się z kimś innym. Zawiodła go na całej linii. Naprawdę nie widział żadnej szansy, by jeszcze uratować ten związek.
Leczył swoje złamane serce, mieszkając za granicą i uciekając przed problemami w pracę. Chociaż rodzice mówili mu, że skazywanie się na samotność nie jest najlepszym wyjściem, i wręcz prosili, żeby wrócił do kraju, był nieugięty.
– Chyba łatwiej mi będzie nabrać dystansu, mieszkając daleko stąd – tłumaczył im przez telefon. – A poza tym tutaj mam przynajmniej zajęcie.
– W domu też przecież byś miał – próbowała przekonać go matka.
– Nie, mamo. W domu bym się tylko zamartwiał. Poza tym tutaj jest mniejsze prawdopodobieństwo, że natknę się na Martynę – dodawał na koniec tych rozmów, chcąc przekonać ich do swojego pomysłu.
Ale prawda była taka, że nie chciał jej teraz oglądać. Ani teraz, ani już nigdy.
Dla zabicia