Masz wiadomość. Agata Przybyłek

Masz wiadomość - Agata Przybyłek


Скачать книгу
Będę twoim dłużnikiem.

      – Jak już mówiłem, dobre piwo wystarczy – zapewnił go kumpel, a potem się rozłączył.

      Adam więc zrządzeniem losu rozpoczął pracę w filharmonii. W dodatku, mieszkając u babci, miał do pracy naprawdę blisko.

      Nie chciał się spóźnić, zaparzył więc kawę w ekspresie, a potem wypił ją, stojąc przy szafce. Odstawił kubek do zlewu z zamiarem umycia go później, po czym znalazł w pokoju czyste skarpetki i narzuciwszy na siebie kurtkę, wyszedł z domu z plecakiem. Po drodze wstąpił jeszcze do sklepu, żeby kupić coś na śniadanie i późniejszą przekąskę. Wyposażony w ulubiony jogurt, banany i bułki skręcił w boczną uliczkę i niebawem dotarł do pracy.

      – Witamy w świecie dorosłych, studencie. – Znajomy ochroniarz, miły pan w starszym wieku, poklepał go po ramieniu na powitanie.

      – Dzień dobry, panie Zdzisławie.

      – Ty na próbę chóru, który ma występować w czwartek i w piątek?

      – Ktoś musi zadbać o tych chórzystów.

      Mężczyzna uśmiechnął się lekko i nachylił do niego konspiracyjnie.

      – Właśnie przyjechały solistki.

      – O! To bardzo dobrze. Miałem zamiar na samym początku ustawić dla nich mikrofony.

      – Chłopaku, nie wiem, czy w ich towarzystwie dasz radę skupić się na pracy.

      – Doprawdy?

      – Nie wiem, jak wy, młodzi, nazywacie teraz ładne dziewczyny, ale niezłe z nich foczki.

      Adam roześmiał się głośno, słysząc jego komentarz.

      – Ty się nie śmiej! – zganił go ochroniarz. – Naprawdę!

      – Będę to miał na uwadze.

      – Ja bym na twoim miejscu jakąś poderwał.

      – Więc chyba naprawdę muszą być ładne.

      – O, kochany! Przez ten budynek przewija się mnóstwo kobiet, ale takich nie widziałem od dawna.

      – W takim razie idę ocenić te imponujące okazy. – Adam się zaśmiał i ruszył do windy.

      – Tylko nie mów potem, że cię nie uprzedzałem! – zawołał za nim pan Zdzisiek.

      Na ten dźwięk znowu zachichotał pod nosem i kręcąc głową, poszedł dalej.

      – Coś cię bawi? – zagadnęła go koleżanka z bufetu, która również czekała na windę.

      – Nie, nic – odparł, próbując odzyskać powagę. – Po prostu Zdzisławowi zebrało się na amory.

      – Co ty nie powiesz? – Dziewczyna zerknęła przez ramię.

      – Może szykuje nam się romans stulecia. – Adam znowu się zaśmiał.

      Koleżanka próbowała od niego wyciągnąć jakieś szczegóły, ale nie lubił plotkowania, więc odeszła niepocieszona.

      – Z takim podejściem to ty chyba żadnej laski nie wyrwiesz – rzucił do niego kolega, widząc jej minę.

      Adam przystanął i podał mu rękę.

      – Cześć.

      – Hej – mruknął i kiwnął głową w stronę dziewczyny, która odeszła. – Co jej zrobiłeś?

      – Można powiedzieć, że odmówiłem dostępu do informacji.

      – I za to się obraziła?

      – Najwidoczniej. Ale coś mi mówi, że szybko jej przejdzie.

      – Baby. – Akustyk wywrócił oczami.

      Adam tylko się zaśmiał.

      – To co? Do pracy? – Kumpel wskazał na drzwi, za którymi mieli dziś urzędować.

      – Tak, nie ma sensu tego odkładać.

      – Może i tak, chociaż wypiłbym wcześniej kawę.

      – Zawsze możesz robić jednocześnie jedno i drugie.

      – Wolę dmuchać na zimne. Nie chciałbym zalać sprzętu.

      – Co racja, to racja.

      – Rozłożyłem już wstępnie mikrofony. – Ruszyli w stronę sali. – Jeszcze trzeba podłączyć kable, ale zawsze to jakieś preludium.

      – Preludium?

      – No co? – żachnął się tamten. – W końcu jesteśmy w filharmonii.

      Adam pokręcił głową i zwolnił przy drzwiach.

      – Słyszałem, że już przyjechały solistki. – Złapał za klamkę.

      – Ranne ptaszki z nich. Bus podjechał po siódmej.

      – Ktoś mi mówił, że one pochodzą z Warszawy. Pewnie jechały przez całą noc.

      Kumpel popatrzył na niego z uznaniem.

      – Widzę, że jesteś dobrze poinformowany. Nic dziwnego, że Paulina strzeliła focha.

      – Czy ja wiem? Po prostu mam uszy.

      – Uważaj, bo ci uwierzę. Po prostu powiedz, że masz ochotę na jedną z tych młodych sikoreczek.

      – Sikoreczek? – Adam głośno się zaśmiał. – Stary! Co to w ogóle za teksty?

      – Tak mi się powiedziało, mniejsza o większość. Liczy się przekaz. Przydałaby się w twoim życiu kobieta. – Popatrzył na jego ubranie.

      – Sugerujesz, że śmierdzę albo coś w tym rodzaju?

      – Nie, ale moja Anka na pewno nie wypuściłaby mnie z domu w niewyprasowanej koszulce.

      Adam odruchowo popatrzył na swój strój.

      – Jeśli potrzebujesz tej informacji do szczęścia, to zepsuło mi się żelazko.

      – Naprawdę?

      – Nie. Po prostu nie przywiązuję wagi do takich rzeczy.

      – A powinieneś.

      – Z powodu…? – Popatrzył na niego wyczekująco.

      – Między innymi dlatego, że w takim wydaniu raczej żadnej z tych solistek nie poderwiesz. Jak już mówiłem, niezłe z nich…

      – …tak, wiem. Sikorki. – Adam nie mógł się powstrzymać i musiał trochę go poprzedrzeźniać.

      – Śmiej się, śmiej, ale to nie ja przychodzę do pracy w wygniecionym T-shircie.

      – Jeśli tak cię to boli, to mogę go zdjąć.

      – Ja bym ci raczej radził naprawdę rozejrzeć się za jakąś dziewczyną. Od razu byłbyś w życiu szczęśliwszy.

      – Źle trafiłeś, stary. – Popatrzył mu w oczy.

      – Dlaczego?

      – Bo ja nie twierdzę, że bycie samemu jest złe.

      – Zaraz złe… – upierał się tamten. – Kiepskie to może nie jest, ale związek to jednak związek – dodał enigmatycznie.

      Adam wywrócił oczami i rzucił na krzesło swój plecak. Dotarli do sceny, na której od kilku dni rozstawiali sprzęt. Spod sufitu padało na nich jasne światło dużych lamp, a złote ściany i czarne siedzenia tworzyły unikatowy klimat.

      – Lepiej zajmijmy się pracą, okej? – zaproponował, podwijając rękawy. – Moje kawalerstwo wcale nie jest interesującym tematem.

      Jego


Скачать книгу