Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina

Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina


Скачать книгу
Pytam, bo pomyślałam, że włożyłaś coś przyzwoitego i wystarczy zadbać o dodatki. Ale w tej sytuacji trzeba skompletować cały strój. Kiedy przyjedziesz?

      – Za jakieś czterdzieści, góra czterdzieści pięć minut.

      – No to czekam – odparła krótko i rzeczowo.

      Czterdzieści pięć minut później Nastia stała przed szerokim łożem małżeńskim w mieszkaniu przyrodniego brata i podziwiała starannie rozłożone topy, lekkie żakiety i wąskie spódnice. Dasza biegała jak szalona po ogromnym mieszkaniu, pilnując jednocześnie obiadu, trzyletniego syna Saszeńki, który swoją energią i dociekliwością prześcignął oboje rodziców razem wziętych, oraz Nastii. Była bowiem przekonana, że Nastia na pewno ubierze się niewłaściwie, jeśli zostawić ją samą sobie.

      – Zdejmij ten top – dyrygowała, wymachując chochlą, którą przed chwilą próbowała barszcz. – Za bardzo odsłania biust. Lepiej przymierz tamten.

      – Tamten mi się nie podoba – zaoponowała Nastia.

      – Nikt cię nie pyta o zdanie. Chodzi o to, żebyś ty spodobała się pracodawcy, a nie bluzka tobie, jasne? Sasza! Odejdź od kuchenki, niczego tam nie ruszaj!

      Dasza pomknęła jak strzała do kuchni, ale chwilę później stała już koło Nastii.

      – Do tego topu pasuje bordowa spódnica.

      – Wolę czarną – zaprotestowała Nastia.

      – Nieważne, co wolisz. Czarna spódnica sprawi, że będziesz wyglądać ponuro, a nie ubiegasz się przecież o pracę w zakładzie pogrzebowym. Bordowy kolor jest elegancki i surowy, a przy tym szykowny. I w ogóle przyjmij do wiadomości, że nosi nazwę kiszonej borówki.

      – Twoja kiszona borówka jest bardzo krótka. Będę w niej wyglądać jak puszczalska.

      – Nie mów bzdur, dobrze? Kobiety robią wrażenie puszczalskich nie dlatego, że noszą krótkie spódniczki, ale dlatego, że mają oczy prostytutek.

      Nastia zaniosła się serdecznym śmiechem.

      – Jakie oczy?

      – Daj spokój, Nastiu, nie zmuszaj mnie, żebym powtarzała nieprzyzwoite słowa. Sama wiesz, jakie one mają oczy. Spójrz tylko, wyglądasz w tej spódnicy wspaniale. Masz przecież bardzo zgrabne nogi, szkoda, że je ukrywasz pod dżinsami. Teraz zajmijmy się żakietem.

      – Może nie będzie potrzebny? – zapytała Nastia z wahaniem. – Ugotuję się w nim w tym upale.

      – Ciekawy tok rozumowania! Przyzwoita asystentka w przyzwoitym biurze zawsze powinna wyglądać przyzwoicie, bez względu na pogodę. Twój strój powinien świadczyć o tym, że rozumiesz i podzielasz tę opinię. Jeśli się zjawisz w bluzce z dekoltem do pasa, wszyscy od razu pomyślą, że właśnie tak zamierzasz chodzić do pracy. To niepoważne.

      Nastia westchnęła ciężko, po czym przymierzyła parę żakietów i wybrała jeden, z krótkimi rękawami.

      – Ten jest odpowiedni?

      – Owszem. – Dasza kiwnęła głową z aprobatą. – Zrób teraz makijaż, a potem zjemy obiad. Przed wyjściem poszukamy ci sandałów i cała naprzód.

      – Obawiam się, Daszuniu, że z obiadu nici. Nie mam już czasu.

      – Nie chcę tego słuchać. – Dasza energicznie pokręciła głową, wskutek czego jej gęste włosy w kolorze miodowego blondu zawirowały wokół delikatnej twarzyczki z olbrzymimi niebieskimi oczami.

      Nastia spojrzała na zegarek i doszła do wniosku, że jeśli pośpieszy się z makijażem, będzie mogła zjeść obiad, by nie zdenerwować Daszy. W końcu makijaż nie musi zmienić jej nie do poznania. Powinna jedynie doprowadzić twarz do porządku, żeby nie była blada i mało wyrazista.

      – Przekonałaś mnie. – Uśmiechnęła się. – Tylko raz-dwa.

      – Jakie są pani umiejętności? – pytano ją.

      Nastia odpowiadała gorliwie:

      – Pięć języków obcych, w tym angielski i francuski, obsługa komputera ze znajomością podstaw programowania, mogę zająć się statystyką albo redakcją.

      Wyglądała na kobietę w „odpowiednim wieku” – nie na smarkulę, ale też nie na starszą panią. Była atrakcyjna i elegancko ubrana.

      – Jakiego wynagrodzenia pani oczekuje?

      – Co najmniej sześćset dolarów – odpowiadała, zdając sobie sprawę, że suma wydaje się raczej śmieszna.

      O to jednak chodziło, żeby wydawała się śmieszna. Nastia pragnęła zrobić wrażenie osoby niewymagającej i nieświadomej swoich zalet. Musiała zadać ważne pytanie, to jednak wymagało dłuższej rozmowy i zainteresowania ze strony pracodawców. Gdy uznawała, że nadeszła odpowiednia chwila, mówiła:

      – Jesteśmy z mężem uciekinierami z Kazachstanu. Rosjanie nie są tam lubiani, więc oboje straciliśmy pracę. Może znajdzie się u was coś dla niego?

      – A co mąż potrafi?

      – To zawodowy wojskowy, niedawno przeszedł do rezerwy, ale zachował doskonałą kondycję fizyczną. Był w Afganistanie i Czeczenii, zna sztuki walki i jest specjalistą w zakresie ochrony.

      W odpowiedzi najczęściej słyszała:

      – Niestety, nie potrzebujemy takiego pracownika.

      Albo:

      – Niedawno znaleźliśmy odpowiednią osobę, trochę się pani spóźniła.

      No cóż, to zrozumiałe, profesjonalistów, którzy odeszli z wojska albo z milicji i chcą znaleźć pracę w sektorze komercyjnym, jest o wiele więcej niż młodych atrakcyjnych kobiet z długimi nogami, znających pięć języków obcych i obsługujących komputer.

      O ósmej, gdy ostatnie wybrane na dziś biuro zostało zamknięte, Nastia była ledwie żywa. Miała wrażenie, że spuchnięte w upale stopy już na zawsze zrosły się z sandałami, a jedwabny żakiet waży co najmniej trzy pudy i całym swoim ciężarem przygniata jej ramiona.

      Przestąpiwszy próg mieszkania, cisnęła na podłogę reklamówkę, w której przez pół dnia taszczyła dżinsy, koszulkę i tenisówki, po czym pokuśtykała do kuchni i opadła na krzesło. Nie była w stanie się ruszyć.

      – Co to niby ma znaczyć? – Aleksiej zapytał ze zdumieniem, wychodząc z pokoju. – Jak ty wyglądasz?

      Zdjął nawet okulary, żeby lepiej się przyjrzeć żonie. Był dalekowidzem, więc wkładał je, gdy czytał albo pracował przy komputerze.

      – No jak? Według mnie przyzwoicie.

      – Rzeczywiście. – W zamyśleniu obejrzał ją od stóp do głów. – Jeśli jednak dobrze pamiętam, rano wyglądałaś inaczej. Chyba że się mylę?

      – Nie, słoneczko, ty się nigdy nie mylisz, zawsze masz absolutną rację, co niekiedy doprowadza mnie do rozpaczy.

      – Jasne. – Uśmiechnął się i usiadł przy stole. – Czyje to fatałaszki? Bo na pewno nie twoje.

      – Daszeńki. Nie miałam czasu, żeby przyjechać się przebrać, więc wpadłam do niej, to o wiele bliżej.

      – Z jakiego powodu ta maskarada?

      – Szukam pracy. Jestem głodna, Losza. Chciałabym też zdjąć sandały. Pomożesz?

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте


Скачать книгу