Obserwując. Блейк Пирс
Dało się usłyszeć nerwowe głosy wydobywające się z sąsiednich pokojów. Riley nabrała ruchów — włożyła kapcie, szlafrok i otworzyła drzwi od pokoju. Wyszła na korytarz. Drzwi w innych pokojach były otwarte na oścież. Dziewczyny wystawiały głowy, pytając, co się stało. Riley udało się dostrzec przynajmniej jedną rzecz, która ją zaniepokoiła. Gdzieś w połowie korytarza jakaś dziewczyna upadła na kolana i szlochała. Riley pospieszyła w jej kierunku.
Heather Glover, uświadomiła sobie.
Heather była z nimi w Norze Centaura. Była tam nadal z Trudy i innymi, kiedy Riley wyszła. Teraz Riley już wiedziała — to właśnie krzyk Heather słyszała. Przypomniała też sobie…
Heather jest współlokatorką Rhei!
Riley zbliżyła się do łkającej dziewczyny i przykucnęła przy niej.
— Co się stało? Heather, co się stało? — spytała.
Płacząc i krztusząc się, Heather wskazała na otwarte drzwi tuż obok.
Zdołała wysapać:
— Rhea. Ona…
Heather nagle zwymiotowała. Unikając strumienia wymiocin, Riley wstała i zajrzała do pokoju akademika. W świetle, które wpadało z korytarza, widać było jakąś plamę na podłodze — ciemnego koloru ciecz. Na początku myślała, że to jakiś rozlany napój. Wtedy przeszedł ją dreszcz…
Krew.
Już kiedyś widziała taką kałużę krwi. Tego widoku nie można z niczym pomylić. Przekroczyła próg i szybko dostrzegła Rheę leżącą na swoim tapczanie, w ubraniach, i z szeroko otwartymi oczyma.
— Rhea? — Riley spytała.
Przyjrzała się bliżej. Dopadł ją odruch wymiotny. Gardło Rhei było poderżnięte niemalże od ucha do ucha. Rhea była martwa — co do tego Riley nie miała wątpliwości. Nie była to pierwsza zamordowana kobieta, którą widziała w swoim życiu. Nagle Riley usłyszała kolejny krzyk. Przez chwilę zastanawiała się, czy należał on może do niej samej. Ale nie — wydobywał się zza niej.
Riley obróciła się i zobaczyła stojącą w progu Ginę Formaro. Ona również imprezowała z nimi w Norze Centaura tamtej nocy. Z tego szoku miała szeroko otwarte oczy i trzęsła się cała, była też zupełnie blada. Riley zdała sobie sprawę, że ona sama czuła się wyjątkowo spokojna, wcale nie przestraszona. Wiedziała również, że była najprawdopodobniej jedyną studentką, która nie była w stanie paniki. To od niej zależało, czy sprawy nie potoczą się jeszcze gorzej.
Riley delikatnie złapała Ginę za ramię i wyprowadziła ją z drzwi. Heather wciąż była w tym samym miejscu, gdzie zwymiotowała; wciąż szlochała. Inne zagubione studentki powoli zaczynały zbliżać się w stronę pokoju. Riley zatrzasnęła drzwi i stanęła przed nimi.
— Odsunąć się! — krzyknęła do zbliżających się dziewczyn. — Trzymać się z daleka!
Riley była zdziwiona siłą i przekonaniem płynącymi z jej głosu. Dziewczyny jej posłuchały, tworząc półokrąg wokół pokoju. Riley krzyknęła znowu:
— Niech ktoś zadzwoni po policję!
— Po co? — któraś z dziewczyn spytała.
Wciąż klęcząc na podłodze w kałuży wymiocin przed sobą, Heather Glover zdołała wymamrotać…
— Chodzi o Rheę. Została zamordowana.
Nagle w korytarzu rozległ się dziki szum — niektóre dziewczyny krzyczały, inne wzdychały, jeszcze inne szlochały. Kilka z nich ponownie próbowało zbliżyć się do pokoju.
— Nie podchodzić! — powtórzyła Riley, wciąż blokując drzwi. — Zadzwońcie po policję!
Jedna z dziewczyn, które miały komórki, trzymała swoją w ręce. To ona wykonała telefon. Riley stała tam, zastanawiając się…
Co powinnam teraz zrobić?
Jedną rzecz wiedziała na pewno — nie mogła wpuścić żadnej z dziewczyn do pokoju, w którym było ciało. I tak na piętrze panowała już panika. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby więcej ludzi zobaczyło, co było w środku. Była też pewna, że nikt nie powinien się kręcić przy…
Przy czym?
Przy miejscu zbrodni, uświadomiła sobie. Pokój był miejscem zbrodni. Pamiętała — musiała to pamiętać z filmów lub seriali — że policja będzie chciała zobaczyć miejsce zbrodni na tyle nienaruszone, na ile to możliwe. Mogła jedynie czekać i pilnować, by wszyscy trzymali się z daleka.
Jak na razie wszystko szło dobrze. Półkole studentek zaczęło się rozchodzić do mniejszych grupek, kierując się do pokojów albo tworząc zbitki na korytarzu, żeby mieć z kim podzielić się swoim przerażeniem. Dało się usłyszeć dużo płaczu, a czasem nawet niskie zawodzenie. Pojawiało się więcej telefonów — kto takowy posiadał, dzwonił do rodziców lub przyjaciół, żeby opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Riley sądziła, że to nie był najlepszy pomysł, ale i tak nie miała jak ich powstrzymać. Przynajmniej trzymały się z dala od pokoju, którego pilnowała. W końcu zaczęło do niej docierać jej własne przerażenie. Obrazy z wczesnego dzieciństwa zalały umysł Riley…
Riley i Mamusia były w sklepie ze słodyczami — Mamusia lubiła rozpieszczać Riley! Kupowała jej dużo, dużo słodyczy. I obie śmiały się radośnie, aż do momentu, gdy…
Jakiś mężczyzna zbliżył się do nich. Miał dziwną twarz, płaską i bez wyrazu, niczym z jednego z koszmarów Riley. Dopiero po chwili Riley zauważyła, że miał na głowie pończochę — taki sam rodzaj, jaki nosiła Mamusia. I trzymał w rękach pistolet. Zaczął krzyczeć na Mamusię…
— Torebka! Dawaj torebkę!
W jego głosie było słychać to samo przerażenie, które odczuwała Riley. Riley spojrzała na Mamusię, myśląc, że postąpi ona tak, jak kazał ten mężczyzna. Ale Mamusia zbladła i cała się trzęsła. Zdawało się, że nie rozumiała, co się działo.
— Dawaj torebkę — krzyknął znowu mężczyzna.
Mamusia po prostu stała, zaciskając torebkę. Riley chciała powiedzieć Mamusi…
„Mamusiu, posłuchaj tego pana. Daj mu swoją torebkę”.
Ale z jakiegoś powodu słowa nie wydobywały się z jej ust. Mamusia zachwiała się nieco, jak gdyby chciała uciec, ale jej nogi nie mogły się ruszyć. Następnie był błysk oraz głośny, straszny hałas…
… i Mamusia upadła na podłogę, lądując na boku. Z jej klatki piersiowej trysnęła głęboka czerwień; kolor ten przesiąkł jej bluzkę i utworzył kałużę na podłodze…
Riley została wyrwana z powrotem do rzeczywistości przez dźwięk zbliżających się syren. Lokalna policja nadjeżdżała. Odczuła ulgę, że władze były na miejscu i mogły przejąć… cokolwiek pozostało do zrobienia. Zobaczyła, że chłopcy, którzy mieszkali na drugim piętrze, schodzili na dół i wypytywali dziewczyny o to, co się działo. Byli w różnym stopniu ubrani — koszule i dżinsy, piżamy i szlafroki. Harry Rampling, sportowiec, który zaczepił Riley w barze, przebił się aż do drzwi, których teraz pilnowała. Przepchnął się przez dziewczyny, które wciąż tam się kręciły, i wpatrywał się w nią przez chwilę.
— Co ty sobie wyobrażasz? — warknął.
Riley nic nie powiedziała. Próby wyjaśniania nie miały sensu — zwłaszcza że policja mogła się pojawić w każdej chwili. Harry uśmiechnął się lekko i groźnie dał krok w stronę Riley. Jasne było, że wiedział już, że w środku była martwa