Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca. Fredro Aleksander

Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca - Fredro Aleksander


Скачать книгу
co?

      JAN

      Nie wiem.

      RADOST

      Macież5 go! Już szaleć zaczyna,

      Już, Bogu dzięki. – Jeździć, latać nocą…

      I czegóż stoisz? Panie, zawrót głowy?

      Hm! wstręt do wody! Co – wina pragnienie?

      JAN

      Stoję na warcie, muszę być gotowy

      Otworzyć okno na pierwsze skinienie.

      RADOST

      Na co otworzyć?

      JAN

      Dla mojego pana:

      Tędy wychodzi, tędy się i wchodzi.

      RADOST

      załamując ręce

      Przez okna łazić śród6 jasnego rana!

      To waryjata7 prawdziwie dowodzi,

      ironicznie

      I kiedyż wróci na swoje wesele?

      JAN

      Jeśli mu wierzyć, miał o trzeciej wrócić.

      RADOST

      do siebie

      O, muszę, muszę cugli mu przykrócić!

      O, czego nadto, tego i za wiele!

      Słychać pukanie do okna.

      JAN

      idąc do okna

      Niechże pan łaje, bo przybywa właśnie.

      Otwiera okno.

      SCENA III

      Gustaw ubrany do konia, Jan, Radost w głębi.

      GUSTAW

      włażąc przez okno

      To czas! – niech go piorun trzaśnie!

      JAN

      Dobrze pan mówi: bogdajby go trzasnął!

      GUSTAW

      A co? Śpią jeszcze?

      JAN

      Byłby sen nie lada!

      GUSTAW

      Trochem się spóźnił.

      JAN

      Mnie to pan powiada.

      GUSTAW

      Pewnieś nie dospał.

      JAN

      Gdybym był choć zasnął.

      GUSTAW

      oddając pręt, czapkę, rękawiczki i ocierając twarz

      No, prawdę mówiąc, jak jestem na świecie,

      Jeszczem tak pięknie zębami nie dzwonił:

      Wicher, deszcz, zimno… psa by nie wygonił.

      RADOST

      A ciebie wygonił przecie.

      SCENA IV

      Radost, Gustaw.

      GUSTAW

      A stryjaszek!całując w rękę/

      Dzień dobry!

      RADOST

      ozięble

      Witamy z podróży!

      GUSTAW

      Już wstałeś?

      RADOST

      Jeszcześ nie spał?

      GUSTAW

      Dość czasu.

      RADOST

      Dzień duży.

      GUSTAW

      Dopiero świta.

      RADOST

      Świta, ale w twojej głowie.

      GUSTAW

      Niech i tak będzie, niech świta na zdrowie.

      Byle mnie kochał stryjaszek kochany,

      Był mi zawsze zdrów, czerstwy i rumiany.

      Lecz, cóż to? mars? mars? fe! precz z nim do licha!

      zaglądając w oczy

      No… proszę… troszkę. – Niknie wyraz srogi.

      Czoło się równa, oko się uśmiecha.

      Otóż tak lubię,/ ściskając go/

      mój stryjaszku drogi!

      RADOST

      płaczliwie, zawsze dając przestrogi

      Mój Gustawie, powiedz mi: chcesz, czy nie chcesz żony?

      GUSTAW

      Chcę, chcę, stryjaszku.

      RADOST

      Pewnie?

      GUSTAW

      Jestem jej spragniony —

      RADOST

      Jakiże to więc sposób wyszukałeś sobie?

      GUSTAW

      Ja nic dotychczas nie wiem o sposobie.

      RADOST

      Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy.

      GUSTAW

      I cóż!

      RADOST

      zniecierpliwiony

      Cóż! Panna!

      GUSTAW

      A, bardzom ciekawy.

      Co moją pannę to obchodzić może,

      Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę?

      Nie śpię – tem lepiej dla niej, bo na jawie

      Nią


Скачать книгу

<p>5</p>

macież (daw.) – no macie, macie przecież; macież go – oto on; proszę, jaki on jest. [przypis edytorski]

<p>6</p>

śród (daw.) – wśród. [przypis edytorski]

<p>7</p>

waryjat – dziś: wariat. [przypis edytorski]