Tropy. Franciszek Mirandola
Szemrze wiatr, słabo coś na rąbku spiżowym wygrywając. Szarpnięcia trzeba. Drżąca ręka starca spoczęła na ramie okiennej, dzwonnicy, siwa głowa zwrócona ku wschodowi. Stoi.
Serce uprzedziło dzień, przymusiło stare nogi, ręce… Serce bywa czasem dokuczliwe.
Szarość się srebrna rozpłynęła wokół, a z tej topieli wynurzać się powoli zaczęły zębate szczyty, ostre igle, długie grzbiety nasiekane i spuściste garby dachów.
Jako prawda uznane i dlatego natrętne, co dnia się narzucające panowanie złudy pocznie się niebawem.
Chociaż kto wie… nie powiedziano wyraźnie, po czym to poznamy ów świt inny, upragniony.
Ostatnie momenty skupienia w ciszy i bezkształcie, kiedy dusza nie rwie się jeszcze w stu sprzecznych kierunkach.
Słyszę pacierz poranny obłoków poważnie sunących, ledwo zarysowanych na niebie.
Dzwonnik czeka z ptakiem zaśnionym na ramieniu.
Bóg-Orzeł posłyszał oddech przyspieszony, gorączkowy. Tam w dole pracował człowiek, śpieszył się…
Z wysiłkiem, z napięciem całej woli pracował ów człowiek łopatą. Wbijał ją w twardy, kamienisty grunt i wyrzucał w powietrze czarne, rozlatujące się gruzły.
Padały z ciężkim łoskotem, podobnym do westchnienia.
Tak, tak, pomyślał, śpieszy się… a wiedząc, iż mu ulży i sił doda, pytając (bo człekowi pomaga rozmowa o wielkim celu), zagadnął:
– Hej! Jakże tam robota?
Gruzły przestały padać, łopata szczękła42 o bruk, a z dołu doszły wyrazy wyrzucone ze zdyszanych piersi:
– Idzie… idzie… bo ja wiem zresztą… Może… gdyby noce dłuższe… gdyby długo, długo pożyć…
– Albo mieć komu zostawić łopatę…
– Hm… to trudno… trudno… Wolałbym dożyć…
– Nie bój się! Nie bój! Dożyjesz… myślę, że dożyjesz…
– Tak myślisz… ano to i dobrze…
Znowu rozległo się pośpieszne kopanie. Człowiek pracował, by nagrodzić czas paru sekund na rozmowie zmarnowany… Tętniło o kamienie żelazo, padały z ciężkim postękiem wielkie gruzły ziemi… a nad pracującym coraz to się robiło jaśniej i jaśniej.
– Co on robi? – spytałem wszystkowidza43 zawieszonego wysoko.
I usłyszałem werset znany, ach znany… ale zapomniany werset z pieśni O krzyżowaniu Tęsknoty.
„I dam im moc wytrwania, iż ze świata ducha uczynią przekop w życie codzienne, a wody niebiańskie spłyną i omyją, i użyźnią je… i pięknym się stanie”.
Zawieszony na skrzydłach wysoko Bóg-Orzeł patrzył na wznoszący się, to znów chylący grzbiet pracującego z wysiłkiem i przytakiwał głową jego ruchom.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.